Worlds Adrift – pierwsze wrażenia z alfy

Od kilku lat na rynku MMO nastąpił spory zastój. Najwięksi giganci gatunku zaczynają już powoli dogasać i tracić stałą bazę graczy. Tytuły takie jak Metin 2, AION, czy World of Warcraft swoje czasy świetności mają już za sobą, nowe gry natomiast nie odnoszą już takich sukcesów jak ich wielcy poprzednicy. Trendy się zmieniły. Aktualnie gra nastawiona na zabawę wieloosobową aby zostać pozytywnie przyjęta przez społeczność graczy zazwyczaj stawia na elementy survivalu oraz crafting. I właśnie tę drogę obrała najnowsza produkcja niezależnego studia Bossa Studios.

Przygodę rozpoczynamy od kreacji bohatera. Nie zajmuje ona jednak wiele czasu, ponieważ w grze nie ma żadnych atrybutów czy profesji jakie wybieramy na początku rozgrywki, tworzenie postaci ogranicza się zatem do wybrania fryzury oraz ubrania. Po zatwierdzeniu aparycji mojej postaci poczułem… Déjà vu. Tak chyba najlepiej można określić uczucie jakie towarzyszy graczowi, który zaledwie dwa miesiące temu ukończył najnowszą Zeldę. Oto bowiem nasz protagonista budzi się w jakiejś starożytnej komnacie, a wszystkie przedmioty jakie go otaczają wyglądają jak żywcem wyjęte z pastelowego Hyrule. Jakby tego było mało, po zrobieniu kilku kroków okazuje się, że – tak jak w hicie Nintendo – duże znaczenie w sposobie przemierzania świata odgrywa fizyka postaci, z którą nie raz gracz będzie musiał się zmagać, wspinając się na jakieś wzgórze.

Graczowi oddano do zabawy kilka narzędzi umożliwiających wykorzystywanie mechanik gry. Aby móc wygodniej się poruszać nasza postać w miejscu prawej dłoni posiada hak na wyciągarce, dzięki czemu może czepiać się każdej powierzchni i podciągać się do góry, niczym w kultowych Wormsach. W drugiej ręce dzierżyć możemy jedno z narzędzi umożliwiających wchodzenie w interakcję ze światem gry, dzięki któremu nasza postać może niszczyć napotkane na swej drodze przedmioty, przemieszczać części statku, dokonywać „researchu” żeby dowiedzieć się, jak działają starożytne maszyny rozrzucone po świecie, lub naprawiać części swojego statku powietrznego.

No właśnie, statki. Wokół ich budowy oraz użytku opiera się cały trzon rozgrywki. Gracz szybko zdaje sobie sprawę z tego, że aby coś w tej grze osiągnąć, trzeba zbudować latający wehikuł umożliwiający eksplorację innych wysepek. Niestety, proces tworzenia takiej maszyny jest w obecnej wersji gry bardzo nieintuicyjny i łatwo jest się zagubić w tym, jak zbudować swoją własną maszynę. Aby dobrze zapoznać się z mechaniką gry musiałem sięgać po materiały zamieszczone przez społeczność, ponieważ samouczki są na tę chwilę niedostępne (czyt. nie ukończone przez twórców) a sam interfejs, pomimo swej prostoty, nie ułatwia obsługi stacji, w której możemy zbudować nasz statek. Widać zresztą, że nie tylko ja miałem ten problem. Wyspa na której zespawnowała się moja postać była dosłownie zagracona porzuconymi wrakami nieukończonych statków, których budowniczowie albo znudzili się zabawą, albo nie wiedzieli co dalej zrobić, aby ich pojazd wzniósł się w powietrze.

Prawdziwy raj złomiarzy – wyspa pełna porzuconych złomów.

Następne kilka godzin spędziłem zatem na eksplorowaniu mojej wyspy w poszukiwaniu surowców i odpowiednich schematów do budowy statku. Gdy w końcu wszystko było na miejscu zbudowałem swój pierwszy prymitywny okręt powietrzny i wyruszyłem zwiedzać inne wyspy. Warto tutaj zaznaczyć, że gracze mają spore możliwości jeśli chodzi o projektowanie swoich statków. Pomimo, na razie, ubogiej listy części jakich możemy użyć do budowy, mamy pełną dowolność przy określaniu kształtu naszego statku, oraz położenia niezbędnych elementów takich jak ster czy żagle.

Proces kreacji statku. Gracz może dowolnie modyfikować jego kształt.

Następna lokacja na której się znalazłem różniła się znacznie od mojej wyspy „startowej”. Była to bowiem spora połać pustynnego terenu. Dzięki temu, że każda z odwiedzanych wysp jest inna gra nie nudzi się tak szybko, ponieważ przez pewien czas  mamy świadomość, że w innych zakątkach mapy można odkryć nowe surowce, schematy silników lub armat do obrony statku. W dalszej części naszej przygody możemy zbudować np. maszynę latającą projektu Leonarda Da Vinci. W grze dostępny jest także edytor pozwalający tworzyć swoje własne wyspy.

W obecnym stanie gry wiele jej aspektów nie jest jeszcze na tyle dobrze dopracowana, aby dokonać ich oceny. Dotyczy to głównie walki, zarówno na lądzie, jak i na pokładzie statku. Po wyspach latają rozmaite potworki, które mogą być do gracza nastawione neutralnie, lub wrogo. Ich zachowanie niestety nie jest jeszcze… Stabilne. Najczęściej stwory te zaczepiały się o jakieś drzewa, lub powodowały zglitchowanie silnika fizycznego gry. Walka na statkach również pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ze względu na ilość błędów związanych z używaniem armat zamontowanych na wehikułach.

Ukończony wehikuł powietrzny

Jeśli twórcy poświęcą jeszcze dużo czasu na dopieszczanie i naprawianie mechanik gry, gra może okazać się całkiem udaną hybrydą No Man’s Sky i steampunkowego symulatora walk pirackich. Na dzień dzisiejszy jest to jednak produkcja na kilka godzin, bowiem po pewnym czasie graczowi zwyczajnie kończą się opcje rozbudowy statków, ze względu na małą ilość części, jakich możemy użyć do budowy.