Kolorowo i po chińsku. Unruly Heroes – recenzja

Magic Design Studios dorobek ma dość skromny. Unruly Heroes to ich pierwsza gra. Twórcy stwierdzili, że chcą zacząć od platformówki inspirowanej klasyczną powieścią chińskiej literatury, pt. Wędrówka na Zachód. Znajomość wschodniej kultury nie jest jednak graczowi do szczęścia potrzebna. Dzięki rozgrywce również nie nadrobimy wiedzowych braków. Ale przecież nie o to chodzi w platformówkach, prawda?

Unruly Heroes

Chińczycy i ich opowieści

Fabuła w Unruly Heroes jest zwyczajna. Dowiadujemy się, że na kawałki rozbito święty pergamin, który utrzymywał równowagę między światami. Przez to niefortunne wydarzenie demoniczne stworzenia panoszą się po świecie. Oczywiście my musimy tę równowagę przywrócić.

Bohaterów w grze jest czwórka. W każdej chwili możemy się pomiędzy nimi swobodnie przełączać. Sun Wukong, czyli król małp, to zwinna i skoczna postać walcząca za pomocą wielkiego kija, który potrafi się powiększać i służyć za pomost. Wieprz Zhu Bajie w walce sprawdza się tak sobie, ale jego wielkie cielsko możemy napompować, dzięki czemu staje się latającym balonikiem (jest to przydatne, gdy nie można doskoczyć na jakąś platformę). Piaskowy mnich Sha Wujing włada magią i, podobnie jak wieprz, potrafi szybować. Tripitaki wedle oryginalnej opowieści to koń, który niegdyś był smokiem. W grze przypomina raczej wielkiego osiłka i właśnie taką rolę pełni.

Bohaterowie śmiało poruszają się coraz to dalej i dalej w prawo, aby ocalić świat, jaki znamy.

Po drodze gracz ma za zadanie pomagać im na etapach typowo platformowych oraz w walkach z bossami. Te pierwsze nie zaskakują, choć są zróżnicowane. Wszystkie zastosowane rozwiązania graczom powinny być dobrze znane. Łamigłówki oparte na fizyce czy zręczności nie są wymagające. Odrobina cierpliwości wystarczy, aby ze wszystkimi sobie poradzić. Troszeczkę inaczej ma się sprawa walk z bossami. Część z nich jest wyjątkowo upierdliwa i męcząca, przez co potyczka złożona z trzech etapów potrafi być nieprzyjemna. Na szczęście dotyczy to mniejszości przeciwników.

Z mini bossami problemów raczej nie ma – bać się należy tylko tych dużych. Przegrywamy, gdy wszystkie postaci stracą paski życia. Póki jednak na planszy wciąż jest co najmniej jeden bohater, mamy szansę uratować naszych kolegów. Ich dusze unoszą się wokół nas w bańce, którą musimy przebić, by postać znów stała się grywalna. Oczywiście na planszach spotykamy również punkty kontrolne, dzięki czemu nie każda porażka wiąże się z przechodzeniem planszy całkowicie od nowa. Etapy nie są jednak zbyt długie, więc odradzanie w ich trakcie mocno usprawnia rozgrywkę.

Unruly Heroes

Gra jak malowana

Pod względem technicznym gra jest przygotowana naprawdę nieźle. Nietrudno zauważyć wspomnianą przeze mnie różnorodność planszy i łamigłówek. Dla prawdziwych zbieraczy twórcy przygotowali oczywiście znajdźki. Gracz śmiało może skakać za fragmentami zwoju (które odblokowują arty dostępne w menu) oraz monetami (za które możemy odblokowywać skiny do czwórki bohaterów).

Dwuwymiarowa grafika jest naprawdę ładna. Plansze zaprojektowane są bardzo pomysłowo. Zachwycają zarówno elementy, po których się poruszamy, jak i niedostępne tło. Mogłabym przyczepić się delikatnie do animacji, ponieważ nie są one tak dopracowane jak reszta strony wizualnej. Przy szybkich i pełnych akcji etapach trudno jednak o tym pamiętać i zwracać na to uwagę. Specyficznie wygląda również sprawa udźwiękowienia. Wszystkie postaci mówią, choć wiele do powiedzenia nie mają. To, co słyszymy najczęściej, to dźwięki otoczenia. Szum wody, warkoty przeciwników, huk spadających skał sprawiają, że nie dobija nas cisza. Muzyki bowiem w grze jest niestety niewiele. Towarzyszy nam głównie podczas walk z bossami oraz w trakcie bardziej skomplikowanych etapów, dla podkreślenia trudów, z jakimi musimy sobie radzić.

Unruly Heroes

Zawsze mogłoby być lepiej

Unruly Heroes nie jest grą, nad którą można zwariować z zachwytu. Drobne bolączki psują efekt końcowy. Zgrzytają niedopracowane w pełni animacje. Drażni zbyt zróżnicowany poziom trudności. Delikatnie nudzi brak muzyki. Nie jest to bardzo długa gra, bo przejście całości zabiera około dziesięciu godzin (chyba że chcemy tytuł maksować, wtedy na pewno stworzy się ładna sumka), jednak przyznam, że nie czułam potrzeby grania dalej, gdy wyciągnęłam z gry wszystko, czego byłam ciekawa. Nie miałam okazji zagrać w tryb kooperacyjny, choć taka opcja istnieje i czeka na spragnionych rozgrywki lokalnej lub online. Gra w towarzystwie znajomych na pewno zatuszuje część tych drobnych błędów i przy okazji doda grze trochę lepszego humoru niż ten, który sama oferuje.