Star Wars: Battlefront II – recenzja

Na horyzoncie powoli majaczą Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi, więc EA zdmuchuje kurz z Battlefront’a i podaje nam go, chwaląc się nowościami jakie tam spotkamy. Tym, co ma nas przykuć do fotela, miała być kampania singlowa, ponieważ to na jej brak gracze narzekali w poprzedniej części. Usprawniono i dodano kilka trybów do gry multi, ale żeby nie było za pięknie — wszystko zostało potraktowane mikropłatnościami. Jak to wyszło w całości, zapraszam dalej.

Battlefront

Dawno, dawno w odległej galaktyce…

Grę standardowo zacząłem od singla. Czas fabuły rozgrywa się okolicach zniszczenia drugiej Gwiazdy Śmierci, a postacią, którą przyjdzie nam kierować to Iden Versio, dowódca oddziału Inferno.

Przygodę zaczynam w momencie pochwycenia mnie przez rebelię i czekam na przesłuchanie na ich statku. Jestem ważnej rangi dowódcą, więc nie wiem dlaczego, ale żaden z rebeliantów nie pilnuje mojej celi. Zdalnie uruchamiam droida, uwalniam się i uciekam ku wolności. Misja ta utrzymana jest w konwencji skradankowej, jednak EA średnio poradziło sobie z tym i jakość poruszania się w cieniu jest znikoma. Przeciwnicy czasem widzą nas przez ściany, a czasem wcale. Kiedy jeden z rebeliantów dowie się o nas, nagle całe pomieszczenie wypełnia się pociskami lecącymi w naszym kierunku, więc odpuściłem skradanie i siałem śmierć z karabinu. Ciekawie też działają checkpointy: jeśli goni nas stado rebeliantów a dopadniemy punktu zapisu, po czym zginiemy — przygodę zaczynamy w miejscu śmierci, ale alarm nie jest podniesiony. Jest to mega uproszczenie, które kłuło w oczy.

Opowieść kontynuowana jest kilka lat po ucieczce, podczas wykonywania misji, nagle nad moją głową zostaje zniszczona Gwiazda Śmierci. Gdy wracam do dowództwa po rozkazy, dowiaduję się, że Imperator nie żyje. Jego ostatnim rozkazem było wykonanie akcji Popiół i wokoło tego zadania rozgrywa się reszta kampanii. Oczywiście, niewyjaśnione zostaje na czym akcja Popiół ma polegać. Miało to chyba utrzymać mnie w napięciu, ale efekt był odwrotny.

Battlefront

Na chwilę miałem okazję wcielić się w Luka Skywalkera i spotkać na wyspie Pillio jednego z członków oddziału Inferno — Dela. Jako przedstawiciel dobrych i szlachetnych Jedi pomagam mu i daruję życie, zatem on jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia swoje poglądy.

Wracamy do wątku Iden Versio, która na własne oczy przekonuje się czym ma być akcja Popiół. Jedna z planet oddana Imperatorowi ma zostać zniszczona jako pokaz siły i bezwzględności Imperium. Oczywiście nie godzę się na takie postępowanie i wraz z Delem sprzeciwiam się rozkazom. W tym momencie zostałem uznany za zdrajcę i dezertera. Jak łatwo się domyślić — następnym krokiem jest przystąpienie do Rebelii.

Cała historia niezbyt mnie interesowała, w pewnym momencie robi się ciekawiej to zaraz znowu zaczyna być nużąca. Postacie zostały mało ciekawie zarysowane a prostolinijność wręcz z nich spływa, Luke Skywalker jest przesadnie rycerski i wypada jak typowy Hollywoodzki bohater. Fabuła jest przewidywalna i mało w niej nagłych zwrotów akcji.

Spokojnie, mamy jeszcze drugą połowę statku

Po rzuceniu okiem na singla przyszła kolej na multi. EA oddało nam do dyspozycji: „Uderzenie”, „Potyczka”, „Natarcie myśliwców”, „Galaktyczny szturm” oraz „Bohaterowie i Złoczyńcy”. Każdy z nich różni się nieco celami oraz dostępnymi postaciami. Nie będę opisywać każdego z osobna, ponieważ wszystkie mają cechy wspólne. Po dołączeniu do gry zostajemy losowo dobrani, co jest nieco wadą, ponieważ brak systemu podziału graczy rozdziela ich nierówno pod względem umiejętności. Łatwo się domyślić, że czasem bitwa jest mocno przeważona na jedną ze stron. Na przykładzie Galaktycznego szturmu, gdzie jedna ze stron jest atakująca a druga — atakowana. Agresorzy zdobywają kolejne punkty na mapie. Jeśli zdobędą wszystkie — wygrywają rundę. Obrońcy muszą strzec tych punktów zabijając napastników, agresorzy mają ograniczoną liczbę łączną odrodzeń – 100. Gdy ta liczba spadnie do zera przegrają natarcie. Następnie strony zostają zmienione i mamy rundę drugą.

Battlefront

Standardowe dostępne postacie dla każdej frakcji są takie same. Jest to żołnierz szturmowy, ciężkie wsparcie, oficer oraz specjalista. Różnią się statystykami dostępnym wyposażeniem oraz umiejętnościami. Dla przykładu oficer stawia wieżyczki lub wzmacnia pobliskich sojuszników a żołnierz szturmowy tworzy barierę energii jako tarczę lub strzela ogniem zaporowym. Lepsze postacie takie jak żołnierz rakietowy czy wookiee kupimy za punkty zdobyte podczas walki. I tutaj pojawia się pewien problem. Jeśli jesteśmy nieźli w tę grę — zabijamy, przejmujemy punkty itd. mamy możliwość kupić lepsze jednostki. Gdy mamy już legendarne postacie, farmienie na wrogach idzie nam jeszcze łatwiej. Zaawansowane jednostki kosztują dużo, szczególnie Jedi, więc początkujący gracze, zanim zaczną grać Yodą, muszą się sporo napocić.

Kolejnym grzechem Battlefronta są karty postaci zdobywane ze skrzynek. Przedmioty te dają nam pewne bonusy w postaci większego zdrowia, dodatkowych umiejętności lub wzmocnień tych, które już posiadamy. Gracz mający lepsze karty zwykle jest w stanie zdmuchnąć nas z pola walki.

Battlefront

Brak kart nie jest tak denerwujący, jak potrzeba zdobycia bohaterów, żeby nimi w ogóle grać. Ich także musimy odblokować, rzecz jasna już ze sławnych skrzynek. Boxy kupujemy za kredyty zdobyte w grze, multi lub z wyzwań. Żeby nie było zbyt pieknie zostały podzielone i dzięki temu mamy 3 rodzaje skrzynek: dla piechoty, dla bohaterów, oraz dla myśliwców. Niestety, żeby bardziej nam uprzykrzyć życie, nawet jeśli kupimy skrzynkę bohaterów, to wcale nie znaczy, że jakiś gieroj nam z niej wypadnie. Często są to jedynie karty umiejętności do m.in. Hana Solo czy Boby Fetta. Raz dziennie możemy także otworzyć darmową skrzynkę, jednak jej zawartość jest tak niewielka, że szkoda nawet czasu na odpalenie Battlefront’a.

Żeby nie było tak źle EA dało nam mozliwość tworzenia kart za części zamienne (które także dostajemy ze skrzynek), koszt tych podstawowych jest niewielki, potem jednak ceny rosną.

Niech moc będzie z tobą

Graficznie mamy rzecz jasna do czynienia z majstersztykiem. Efekty, tekstury, całość jest po prostu śliczna i Battlefront wygląda cudnie. W przerywnikach widzimy jak starannie graficy przyłożyli się do każdego aspektu oprawy i możemy podziwiać piękno silnika Frostbite. Audio, no co tu dużo mówić — wybuchy w mutli mamy wszędzie dookoła, jakość dźwięków, okrzyki postaci są nagrane dobrze. Polska lokalizacja też dla mnie na plus, ktoś na pewno nazwie mnie heretykiem, bo gry w polskim audio są do bani, mi tutaj to nie przeszkadzało.

Battlefront

Sumując

Jeśli oczekiwaliście, że będzie to potężna gra ze świata Star Wars to niestety, ale musicie czekać dalej. Produkcja kilkukrotnie wyrzuciła mnie podczas kampanii do pulpitu, kilkukrotnie też martwe postacie dziwnie latały czy wręcz nawet wydawały dalej rozkazy. Walka mieczem świetlnym jest nie atrakcyjna — kto by pomyślał, że trzymając A i atakując Jedi nie odwróci się tam, gdzie chcemy, ale dalej będzie ślepo ciąć przed siebie. Pomimo zdecydowanego potencjału kampania nie zainteresowała mnie. Nieciekawe postacie czy patetyczne sceny, zamiast wywoływać podniosły ton, wywołują lekkie zażenowanie. Jeśli jesteście fanami SW i chcecie spróbować samego multi — nie będą to źle wydane pieniądze i nie zawiedzie się. Bitwy dają masę frajdy, ale mam dziwne przeczucie, że serwery będą pustoszeć z miesiąca na miesiąc, a finalnie Battlefront stanie się martwy.

Kopię gry dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska. Dziękujemy!