Yet Another Zombie Defense HD – recenzja (Xbox One)

Yet Another Zombie Defense HD jest dziełem Krakowskiego studia Awesome Games. Początkowo gra została wydana jedynie na PC, a teraz nadeszła pora by apokalipsie zombie czoła stawili konsolowcy, jednak tylko ci posiadający Xboxa One.

W grze wcielamy się w jedną z czterech postaci. Produkcja nie stawia na fabułę także nic o nich nie wiemy, dostajemy do wyboru po prostu modele nazwane „Facet”, „Dziewczyna”, „SWAT” i „Doktorek”. Ci nie różnie się niczym prócz wyglądu. Gra oferuje trzy tryby gry i jest to:

Obrona – Podstawowy tryb gry, w którym budujemy „bazę” i stawiamy czoła falom przeciwników. Można w niego grać w kooperacji z maksymalnie czterema graczami.

Niekończąca się noc – Tutaj nie ma podziału na fale. Gramy cały czas, a celem jest jak najdłuższe przeżycie. Podczas rozgrywki nie można kupować broni – te wypadają okazjonalnie z przeciwników z losową ilością amunicji.

Deathmatch – Paradoksalnie jest to bardzo ciekawy tryb, ale i chyba najmniej oblegany przez graczy. Walki między ludźmi toczą się wśród zombiaków, dlatego dostajemy podwójne zagrożenie na niewielkim terenie.

Graficznie tytuł nie powala. Jest prosto i czytelnie. Pomaga tutaj rzut izometryczny dzięki któremu patrzymy na obiekty z pewnej odległości, więc nie widać niskiej jakości tekstur. Trzeba również pamiętać, że nie grafiką ten tytuł ma stać. Yet Another Zombie Defense robi coś, co mam wrażenie dzisiaj jest rzadkością – bawi się formułą i gatunkiem Zombie. Robi coś, co swego czasu świetnie zrobiło Left For Dead. Wprowadziło szybkie kooperacyjne rozgrywki, a mordowanie niemilców było zabawą. Dzisiaj Zombie przeważnie kojarzymy z  przetrwaniem, survivalem, ciężką i mroczną historią w której plaga zabiera nam wszystko i staramy się odnaleźć w nowym nieprzyjaznym świecie. Tutaj nie o to chodzi. Jest to mały tytuł stawiający na zabawę i niezobowiązujące krótkie potyczki. Taka formuła mi się podoba! Wchodzę do gry, zapraszam znajomych lub dołączam do obcych graczy i zaczynam odmóżdżającą sieczkę przy użyciu licznego arsenału.

Apropos arsenału. Do gry trafiły liczne narzędzia mordu i elementy obronne. Wyekwipować można się w krótki pistolet, shotguna, piłę mechaniczną, ale również takie cuda jak blaster czy miotacz ognia. Do obrony posłużą drewniane barykady, które zatrzymają hordy na pewien czas. Można wyposażyć się również w zbrojone barykady, dzięki którym prowizoryczne schronienie wytrzyma dłużej, lub postawić pułapki, jak miny, wieżyczki czy elektryczne i wybuchowe wersje barykad. Oczywiście to nie wszystko, broni i fortyfikacji jest znacznie więcej. Wszystkie elementy można kupić między falami hord za gotówkę zebraną z nieumarłych i nie jest to takie proste – uzbrojenie swoje kosztuje a dodatkowo do każdej broni oprócz podstawowego pistoletu trzeba kupować amunicję. Hordy z każdą falą również stają się mocniejsze, na planszy jest coraz więcej przeciwników, a ci stają coraz bardziej zróżnicowani. Oprócz podstawowych niemilców, naszej zguby zapragną ich mocniejsze wersje przypominające Przemieńców z Dying Light.

Yet Another Zombie Defense HD ma pomysł na siebie i jest on zrealizowany naprawdę dobrze. Ale niestety gra nie wystrzegła się błędów. Podczas gry od czasu do czasu psuła mi się czcionka i wszystkie napisy na ekranie gubiły pojedyncze piksele tworząc efekt rodem z Watch Dogs. Problematyczne było również dołączenie do innych graczy. Zdarzało się, że nie mogłem dołączyć do żadnej gry ponieważ wyskakiwał nieznany błąd. Kolejną sprawą, która może nie do końca jest błędem, ale jednak trochę psuła wrażenie jest fizyka ognia. Gdy miałem użyć go pierwszy raz wyobrażałem sobie te tabuny „ludzkich” pochodni rozbieganych po planszy podpalających się jeden od drugiego, na skalę co najmniej tej z Far Cry 2. Niestety, potraktowaniu żywego trupa ogniem nie towarzyszy żadna animacja. Padają oni tak samo jak od postrzału z broni palnej. Rozumiem, że mogło to być ograniczenie technologiczne twórców. W końcu to nie jest tytuł AAA, nie można wymagać cudów.

Tytuł miło się ogrywa, za symboliczną cenę naprawdę warto zastanowić się nad zakupem. Dzięki swojej prostocie na pewno bardzo miło grałoby się na urządzeniach przenośnych jak PS Vita, Nintendo Switch, a może nawet na ekranach smartfonów. Moim zdaniem właśnie tam twórcy powinni skierować swoją produkcję. Obawiam się, że na dzień dzisiejszy przeciętny gracz jest zbyt zawalony dużymi tytułami dostępnymi na konsolowe  giganty. Niestety bardzo łatwo jest pominąć lub nie zwrócić uwagi na tego typu małe tytuły. Wydanie gry na wspomnianą Vitę to byłby strzał w dziesiątkę. Jednak sama gra jest naprawdę warta uwagi bez względu na sprzęt, na który jest dystrybuowany.