Goat Simulator – the GOATY – recenzja (Nintendo Switch)

Goat Simulator szturmem podbił scenę streamerską i youtubową kilka lat temu, będąc zabawną satyrą popularnych gatunków gier wideo. Od tego czasu minęło jednak kilka lat i żarty z nieokrzesanego silnika fizycznego bawią jakby trochę mniej. Czy Goat Simulator w 2019 roku dalej jest śmiesznym i przyjemnym sposobem na zabicie kilku godzin?

Mogłem się o tym przekonać przy okazji premiery portu na Nintendo Switch.

Na początku zadajmy sobie pytanie – czy tak stary dowcip dalej bawi? Aktualne trendy na rynku gier nieco się zmieniły od premiery Goat Simulator i choć tytuł otrzymywał duże rozszerzenia tematyczne parodiujące np. gry MMO czy DayZ. za które trzeba było dodatkowo zapłacić, wersja na Switcha trafiła od razu ze wszystkimi rozszerzeniami. Dzięki temu, za cenę połowy pełnej gry nie można narzekać na brak zawartości, ponieważ w tytule znajdzie się parę fajnych zajęć, takich jak wystrzeliwanie kozy z katapulty czy lizanie kierownika budowy. Jeśli nie wiedzieliście, że takie czynności także mogą stanowić przykład dobrej rozrywki elektronicznej – teraz już wiecie.

Gra została podzielona na kilka poziomów, na których odblokować możemy bardzo dużo ciekawych modyfikatorów rozgrywki.

Dla przykładu, niektóre z nich zmienią moc specjalną naszego koziego bohatera. Będzie on mógł stać się budżetowym Dovakhiinem czy Stephenem Hawkingiem. Możemy także zmieniać się w zwierzątka, takie jak żyrafa, struś czy pingwin na wózku inwalidzkim. Wiele systemów gry jest widocznie inspirowanych serią Tony Hawk – widać to nie tylko po systemie „combosów” jakie możemy wykonywać, ale również w tych niecodziennych modyfikatorach rozgrywki, odblokowywanych zazwyczaj poprzez znajdowanie poukrywanych przez twórców gry easter eggów.

Gdy gra wyszła w swojej najwcześniejszej, zawierającej tylko jedną mapę wersji, zastanawiałem się czy ilość bugów obecna w produkcji to raczej jej wada, czy też może zaleta. Minęło kilka lat od premiery, a ja dalej nie potrafię tego rozstrzygnąć. Z jednej strony bugi nie mogą stanowić zalety, ani nawet neutralnej cechy programu z samej ich definicji. Z drugiej jednak strony – ta gra polega właśnie na głupkowatym humorze, wynikającym z absurdalnego wykorzystania niezbyt dobrze zaprogramowanego silnika fizycznego. Myślę, że rozsądnie jest potraktować te niedociągnięcia jako zaletę, ale tylko w przypadku jeśli trafia do nas taki humor.

No właśnie, humor… Czy ten żart nadal bawi?

Wszystko zależy od tego, czy przedstawione w zbiorze leveli karykatury poszczególnych gier/gatunków trafiają w wasze gusta growe. Mnie osobiście bawiła nieźle wykonana parodia typowego MMORPG w świecie fantasy, choć na sekcji „symulatorowej” nie bawiłem się już tak dobrze. Wyraźnie widać także, które z poziomów powstawały jako pierwsze, ponieważ są one najsłabsze i posiadają najmniej zawartości.

Obawiałem się także tego, że Switch nie utrzyma tej gry. Bynajmniej nie było to spowodowane cudownymi walorami graficznymi wersji PC – po prostu pamiętam, że podczas największego boomu na ów tytuł nie działał on płynnie nawet na najpotężniejszych piecach. Na szczęście optymalizacja została doprowadzona do postaci akceptowalnej. I tylko tyle, gra nadal cierpi bowiem na sporo optymalizacyjnych niedoskonałości. Najbardziej bolały mnie bardzo długie czasy ładowania, tym bardziej, że tytuł znajdował się u mnie bezpośrednio w pamięci konsoli. Wciąż są też zauważalne spadki płynności, nie są one jednak bardzo duże i pozwalają na w miarę komfortową rozgrywkę.

Grafika, choć już nieco trąci myszką, nie prezentuje się na małym ekranie konsoli bardzo źle.

Oczywiście, jakość tekstur jest nierówna a draw distance to jakaś kpina – ale jak na mobilne standardy – mogło być znacznie gorzej. Denerwowała mnie natomiast muzyka – nijaka i zapętlająca się po kilku sekundach. Wyłączyłem ją bardzo szybko, aby nie psuć sobie nerwów.

Jak natomiast prezentuje się sama zawartość? Jak wspomniałem wcześniej, jakość poszczególnych rozdziałów jest nierówna, ale są przynajmniej różnorodne i mają swoje własne zestawy zadań. Bardzo dziwnych, ale nagradzających nas ciekawymi mutatorami rozgrywki, które testowałem z przyjemnością. Trzeba przyznać, że Goat Simulator to tytuł, w którym to gracz powinien chcieć się dobrze bawić. Stawia go nieco w opozycji do wielu gier, które stają na głowie aby tylko zorganizować nam jakieś zajęcia. Tutaj wrzucani jesteśmy do dużej, otwartej piaskownicy – a co będziemy w niej robić, zależy wyłącznie od naszej inwencji.

Goat Simulator

Goat Simulator został całkiem nieźle – jak na możliwości Switcha – przeportowany na platformę Nintendo.

Niestety, humor gry nie bawi już tak bardzo jak w dniu premiery, wciąż jest ona jednak w stanie zaoferować graczom trochę dobrej zabawy, pod warunkiem, że potrafią oni samodzielnie wyciągać frajdę z tego typu rozgrywki. Zabawą nie jest tutaj samo doświadczanie gry, a podejmowanie prób jak największego zglitchowania jej, bądź wykreowania jak najbardziej absurdalnych wrażeń płynących z rozgrywki.