Czas wyjść z podziemia. Metro Exodus – recenzja

5 lat i 274 dni – dokładnie tyle czasu minie od momentu wydania Metro: Last Light do premiery Metro Exodus. Przekłada się to na 2100 dni. Choć przytoczone liczby robią wrażenie, to są jedynie ulotnym momentem przy 25 latach. 25 latach spędzonych w moskiewskim metrze.

Księga wyjścia

Ćwierć wieku życia w podziemiach to czas nieustannej walki z mutantami oraz konfliktów wewnętrznych, które trawiły Zakon. Nadszedł jednak czas opuszczenia dotychczasowego domu i wyjścia na powierzchnię. Jak to zwykle bywa, wszystko jest dziełem podjętych działań oraz sporej dozy przypadku. Choć konsekwencje pierwszych wydarzeń można mnożyć, to trzy z nich przyciągają uwagę w największym stopniu. Największą, pod kątem gabarytów, jest Aurora – opancerzony pociąg, który podczas całej gry umożliwia nam przemieszczanie się po mapie na znaczne odległości. Samotne podróże nigdy nie są jednak przyjemne, z tego powodu możemy liczyć na wsparcie starych znajomych – Anny, Młynarza, Sama i reszty druhów. Clue informacji jest jednak potwierdzenie istnienia życia na powierzchni lądu. Ba, istnieją całe skupiska ludności! Choć naturalnie nie każdy będzie do nas pozytywnie nastawiony. Odkryty fakt okazuje się informacją, która diametralnie zmienia priorytety Artema.

Odetchnij pełną piersią

W końcu jest to możliwe – warunki na zewnątrz umożliwiają swobodne przemieszczanie się bez maski. Świat, choć mocno zniszczony morderczą siłą ładunków nuklearnych, wydaje się być miejscem, w którym można żyć. Nie licząc wszechobecnych mutantów. Przestrzeń wykreowana przez 4A Games potrafi zachwycić. Szarość otoczenia, zniszczone budynki, pozostałości po domach i samochodach to elementy, które mocno przyciągają wzrok. Sama grafika również stoi na dobrym poziomie, lecz nie jest to w żadnym razie żaden przełom.

Choć atmosfera jest bardzo mocną stroną Metro: Exodus, to immersja zasługuje na miano perły w koronie recenzowanego tytułu. Świetnie zbudowane elementy wizualne w zestawieniu ze świetną warstwą audio sprawiają, że Exodus pochłania nas i przenosi do swojego świata. Przecieranie maski czy łapanie haustów powietrza w zagazowanych miejscach, do których wejdziemy bez wspomnianego elementu ekwipunku – każda z tych czynności wykonywana była nie przez Artema, a przeze mnie. Efekty zyskują na znaczeniu zwłaszcza po zmroku, gdy do naszych uszu dobiega upiorne wycie mutanta, a oczy wciąż go nie widzą. Poczucie zagrożenia atakiem z bliżej nieokreślonego kierunku wyostrza uwagę. Pomimo tego, niejednokrotnie zostałem zaskoczony przez wrogie stworzenie, czego efektem było niemałe przerażenie. Zdecydowanie Metro Exodus jest jednym z tych tytułów, który zyskuje wiele przy wieczornej rozgrywce ze słuchawkami na uszach.

Milczenie jest złotem?

Metro Exodus z pewnością nie jest tytułem, w którym brak warstwy audio nie sprawiłby żadnego problemu. Niestety, istnieje wymiar, w którym odczuć można spory brak. Mowa o kwestiach Artema, a właściwie ich braku. Główny bohater nie odzywa się podczas samej rozgrywki, co mocno zaburza przyjemność z gry. Brak możliwości rozmów z towarzyszami wyjaławia nieco grę, zwłaszcza w momentach, gdy aż prosi się o zdecydowaną ripostę. Niestety, pomimo faktu, iż towarzysze niejednokrotnie zalewają nas potokiem słów w języku rosyjskim (nie wyobrażam sobie odpalić Metro w innym języku), my przyjmujemy je w milczeniu. Inna sprawa, iż dialogi nie stoją na poziomie wybitnych scen z kinematografii.

Momentami można jednak poczuć, że milczącemu bohaterowi brakuje własnego zdania i choć cząstki charyzmy. Bo choć Artem chętnie podejmuje zlecone zadania, to rzadko kiedy sam jest inicjatorem przedsięwzięcia. Twórcy nie okradli go na szczęście z wolnej woli, dzięki czemu mamy pewien wpływ na fabułę, głównie ze względu na sposób przechodzenia gry – możemy zdecydować się na pokojowe rozwiązania i ogłuszać przeciwników lub zdecydować się na totalną rozwałkę. Co ważne, należy przyznać, iż twórcy gry, za pomocą stworzonych lokalizacji, umożliwiają podjęcie wyzwania na różne sposoby. Jak przystało na serię Metro, opcja rozlewu krwi wydaje się być znacznie trudniejsza – głównie ze względu na ograniczone zasoby, które musimy zbierać podczas podróży. Wytwarzanie apteczek czy amunicji wymaga budulców, które w świecie zniszczonym przez wojnę są niezwykle cenne. Z tego powodu warto dokładnie rozglądać się w lokalizacjach i zbierać wszystko, co wpadnie nam w ręce.

Zbierane graty przydają się nie tylko do tworzenia przedmiotów, lecz również do ich odświeżania. Broń palna lubi się zanieczyścić, a co za tym idzie – odmówić posłuszeństwa w najmniej odpowiednim momencie. Bardziej zaawansowane czynności wymagają odpowiedniego miejsca, stąd rozmieszczenie w świecie gry wielu domków, które pełnią rolę schronienia oraz warsztatu. To, co znajdujemy przy drodze, niejako przy okazji, nierzadko jest ukrytą perełką.

W prawo czy w lewo?

Zadania poboczne są zmorą wielu gier z otwartym światem. Na palcach dwóch dłoni można wymienić tytuły, w których sprawiają one realną przyjemność oraz wciągają niemniej, niż wątek fabularny. Metro Exodus jest jednak tytułem, w którym każdy quest wykonywany był przeze mnie z przyjemnością. Twórcy zadbali o dobrą zabawę również w zadaniach pobocznych, co jest mocną zaletą recenzowanego tytułu. Choć część z nich opiera się o pozornie błahe założenia (znalezienie gitary czy pluszowego misia), to w kontekście całej rozgrywki są to mocno wartościowe momenty, które mocno spajają całość załogi.

Gra wymusza również inne wybory. Ot, chociażby musimy zdecydować o porze dnia, podczas której wybierzemy się na penetrację lokalizacji. Warto dokładnie przemyśleć swój wybór – w świetle dziennym jesteśmy łatwiej widoczni dla ludzkich nieprzyjaciół, zaś osłona nocy zachęca do wyjścia z kryjówek najgroźniejsze kreatury. W ciemnościach pojawiają się również niszczycielskie anomalie, chociażby w postaci morderczego pioruna kulistego.

Potworki i anomalie

Ogrywając Metro Exodus dość szybko zorientowałem się, że nie mam do czynienia z grą bez wad. Już podczas pierwszego zadania na otwartym terenie gra zablokowała mój postęp. Ot, system nie zorientował się, iż nastąpił rozwój questa. Po wczytaniu gry wykonałem dokładnie takie same kroki, a gra łaskawie zdecydowała się przepuścić mnie dalej. Nie była to niestety pojedyncza sytuacja z tego gatunku – kilkukrotnie zdarzało się, iż Artem przeszedł w tryb zawieszenia, przez co nie mogłem wykonać ruchu w żadną stronę. Bohaterowi zdarzało się również posiąść nadludzkie zdolności, z przenikaniem przez ściany włącznie (choć istnieje również szansa, iż był to bug mający miejsce w trakcie czołgania).

Same save’y również są mocno problematyczne – gra umożliwia automatyczny oraz szybki zapis. Niestety, nie możemy stworzyć kilku plików z zapisem naszej rozgrywki, przez co niejednokrotnie odradzałem się w miejscu bitewnej zawieruchy. Alternatywą i sposobem na przeżycie było więc wczytanie szybkiego zapisu, który wykonałem np. 30 minut wcześniej. Problematyczne może okazać się również długie ładowanie gry, zwłaszcza przy „świeżym uruchomieniu”, choć moim zdaniem nie jest ono dłuższe, niż np. w Assassin’s Creed Odyssey.

Również sztuczna inteligencja naszych przeciwników mogłaby być na lepszym poziomie – dwukrotnie miała miejsce sytuacja, gdy wrogo nastawiony przedstawiciel ludzkiej rasy stał naprzeciw mnie (na wyciągnięcie dłoni) i głęboko zamyślony nie podejmował żadnej akcji. Cóż, myślenie o niebieskich migdałach nie podziałało mu na zdrowie, a mocny cios Artema wyczyścił drogę w głąb ruin. Rozgrywkę utrudniał również brak możliwości obrócenia się o 180 stopni, zwłaszcza w przypadku walki z wieloma przeciwnikami.

Zdaję sobie jednak sprawę, iż wiele z przytoczonych powyżej problemów może zostać rozwiązanych przez odpowiednią łatkę wydaną w dniu premiery tytułu.

Świeży haust

Opuszczenie zakamarków metra i wyjście na powierzchnię sprawiło, iż trylogia, niczym bohaterowie moskiewskiej plątaniny tuneli, zyskała nowe życie. Przyznaję, mocno obawiałem się ostatecznego kształtu najświeższego tytułu od 4A Games. Dziś, pomimo kilku niedociągnięć czy pytań, nie mam zastrzeżeń. Napisanie tych kilku zdań zakończenia tekstu było dla mnie największych wyzwaniem od dawna. Bo od Metro nie chce się odchodzić, nawet jeśli obcuje się z nim wyłącznie za pomocą słów. Myślę, że to najlepsza rekomendacja.

Dziękujemy wydawcy gry, firmie Techland, za udostępnienie kopii gry do recenzji.