Lioncast LX60 – recenzja

Headsety to akcesoria budzące na rynku pewne kontrowersje. Znienawidzone przez audiofili twierdzących, że prawdziwy dźwięk powinien wydobywać się jedynie ze słuchawek (podkreślam, SŁUCHAWEK!)a nie „jakiegoś śmiesznego wynalazku dla dzieciaków” i lubiane przez wielu graczy za dużą wygodę w użytkowaniu, mniejszą ilość kabli, brak potrzeby montowania stojaka na mikrofon i ogólnie większą wygodę użytkowania niż oddzielnie ustawione zestawy do nagrywania i odtwarzania dźwięku. Problemem jest oczywiście wybór dobrego produktu. Na rynku jest bowiem mnóstwo producentów i nigdy nie wiadomo, czy zakupiony headset okaże się być wart swojej ceny. Dzięki uprzejmości firmy Lioncast miałem okazję przyjrzeć się ich nowemu headsetowi dla graczy i ocenić, czy może być to dobry wybór.

Zacznijmy od jakości materiałów i tego, jak ogółem prezentuje się zestaw słuchawkowy.

Headset przychodzi do nas w standardowej wielkości opakowaniu, jednak poza kablami podłączającymi i odpinanym mikrofonem nie ma co szukać w zestawie dodatkowych elementów. Brakowało mi szczególnie zaślepki na port mikrofonu, ponieważ nie lubię kiedy po odpięciu kabla wejście zostaje na nieosłonięte. Na plus – w zestawie znajduje się zarówno przejściówka USB, jak i dwustronny jack.

Sam zestaw słuchawkowy został natomiast wykonany z solidnych materiałów. Kable są w oplocie, dzięki czemu mają większą wytrzymałość. Jest to szczególnie ważne w akcesoriach, które będą się często ruszały – myszki, headsety itd. Na kablu znajduje się także pilot, którym możemy regulować głośność zestawu, włączać zamontowane w słuchawkach oświetlenie RGB, oraz ściszać mikrofon.

Materiały z których wykonana została sama część słuchawkowa są przyjemne w dotyku i nie męczą podczas noszenia przez kilka godzin.

Oczywiście w gorące dni lub podczas używania w mocno ogrzewanych pomieszczeniach żaden zestaw słuchawkowy nie będzie zupełnie nieinwazyjny i po kilku godzinach zacznie was drażnić jego obecność na głowie. Osobiście bardzo przypadł mi do gustu design urządzenia. Jest prosty, ale estetyczny. Czarny, matowy lakier którym pokryte są zewnętrzne części słuchawek nie „palcuje” się i bardzo dobrze kontrastuje z delikatnym podświetleniem RGB.

Sterowniki to duży plus tego zestawu słuchawkowego.

Miło zaskoczony byłem sterownikami, jakie możemy pobrać ze strony producenta. Posiadają one szereg przydatnych ustawień, pozwalających na wygodne przełączanie się pomiędzy różnymi trybami. Z poziomu komputera możemy wybrać jeden z trzech trybów podświetlenia słuchawek, wyciszyć lub pogłośnić mikrofon, włączyć wirtualny dźwięk wielokanałowy a także pobawić się nieco equalizerem oraz kilkoma wgranymi efektami. Ilość opcji pozwala w pełni korzystać z headsetu bez konieczności instalowania dodatkowego oprogramowania.

Mikrofon to praktycznie zawsze najsłabszy punkt zestawu słuchawkowego.

Jeśli chcecie brzmieć wyraźnie i bez szumów, np. na potrzeby nagrywania wideo, wiecie zapewne ze wykorzystywanie do tego mikrofonów dołączanych do headsetów mija się z celem. I Lioncast pod tym względem nie różni się niczym od konkurencji – jeśli potrzebujecie po prostu komunikować się z kolegami z drużyny podczas gry, takie rozwiązanie w zupełności wystarczy. Do innych celów będziecie musieli wykorzystać zewnętrzny mikrofon, ponieważ ten należący do zestawu słuchawkowego będzie wyłapywać każdy wasz oddech, a same słowa będą brzmiały trochę jakbyście siedzieli w studni. Podoba mi się natomiast małe, czerwone światełko na końcu mikrofonu informujące, że wyłączyliśmy go z poziomu pilota. Przydatny detal dla zapominalskich.

Dźwięk natomiast nie zawodzi!

Na pierwszy ogień przetestowałem najważniejszy dla mnie aspekt każdego gamingowego headsetu – dźwięk przestrzenny. Z racji tego, że dużo gram w Rainbow Six Siege, który jest tytułem wymagającym dobrej orientacji przestrzennej na podstawie nasłuchiwanych z oddali kroków naszych przeciwników mam w miarę nieźle wyćwiczone granie na słuch. Na moim poprzednim zestawie – cenionym, choć nieco tańszym – dość dobrze słyszałem otoczenie.

Jednak dopiero podczas ogrywania z założonymi Lioncastami zacząłem w grze wyraźnie słyszeć takie nie tylko kroki przeciwników i strzały, ale także drobne szczegóły, takie jak kierunek z którego dobiegają mnie dość ciche odgłosy zakładania elektrycznych umocnień przez jednego z operatorów defensywnych. Wcześniej oczywiście słyszałem takie elektryczne umocnienia – aczkolwiek nie byłem w stanie „w biegu” określić, czy umocniona jest ściana po mojej lewej czy prawej stronie, ponieważ ten konkretny dźwięk był w moim starym zestawie trochę wytłumiony. LX60 bardzo dobrze radzi sobie z przekazywaniem dźwięków przestrzennych i pozwala słyszeć na prawdę dużo w strzelankach sieciowych.

Pozostałe gry, w które na słuchawkach grałem jedynie rekreacyjnie i nie musiałem się skupiać na dźwiękach otoczenia także brzmiały świetnie. Szczególnie przyjemnie ogrywało mi się gry motoryzacyjne, ponieważ odgłosy silników są emitowane bardzo wyraźnie i headset pozwala delektować się dźwiękiem potężnego V12 zamontowanego pod maską prowadzonej przez nas bryki.

Dzięki wirtualnemu surround 7.1 Lioncast LX60 dają także pewną namiastkę kina domowego podczas oglądania filmów. Oczywiście nie ma co się łudzić, ze słuchawki zastąpią wam zestaw z kolumnami za kilka tysięcy złotych, ani wycieczki do kina – ale na pewno pozwolą wam wsiąknąć w film i dobrze słyszeć prawie wszystko, co chcieli w ścieżce dźwiękowej przemycić inżynierowie dźwięku.

Nie tylko gry i filmy – muzyka również odtwarzana jest bez zarzutów.

Jestem osobą która zazwyczaj słucha dość ciężkiej muzyki. Jeśli wam też zdarza się czasami puścić jakiś black metal, lub podobnie brzmiący gatunek, wiecie zapewne że na słuchawkach słabej jakości brzmi on fatalnie, a zazwyczaj w ogóle nie brzmi, a trzeszczy. Szczególnie jeśli puścicie utwór powyżej sugerowanej przez laryngologów głośności. Tym razem jednak nie byłem zmuszony słuchać trzasków – wyraźnie brzmiały zarówno riffy gitarowe jak i słabe bębny w tle piosenek.

Ponownie – słuchawki nie zastąpią wam pełnych zestawów, chociażby z powodu braku basów które musimy poczuć „całym ciałem”. Jednakże dźwięk na Lioncastach LX60 jest bardzo czysty i brzmi dobrze na tle konkurencyjnych headsetów. No chyba, że puścicie na nich polski rap – ten nigdy nie brzmi dobrze.

Lioncast LX60 to dobra propozycja dla graczy multiplatformowych.

Producent na stronie produktu deklaruje, że headsetu możemy używać zarówno na PC, PS4, Xboxie One, Macach, smartfonach i tabletach. Brakowało mi w tej wyliczance jednego elementu, a że nie byłbym sobą gdybym nie spróbował wsadzić kabla w miejsce którego nie przewiduje producent… Cóż, poświadczyć mogę, że headset działa także z Nintendo Switch. A raczej same słuchawki – mikrofonu i tak nie da się bowiem na ten platformie używać do komunikacji z innymi graczami. Voice chat jest jeszcze zbyt nowoczesną technologią dla wielkiego N, pasjonaci tej platformy na pewno zrozumieją.

Jeśli zatem szukacie zestawu ze średnio-wyższej półki, który będziecie mogli podpiąć do prawie każdego kawałka elektroniki w waszym domu – warto moim zdaniem zainteresować się Lioncastem LX60. Jest to dobry jakościowo headset, choć oczywiście mikrofon jak to w zestawach słuchawkowych do najlepszych nie należy. Same słuchawki natomiast, szczególnie jeśli ważna jest dla was dobra orientacja w terenie podczas gry w strzelanki sieciowe, brzmią bardzo wyraźnie. A wirtualny surround 7.1 pozwala na przyjemne spędzanie czasu także przy bardziej rekreacyjnych tytułach.