Wizard of Legends – recenzja

Szczypta losowości, odrobina akcji, garść zręczność i jeszcze kilka kropel pixel artu. Z tej zabójczej mieszanki powstaje jeden z najlepszych roguelike’ów tego roku. Mowa o Wizard of Legends oczywiście. Pozwólcie mi zabrać was w podróż pełną magii, lochów i śmierci. Waszej śmierci. Zapraszam do lektury.

W grze trafiamy do świata w którym magia jest tak powszechnością.

Nasz bohater postanawia odwiedzić muzeum magii, które służy jednocześnie za samouczek. To tutaj poznajemy podstawy poruszania się, walki, zakupów przedmiotów etc. Niestety coś idzie nie tak i zostajemy przeniesieni do przeszłości, aby wziąć udział w wielkim teście magów – Próbach Chaosu. Tylko niesamowicie uzdolniony mag jest w stanie je przejść. Zakasamy więc rękawy i ruszamy do roboty.

Głównym elementem zabawy jest zwiedzanie losowo generowanych lochów.

W nich czekają na nas kolejne piętra upchane przeciwnikami, pułapkami oraz oczywiście znajdźkami. Zbierać będziemy głównie dwie waluty: złoto oraz kryształy. Monety musimy wykorzystać wewnątrz lochu, bo w momencie zgonu przepadają. Z kolei kryształy wydajemy w mieście na zakup zaklęć, ciuchów oraz przedmiotów. Przeciwnicy to prawdziwa mieszanka różności. Magowie, łucznicy czy włócznicy to dopiero początek. Przyjdzie nam zmierzyć się z niewidzialnymi przeciwnikami czy takimi co upodobali sobie skakanie na naszą głowę. Na różnorodność niemilców na pewno nie będziecie narzekać.

Do obrony przed tymi bandziorami mamy nasze wierne zaklęcia. I jeśli sądzicie, że będziecie stać w rogu Sali i rzucać ogniste kule to niestety muszę was rozczarować. Pora nabrać odwagi i wykorzystać magię w walce bezpośredniej. Magia powietrza tnie z bliska niczym miecz, ogień spopiela wrogów, a lud ich spowalnia. Nasz główny arsenał to cztery zaklęcia. Podstawowe ataki służące do spamowania, zaklęcie unikowe, jeden czar specjalny oraz finiszer. Te ostatnie to potężne zaklęcia, których moc ładuje się w czasie walki. Po pełnym naładowaniu wypuszczają dewastującą magię, która zamiecie waszych wrogów z powierzchni planety. Musicie też wiedzieć, że zaklęcia trzeba łączyć w Comba. Połowę sukcesu w tej grze stanowi nauczenie się jakie zaklęcia dobrze współgrają ze sobą i wykorzystanie tego potencjału do maksimum.

Magiczne inkantacje kupujemy na bazarku przed wejściem do labiryntu.

Niestety zaklęcia wybierane są nam losowo, więc na zakup czegoś lepsze możemy sobie czasem poczekać. Tak samo losowane są przedmioty do wzmacniania postaci. Wszystko to sprawia, że niektórzy gracze będą mieli mocno pod górkę, kiedy innym będzie szło aż za łatwo. Ma to jednak swój urok i dodaje sporo nieprzewidywalności, szczególnie w dziedzinie speedrun’ów, do których gra wydaje się stworzona.

Jeśli mam się do czegoś przyczepić to szybko nużące się wystroje lochów. Niestety, ale różnorodnością nie grzeszą i szybko czujemy jak byśmy odwiedzali ponownie te same lokacje. Mamy lochy ogniste, lodowe i ziemne – niestety wewnątrz nich wszystko wygląda tak samo. Ogień zawsze będzie pełny lawy, a w lodowych znajdziemy masę sopli. Powtarzalność może niektórych znudzić, ale na szczęście dynamika zabawy rekompensuje ten niedostatek.

Gra zyskuje jeszcze bardziej w momencie uruchomienia trybu kooperacji.

Ten działa tylko lokalnie, ale to właśnie z kumplem na kanapie bawimy się najlepiej. Magowie dzielą między sobą znalezione zaklęcia i przedmioty, mogą łączyć swoje czary w Comba, a w momencie gdy jednemu powinie się noga, to drugi może jeszcze uratować mu tyłek. Jeśli macie możliwość to spróbujcie gry w coopie.

Większych wad samej gry na szczęście nie uświadczyłem. Mamy tutaj do czynienia z przyjemnym rougelike’iem, który wystarczy na długie godziny zabawy. Jeśli interesuje was ten rodzaj rozrywki to nie możecie przejść koło tytułu obojętnie. Nowi gracze powinni jednak uważać, bo gra nie oferuje żadnych poziomów trudności. Od początku stanowi ogromne wyzwanie, a RNG potrafi skopać tyłek nawet najbardziej doświadczonym magom. Mimo wszystko grę z całego serca polecam. Ja biorę kostur w łapę i zarzucam pelerynę na plecy i ruszam podbijać próby chaosu. A ty?