Wciągnęło i mnie – czyli Nintendo Switch spojrzeniem pecetowca

Minęło prawie siedem miesięcy od publikacji mojego artykułu „Dlaczego gry mnie nudzą i czemu myślę o Nintendo Switch?”, a parę miesięcy mniej, od samej premiery konsoli. Chciałbym by tamten artykuł był uzupełnieniem tego i na odwrót, będę więc starał się nie powtarzać. Czy coś się u mnie zmieniło? Tak – kupiłem Nintendo Switch! Niektórzy twierdzą, że zwariowałem…

Bo jak to? Zagorzały zwolennik PCMasterRace kupuje konsolę? Człowiek, dla którego sentencja „60fps lub śmierć” była motto życiowym, a rozdzielczości niższe niż 1080p były uznawane za herezję. Co się stało z wszystkimi ideałami, najlepszą grafiką i wytrwałością w swoich przekonaniach?

Na szczęście nie poległy zupełnie, jednak na potrzeby czerpania przyjemności z konsoli Nintendo Switch, byłem zmuszony zmienić swoje nastawienie. O tym za chwile. Najpierw o tym, jak zdecydowałem się na zakup konsoli (tutaj wyciskająca łzy historyjka, śmiało możecie tylko udać czytanie). Pewnego losowego dnia (maszyna losująca wypluła wygraną z napisem niedziela), obudziłem się rano i mój musk stwierdził – dość tego, trzeba coś zmienić. Wypadło na moją strefę komfortu i wyciszenia – gry wideo, i zrobienie czegoś, czego nie próbowałem od lat… Wszystkie znaki na niebie (nie padało, a to w Szkocji znaczy wiele) i na ziemi (wyjątkowo mało śmieci po imprezach w sobotę) zwiastowały, że nastał czas na konsolę!

Szalony czas poranka, gdzie spędziłem parę minut na porównanie cen w sieci i tego, co sklepy mają na miejscu, godzina później i już mam Nintendo Switch w swoich rękach. Pierwsza konsola u mnie w domu, od czasów… no właśnie, chyba ostatnią konsolę, jaką miałem to PlayStation 1, przy którym, o ile dobrze pamiętam, bawiłem się całkiem nieźle. Nie posiadałem wtedy jeszcze komputera, więc te przekłamania w mojej pamięci możecie zrzucić na „kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów” (człowiek myśli, że jest stary i strudzony życiem, a co będzie za 30 lat?)

Dlaczego ją kupiłem, znajdziecie w podlinkowanym na początku artykule. Niewiele w głowie dotyczącego rozrywki od tamtego czasu się u mnie zmieniło. Jednak co musiałem w swoim nastawieniu zmienić, by cieszyć się rozgrywką? 

Na jakie wyrzeczenia musiałem się zgodzić?

Nie było łatwo pogodzić się z mniejszą ilością fpsów w wymagających tytułach. Do mniejszej liczby idzie przywyknąć, to od małej liczby klatek,o wiele bardziej uciążliwe są spadki, których nie da się nie zauważyć. Tak samo ekrany ładowania, które pojawiają się na trochę za długo – może byłoby to mniej widoczne z jakąś minigierką podczas wczytywania się gry (ale o tym wszystkim więcej w recenzji Zeldy, jak kiedyś przejdę).

Gorsza grafika nie odpychała mnie od konsoli aż tak bardzo. Dużo ostatnio gram w indyki, więc do pikseli, braku AF i AA jestem przyzwyczajony. Ważniejsze by grywalność stała na bardzo wysokim poziomie. W końcu Nintendo nigdy nie słynęło z dobrej grafiki, stawiali na miodność i historia pokazuje, że im to nawet wychodziło. Bo kto z nas nie odpalał Mario Bros raz po razie, w kółko przechodząc te same plansze?

Przynajmniej ten trzymak do Joy-Conów jest za darmo!

Brak wielozadaniowości. Chociaż to raczej plus. Nie posiadam TV (czas o nim chyba pomyśleć) i gram głównie po podłączeniu Nintendo Switch do monitora. Pierwszy chyba raz nie jestem zbyt mocno odciągany od rozrywki chęcią alt-tabowania i szukania czegoś w Internecie, czy też oglądania śmiesznych kotków na Wykopie. Skupiam bardziej się na grze niż zazwyczaj, czasami tylko jak coś nie wyjdzie, biorę telefon do ręki i sprawdzam co tam słychać. Są to jednak nieporównywalnie krótsze momenty, maksymalnie kilka minut, a na blaszaku mogłem tak spędzić nawet pół godziny.

Teraz czas na trochę denerwujących rzeczy, które szybko można zauważyć i denerwują najbardziej bo są mocno denerwujące.

Jak już pewnie wiecie (po dziesiątkach artykułów, opisów, filmików i własnego doświadczenia), Joy-Cony Nintendo Switch mogą być zamienione w dwa osobne minipady do grania w proste gierki. W praktyce oznacza to tyle, że wyjmujemy je z konsoli i zamiast pionowo – trzymamy poziomo. (Ładne zdjęcie ukradzione ze strony Nintendo dla pokazania problemu, proszę nie nasyłać prawników, bo ni mamy piniędzy ლ(ಠ益ಠლ)).

Położenie poziome kontrolera

Jedną z takich gier jest Mario Kart 8 Deluxe, gdzie po włączeniu lokalnego multiplayera na dwie osoby, Joy-Cony rozdzielają się i od razu można grać bez zbędnych utrudnień i ustawień. Problem zaczyna się, gdy skończysz grę i z niej wyjdziesz i niestety z niezrozumiałego mi powodu, pady pozostają w swojej poprzedniej konfiguracji. Co rodzi problem wejścia w ustawienia kontrolerów i zmienienia ich z powrotem by działały w domyślnym położeniu – pionowo. Jest o tyle trudne, że trzeba sterować dwoma Joy-Conami poziomo, przez co mija chwila, żeby ogarnąć co i jak. Szczególnie gdy zamienimy sobie pady i lewy będzie prawym, a prawy lewym. Wprowadza to niepotrzebne zamieszanie i powinno być rozwiązane w prosty sposób. Zamykamy grę/aplikację (jeśli kiedykolwiek Nintendo dopuści do tego) i konsola wraca automatycznie do poprzedniego ustawienia Joy-Conów. Oszczędziłoby to nerwów na beznadziejnie napisany system.

Co do niego, dla mnie jest to jakaś wczesna wersja BETA. Rozumiem wydanie konsoli wcześniej, nie dopracowując systemu, co się zdarza nagminnie u innych producentów, ale tutaj to przesada. Nie ma nawet przeglądarki, nie mówiąc o aplikacjach zewnętrznych — Netflixa, Amazon video, Spotify, w zasadzie to nic tutaj nie ma. A konsola promuje się jako źródło domowej rozrywki, które podłączamy i zapominamy. Po podłączeniu wszystkiego ukazuje nam się system z trzema dosłownie opcjami. Uruchomienie gry, zamknięcie gry i odpalenie newsów. Reszta jest bezużyteczna. Pewnie dlatego też system chodzi nadzwyczaj szybko (jest o wiele bardziej responsywny niż ten z PS4) – ciężko, żeby coś się cięło, jak jest pusty.

Menu główne

Płatny multiplayer (chyba dopiero od 2018, bo nie umieją dopracować oprogramowania). Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem, teoretycznie mają być jakieś stare tytuły z NESa (lub Pegazusa jak wolicie, bo pewnie oryginalnego Famicona mało kto miał) przekonwertowane i co miesiąc do grania. Czy same gry nie są odpowiednio droższe od innych platform (obecnie różnica to około 10F na niekorzyść Nintendo Switch), by to zrekompensować? Po prostu nie lubię, jak mnie się oskubuje z dodatkowej kasy.

Cała konsola i Joy-Cony są wykonane z plastiku, niektóre części z najgorszego błyszczącego, co wpływa na fakt palcowania się tego cudownego materiału. Co wytarłem już znowu palcami ujebane, można było to chyba lepiej trochę zrobić, szczególnie że sprzęt do najtańszych nie należy. A może na to brudzenie, ma wpływ, że nie myję rąk od tygodnia? Sam nie wiem…

Nigdy nie widziałem tak badziewnego przesyłania screenshotów z gier. Żeby cokolwiek przesłać, potrzebne jest połączenie kont Facebook/Twitter i wrzucenie tam screenu, a dopiero później ciągnięcie go – „ulepszonego” oczywiście o kompresję danego serwisu. Przez co wyglądają naprawdę paskudnie, gorzej niż bym oczekiwał. O nagrywaniu rozrywki, czy strumieniowaniu z uprzejmości tutaj nawet nie wspomnę.

Co mnie zaskoczyło pozytywnie, kiedy spodziewałem się najgorszego.

Zadziwiająco dobrze działające Joy-Cony, czy to w trybie pojedynczym, czy jako osobne pady. Żałuję, że triggery są zero-jedynkowe tak jak reszta przycisków (oczywiście oprócz analoga). Nie kupiłem Pro-Pada, jako że jego cena jest równa ceny jakiejś gry (60F za pada, to chyba byłby najdroższy, jaki kiedykolwiek kupiłem), wolę już korzystać z tego, co oferuje Nintendo w zestawie.

Szybkość działania sprzętu przerosła moje oczekiwania, wszystkie trzy dostępne opcje (jakbyście przez te cztery akapity zapomnieli jakie, to już je wymieniam: włączanie gier, wyłączanie, newsy) działają bez zawieszek. Przechodzenie pomiędzy home a grami trwa jedną sekundę. Tylko po co miałbym to robić, jak nie mogę włączyć głupiej przeglądarki i poszukać jakiegoś poradnika/mapy? Równie szybko i bezboleśnie (prawie, bo można zarysować szybko sobie ekran, jeśli będziemy nieuważni) działa zmiana z konsoli stacjonarnej w przenośną. Wystarczy wyjąć Nintendo Switch ze stacji dokującej – nawet zanim wyciągniemy do końca, gra zostanie pokazana na ekranie konsoli, umożliwiając z marszu dalszą zabawę.

Stopka z tyłu jest trochę chwiejna, ale da się przeżyć

Na szczęście dla mnie, nie spotkałem się z problemami, na które skarżyli się pierwsi posiadacze konsol. Nie wystąpiły u mnie problemy z zasięgiem Joy-Conów, przekłamania kolorów, czy skaczący ekran. Widocznie Nintendo poprawiło problemy lub po prostu mam dużo szczęścia.

Długookresowo.

Martwię się trochę o ilość gier i o ich cenę, używek praktycznie na rynku UK brak (albo są w cenie zbliżonej do nówek), przez co zostają same nowe gry. Ich ceny nie są zachęcające i są odczuwalnie wyższe niż ceny gier na inne konsole – nie wspominając o PC. Podobno produkcja kart na których znajdują się gry, jest tak droga, że cena musi być podbita. Szkoda, że nie odzwierciedla to cen w eShopie — są wyższe niż oficjalne wydania pudełkowe. Zdecydowanie pachnie to polityką Nintendo, znaną z ruchania wszystkich wokoło.

Powiecie, że tak nie jest? To jaka firma była dusigroszem, oszczędzając na wszystkim w poprzednich generacjach? Ludzie dziwili się (i cieszyli zarazem), kiedy Nintendo Switch zostało zaprezentowane — w pudełku razem z ładowarką i kablami. Gdyby nie to, znów – jak w przypadku 3DS i innych pochodnych – kupujący musieliby zaopatrzyć się w nie osobno. Chyba zrozumieli, że trochę średnio jak na 2017 r. prezentować zupełnie gołą konsolę. Plus darmowy obecnie multiplayer, aż do czasów wydania pełnej wersji systemu. Aż nie idzie uwierzyć, że to ta sama firma.

Wrócę do gier, które sprzedają konsole – nie wszystkie cuda, przenośność czy też pady. To, w jakim stopniu produkcje są wstanie bawić się kupujących, zdecyduje o ilości sprzedanych Nintendo Switch. Na pewno zostało dobrze przyjęte, przekraczając oczekiwania wielkiego N. Fajnie jakby za tym szły oryginalne tytuły, a niestety większa ilość zapowiedzianych to albo odgrzewane kotlety (w końcu Nintendo jest mistrzem sprzedawania kilka razy tego samego), albo konwersje gier ze znanych już PC, czy innych platform. Nie po to wybrałem Switcha, by grać w te same gry co na komputerze – gdybym miał taki fetysz to bym kupił Xboxa.

Czy jestem zadowolony?

Na razie tak, ale ciężko powiedzieć co będzie za pół roku/rok. Być może to tylko szał po zakupowy, który zakrywa mi oczy i zmusza do grania. Jak wspominałem, wszystko zależy od gier jakie będą dostępne na Nintendo Switch – Zelda wydaje się majstersztykiem, w Mario Kart śmiga się przyjemnie. Co będzie dalej to czas pokaże, ale wszystko zapowiada się coraz lepiej.