World of Warcraft: Battle For Azeroth – recenzja

Odwieczny wróg Azeroth został pokonany. Sargeras i jego podkomendni nigdy więcej nie podniosą swoich obrzydliwych łap na naszą planetę. Niestety rany jakie jej zadali nie zagoją się szybko. Co gorsza krew planety stała się cennym surowcem, o który biją się dobrze nam znane frakcje. A ty po której ze stron się opowiesz?

Historia World of Warcraft zatacza koło.

Zaczęła się jako opowieść o wojnie dwóch frakcji i najnowszy dodatek ponownie próbuje postawić na ten aspekt. Punktem zapalnym ma być nowy surowiec – Azerite oraz zniszczenie stolic Nocnych Elfów oraz Nieumarłych. Wojna powoli zaczyna rozpalać się od nowa, a jej punkt kulminacyjny rozegra się na nowo odkrytych kontynentach – Zandalarze oraz Kul’Tiras. Pakujemy więc nasz ekwipunek, kupujemy eliksiry w aptece i ruszamy na podbój nowych lądów.

Zanim to jednak nastąpi, musimy odwiedzić strażnika naszej planety – Magniego Bronzebeard’a.

Ten podaruje nam specjalny amulet – serce Azeroth – który będzie odgrywał kluczową rolę w tym dodatku i zastąpi artefakty znane z Legionu. Ok, teraz możemy już wyruszyć do walki. Jako oddany członek Hordy, udałem się na kontynent Zandalar będący stolicą trolli i to tutaj spędziłem kilka pierwszych godzin z tą ekspansją. Historia poprowadziła mnie przez trzy dostępne na kontynencie strefy i pozwoliła poznać kulturę trolli Zandalari oraz historię ich wewnętrznego konfliktu.

Wbicie 120 poziomu nie oznacza jednak końca questów. Przed nami otworem staje bowiem kontynent aliancki, który ma przygotowaną specjalną kampanię, tylko dla graczy Hordy. Oczywiście strona Aliancka dostaje takie same atrakcje. Muszę przyznać, że historia została poprowadzona bardzo dobrze. Szczególnie podoba mi się sposób poprowadzenia narracji. Każda strefa ma swoją własną historię, która wpasowuje się idealnie w całość wątku głównego.

W czasie questowania cały czas przewija się wątek wojny. Wszystkie nasze akcje, mają na celu pozyskania potężnej floty, aby zapewnić sobie zwycięstwo w trwającej wojnie. Aby to zrobić, musimy zdobyć zaufanie Zandalarskich trolli. Brzmi to pięknie i bardzo podniośle, ale sprowadza się do grindu reputacji. Przygotujcie się więc na godziny wykonywania World Questów. Trzeba jednak przyznać, że idea różnorodnych misji na mapie świata sprawdza się dużo lepiej niż znane z początków WoW’a misje codzienne. Mamy tutaj dużo większą różnorodność – misje solo, w party, a także wymagające udziału w instancjach. Jeśli graliście w legion to na pewno rozpoznacie schemat.

Blizzard przygotował jednak dla nas trochę atrakcji, żeby ten grind sobie urozmaicić.

Fabuła kręci się wokół zdobycia floty, dlatego przygotujcie się na wyprawy w jej towarzystwie. Ekspedycje możecie rozgrywać zarówno w trybie PvE jak i PvP. Niestety z żalem muszę stwierdzić, że wydanie PvP jest mało interesujące i w obecnej formie kompletnie zbędne. Brakuje mi tutaj jakiejś sensownej nagrody, ale jako urozmaicenie zabawy ekspedycję sprawdzają się nieźle. Niestety nic ponad to.

Narzekać za to nie mogę na instancje. Zarówno normalne, jak i heroiczne stawiają przed nami odpowiedni poziom wyzwania i pozwalają na zdobycie najlepszego póki co ekwipunku i przygotować się na nadchodzący rajd. Oczywiście zdarzają się denerwujące mechaniki – jak np. potrzeba leczenia npc w trakcie walki z bossem – ale ogólna większość jest dobrze przemyślana i stawia przed nami wystarczająco dużo wyzwania.

Weźmy teraz na warsztat najważniejszą mechanikę dodatku – amulet serce Azeroth. Zastępuje on nasz legionowy artefakt i odblokowuje nową mechanikę – Azerithe Gear. Część naszego ekwipunku, a dokładniej hełm, pancerz i naramienniki, zostają w tym dodatku magicznie wzmocnione. Bonusy jakie otrzymamy zależą od poziomu naszego amuletu. Każda część ekwipunku ma trzy poziomy do odblokowania. Pierwszy poziom zawiera cztery talenty – jeden ogólny i po jednym na każdą specjalizację. Drugi zawiera dwa talenty, a trzeci służy do podniesienia poziomu naszego przedmiotu. Miała to być ewolucja systemu z legionu, jednak czuję tutaj mocny niedosyt. Amulet jest znacznie bardziej bezpłciowy niż potężne bronie artefaktowe. Dodatkowo dostępne talenty wydają się często nijakie i nie dają aż takiej frajdy jak moce z legionu. Nie wspominając o braku umiejętności aktywnych artefaktu, których usunięcie wywróciło niektóre postacie do góry nogami. Jeśli więc wracacie po dłuższej przerwie, to musicie spodziewać się sporych zmian w swojej ulubionej klasie.

Boli też fakt, że ponownie trzeba wszystko wygrindować. Zaczynamy od nowa zdobywanie przedmiotów, reputacji i mocy artefaktowej. Jeśli mieliście tego dość w legionie to niestety tutaj nic się nie zmienia. Oczywiście obecna forma jest bardzo przyzwoita i przyjazna graczom, ale nie zmienia to faktu, że robi się powoli powtarzalna. Ot weźmy przykład naszych followersów – po raz kolejny zaczynamy z niewielką grupą bohaterów, których wysyłamy na misje, aby zdobyć dla nich doświadczenie i przedmioty. Robimy to samo od dwóch dodatków i mam wrażenie, że formuła się trochę wyczerpuje.

Nowy dodatek to też szansa na zabawę od zera.

Szczególnie jeśli chcecie wypróbować którąś z udostępnionych ras sprzymierzonych. Uwaga jednak, bowiem ich odblokowanie wymaga trochę czasu i zabawy, nie tylko w obecnej, ale i poprzedniej ekspansji. I tutaj mam mieszane uczucia – z jednej strony rasy stanowią fajną nagrodę dla starych wyjadaczy, ale też nie przyciągną nowych graczy, którzy mogli by się skusić na zabawę z powodów wizualnych. Pozostaje też pytanie co z rasami stanie się dalej, kiedy już zawartość legionu i Battle For Azeroth stanie się mocno nieaktualna. Jedno wiem na pewno – rasy sprzymierzone wyglądają znakomicie i warto skusić się na przelevelowanie, którejś z nich. A najlepiej wszystkich, z powodu odblokowania mountów rasowych i specjalnych wyglądów opancerzenia.

Nie mogę nic napisać o Rajdach i frontach wojennych, z prostego powodu. W momencie pisania recenzji nie ma ich jeszcze w grze. Wrażenia z bety są w miarę pozytywne, ale z oceną wstrzymam się do momentu ich wydania na pełnej wersji gry. Powiedzieć coś za to mogę o grafice. Blizzard po raz kolejny stanął na wysokości zadania i zaprezentował nam przepiękne lokacje i bardzo ładne tekstury. Jak na grę z 2004 roku muszę przyznać, że trzyma się naprawdę świetnie. Nie zawodzi też soundtrack. Utwory wpadają w ucho i nastrajają bardzo pozytywnie do zabawy, więc jeśli gracie bez muzyki to polecam tutaj zrobić wyjątek.

Podsumowując Battle For Azeroth to dobra ekspansja. Niestety brakuje jej trochę do rewolucji z Legionu.

Odnoszę wrażenie, że będzie to przejściowy dodatek, który przygotuje nas na kolejny. Co przygotuje dla nas Blizzard w przyszłości nie wiem, ale liczę, że będzie to coś więcej niż powtórka tego samego ubrana w inne ciuchy. Jeśli lubicie World of Warcraft, albo chcecie spróbować swoich sił w tym gatunku polecam. Ja wracam młócić Aliantów. Za Horde!