Deweloper gry Blossom Tales uratowany od zamknięcia, dzięki… Nintendo Switch

Wczoraj wydawca gry Blossom Tales, FDG Entertainment, opublikował tweeta o wynikach sprzedaży produkcji ze studia Castel Pixel.

Według informacji w nim zawartych, sprzedaż gry na platformę Nitendo Switch przekroczyła tą ze steama dwudziestokrotnie!

Brzmi to imponująco, jednak mnie najbardziej zastanawia – dlaczego tak się stało?

Z suchych informacji ze SteamSpy, do dzisiaj grę posiada 2,656 ± 1,642 osób. Skąd taki rozrzut? Wiele profili jest prywatnych, często recenzenci ukrywają się by nie było ich widać w statystykach. Myślę więc, że dla ułatwienia można przyjąć 3000 sprzedanych kopii gry. Wiadomo też, ile Steam przelewa pieniędzy na konto developerów gry – 70%. Przy założeniu braku innych kosztów, uśredniając cenę z największych rynków (czyli 50zł), daje to zawrotną sumę 105 tys złotych na rok sprzedaży. Jako iż producenci mieszkają w USA wychodzi to około 30 tys zielonych dolarów. O ile można uznać, że w Polsce da się za to żyć, to już za granicą ciężko przeżyć (szczególnie, że studio nie jest jednoosobowe).

Z tweeta wiadomo, że w trzy miesiące dochód z Blossom Tales był większy dwudziestokrotnie. Nie wiem ile zabiera pieniędzy wielkie N, które zmieniło trochę swoją politykę, a dev kit kosztuje tylko 450$,  to dla dobra ogółu przyjmę taki sam podział. Więc: 30 tys razy 20 = 600 tys zielonych. Od razu buzia się uśmiecha i powraca chęć do tworzenia gier, więc pewnie po spłaceniu długów deweloperzy powrócą z jakimś nowym pomysłem, który uszczęśliwi graczy. (Tak, te założenia są tylko dla zobrazowania kwoty, nie mam pojęcia ile razy gra była przeceniania, wydawana w bundlach i ile zabiera wydawca itd.)

Więc co jest problemem? Czemu gra na komputery osobiste sprzedała się tak słabo a na Switcha tak dobrze? Ja widzę tutaj kilka problemów.

Blossom Tales czerpie garściami, wręcz wyrywa włosy serii The Legend of Zelda. Żadna część nie wyszła na blaszaki, przez co duża część graczy jest niezaznajomiona, mechanika wydaje się dziwna no i o ile grafikę większość przeboleje – to po prostu tytułu nie rozumieją.

Nie ma na komputerach osobistych zakorzenionej chęci grania w takie produkcje. Gracze pecetowi są też bardziej wymagający, w końcu mają większość gier jaka wychodzi na świecie od Indie deweloperów. Produkt studia Castel Pixel był praktycznie niereklamowany, a praktycznie żadna z dużych stron o nim nie napisała. Co się dziwić, masa twórców chce by ich produkcje znalazły się na pierwszej stronie największych branżowych serwisów. Bez tego ciężko o sprzedaż na wypełnionej po brzegi platformie Steam. Dostają się tylko perełki, a reszta musi liczyć na recenzję w mniejszych serwisach i samo upowszechnienie się gry wśród graczy.

Częścią sukcesu jest samo wydanie Blossom Tales na Nintendo Switch.

Gier na konsolę Nintendo nie wychodzi za wiele, a te bardziej rozbudowane od razu są podłapywane przez największe serwisy, bo o ile na komputerach osobistych tytuł praktycznie nie istniał, to tutaj jest cennym okazem. Do tego dobre wstrzelenie się z datą premiery, gdzie w tym okresie czasu nie mogliśmy liczyć na żaden większy tytuł, gracze z dolarami w kieszeniach kupią wtedy wszystko co jest w jakimkolwiek stopniu grywalne.

Jeśli dorzucicie do tego tytuł, który przypomina ich lata młodości – hit murowany. Średnia cena kształtuje się na takim samym poziomie co wersji na PC – jest wiele innych gier na Swicha o podobnym pułapie cenowym. Dalej biblioteka na Nintendo Switch nie imponuje różnorodnością i niektórych gier zawsze będzie brakować – ale tutaj dochodzi coś innego. W niektóre gry po prostu gra się lepiej na konsoli, szczególnie w przenośnym wydaniu. Czasami tytuł nie pasuje na daną platformę, mimo pozytywnych uczuć jakie odbieramy, czuć że to nie jest to i czegoś brakuje. Tak dla mnie było ze Stardew Valley, Enter the Gungeon i paroma innymi produkcjami – dosłownie ktoś pchnął w nie drugie życie, tylko dzięki temu, że mogę pograć leżąc w łóżku czy czekając na autobus.

Chciałbym napisać, że słabe gry się nie sprzedają, ale na konsolach sprzedaje się wszystko.

Gracze konsolowi mają mniejsze wymagania co do tytułów wypuszczanych na ich platformy, jedynie największe crapy (jak Life of Black Tiger) odpadają i nigdy już nie wracają. O ile na PC teraz jest odwrót od wielkich produkcji, ostry bojkot gier AAA i mikropłatności, nie przeszkadza to wydawcom tych tytułów chwalić się coraz to lepszymi wynikami sprzedażowymi. Gdzie statystyki na blaszakach są nieubłagane, gry multiplayer takie jak nowy Star Wars: Battlefront II na PC to tylko 10-15% całkowitej sprzedaży. Tworzy to ładny obraz, gdzie „bezpieczniej” wydać swój niedorobiony tytuł.

Nie oznacza to, że Blossom Tales jest słabą produkcją bo zdecydowanie nie jest i zasługuje na uwagę.

Twórcy przeliczyli się z popularnością Zeldy na rynku PC.

W wielu ich wypowiedziach, gdzie wskazywali chęć przeniesienia i dobrego oddania słynnej serii na komputery osobiste, czuć było satysfakcję i pewność tego co robią. W końcu miał być to pierwszy taki dobrze zrobiony „klon”. Rynek niestety okrutnie jednak ich zweryfikował – nie ma miejsca na takie gry. Śmieszne jest to, że uratowała ich platforma z której kopiowali pomysły. Gracze na Nitendo Switch z chęcią przyjmą każdą ilość Zeldowatych tytułów – Zeldy nigdy za wiele!

Nie wiem ile z tego co napisałem tutaj, ma pokrycie w rzeczywistości – wydaje mi się, że większość (łatwo uważać samego siebie za nieomylnego). Wiem na pewno, że news niedługo obiegnie całą branżę gier (jeśli już tego nie zrobił) i twórcy dostaną darmową reklamę ich gry. Można więc założyć jeszcze większą sprzedaż Blossom Tales, wiele osób będzie chciało się dowiedzieć co to za gra i czemu ludzie ją kupują – to kupię i ja.

Tutaj krótki trailer, być może i was ona zainteresuje i przyczynicie się do jeszcze większego sukcesu firmy 😉