Uncharted: Zaginione Dziedzictwo – recenzja

Przed zagraniem w Uncharted: Zaginione Dziedzictwo wydawało mi się, że kolejna odsłona poszukiwaczy skarbów jest robiona trochę na siłę. Nie pasowało mi to do stylu Naughty Dog, ale kto wie, może i im odwaliło? Dziedzictwo jawiło mi się jako produkt do łatwego zarobku, niewnoszący zbyt wielu usprawnień, pozbawiony kilku elementów z Uncharted 4, wydany zbyt szybko po premierze zakończenia przygód Nathana Drake’a. Ależ miło się pomyliłem.

Nate odpoczywa, a co tymczasem robią jego znajomi? Oczywiście kradną skarby. Zwolennicy tagu #TeamChloe będą bardzo zadowoleni. Tym razem to właśnie Chloe Frazer staje na pierwszym miejscu, a wraz z nią dobrze znana fanom czwartej części Nadine Ross. Bohaterki wyruszają na poszukiwanie Kła Ganesha. Nie za bardzo można się tutaj rozpisywać o historii, ponieważ musiałbym sypać spoilerami. Powiedzmy jednak, że tym razem mamy do czynienia ze stylem prowadzenia historii z odsłon wydanych na PS3. Odnajdujemy miejsce skarbu, po czym przemy naprzód, aż do wielkiego finału. To, co jednak wyróżnia tę historię, to to, że mamy do czynienia z dwoma kobiecymi postaciami. Wszelkie osoby chcące doszukiwać się tutaj poprawności politycznej mogą sobie darować, ponieważ widać przez całą grę, że taki od początku był zamysł twórców. Do czego zmierzam? Ludzie narzekają, że w produkcji jest mało zmian. Owszem, skoro Naughty Dog uznaje to za oddzielną produkcję można by liczyć na więcej, ale Ci sami ludzie nie zauważają tego jak zmieniły się dialogi. Jak inaczej zachowują się kobiece bohaterki. Jak sprawiono, że system znajdziek jest czystą przyjemnością itd. Gra może nie ma zbyt dużo zmian widocznych gołym okiem. Gdy przyjrzymy się z bliska zobaczmy, że mamy tutaj produkcję, która wyznacza pomniejsze standardy, a pozostałe mechaniki i tak są wciąż przed innymi produkcjami.

Damskie bohaterki w grach są zazwyczaj takie same jak ich męskie odpowiedniki. Wszyscy potrafią to samo, są tak samo sprawni oraz silni. Zachowują się prawie identycznie. Naughty Dog bardzo przyłożyło się do kreacji swoich postaci i owocuje to rewelacyjnym efektem. Kobiety dostały swoje stereotypowe cechy. W jakiej innej grze, gdy bohaterki wejdą pod wodospad rozmawiają ze sobą o tym jak marzą o ręczniku? Gdzie jest produkcja, w której damska postać narzeka, że zaraz jej nadgarstki odpadną po wspinaczce? Ponadto dialogi między Chloe i Nadine. Co chwila pada zwrot „kochana”. Widać jak przyłożono się tutaj do tego, że gramy inną płcią co powoduje, że doświadczenie jest zupełnie inne. Czujemy, że to ponownie niesamowita historia z naciąganymi widowiskowymi sekwencjami, ale produkcja nabiera realistycznego sznytu. Gdyby tak się zastanowić dalej – w jakiej innej grze bohaterowie komentują swoje zachowania, które my tworzymy, a nie są one oskryptowane – jak np. odnalezienie znajdźki tuż obok towarzyszącej postaci. W żadnej innej grze postacie nie reagują tak na swoje poczynania, żywo je komentując. Naughty Dog pokazuje tu innowacje, które muszą się stać standardem, bo gry od prawie dekady stoją w miejscu. Grafika grafiką, ale to właśnie takie nowe elementy trzeba dopracowywać, abyśmy mieli postęp.

Co nowego wprowadzono w mechanice? Otwieranie zamków za pomocą spinki do włosów, pseudootwarty świat oraz nowy system wyszukiwania znajdziek. Do włamywania się do kufrów za pomocą spinki trzeba się chwile przyzwyczaić, bo system działa dość… dziwnie. Zdarza się, że kolejna zapadka zostanie otwarta, gdy kontroler ledwo drży, a czasem możemy to zrobić tylko wówczas, gdy idealnie ustawimy naszego analoga. Doskonałą robotą i przykładem dla innych gier jest za to to jak wykonano otwarty teren. Gdy dostaniemy się do lokacji nietrzymającej nas za rączkę, mamy szansę odblokować przedmiot, który ułatwi nam wyszukiwanie innych znajdziek w przyszłości. Aby tego dokonać trzeba wykonać kilka prostych zadań z czego każde jest inne. Żadnego powtarzania tych samych czynności. Raz będziemy się bawili fizyką, raz szybko skakali z platformy na platformę, a innym razem rozwiązywali małą zagadkę logiczną. Jestem tym fragmentem zachwycony, ponieważ nie dość, że ciągle twórcy stawiają przed nami inne wyzwanie, tak jeszcze podczas gry mamy szansę wysłuchiwać dialogów między bohaterkami, które znacznie poszerzą naszą znajomość uniwersum. To nie Andromeda, w której w kółko rozwiązujemy sudoku, aby oczyścić planety. Gdy już uda nam się wykonać wszystkie czynności otrzymujemy przedmiot, który powoduje, że zawsze, gdy w okolicy znajduje się znajdźka to kontroler wibruje, uruchamia się delikatna muzyka, a światło w kontrolerze zmienia kolor. Zwykle takie znajdźki w grach zupełnie mnie nie interesują, a tutaj, gdy wiedziałem, że gdzie ona jest w pobliżu i słyszę, że gdzieś tu leży, to zaczynałem szukać okolice, przeskakiwać na półki skalne, które wydawały się nieosiągalne i znajdowałem je. Ja, osoba, która nie zbiera żadnych ukrytych przedmiotów, chyba że na nie przypadkowo wpadnie.

Na koniec kilka słów o technikaliach. Jak to Uncharted – z konsoli wyciskane są siódme poty i gra prezentuje się rewelacyjnie. Sprytne sztuczki graficzne są do wypatrzenia, ale wszystko tu jest ostre, a gra tylko raz chrupnęła mi do małej liczby klatek na sekundę. Muzyka i udźwiękowienie? Fantastyczne odgłosy, dobry dubbing, a końcowy utwór jest już na mojej playliście Spotify. Trzeba mówić więcej? Reszta gry to stare dobre Uncharted.

Również z innymi podpisuję się pod tym, że czas gry jest idealny, a U4 było za długie. Zaginione Dziedzictwo wydawało mi się skokiem na kasę. Podczas gry wiedziałem już, że się pomyliłem, a tytuł jest godny poprzednich odsłon. Gdy leciały napisy końcowe myślałem, czy chciałbym zagrać w kolejną część. Scena po napisach uświadomiła mi, że chce. Chcę kolejnego Uncharted, które po raz kolejny coś usprawni i podniesie poprzeczkę innym twórcom gier, którzy myślą, że w dzisiejszych czasach wystarczy klepnąć grę według schematu, aby zebrać miliony. Wiem, że teraz wrócę do jakiejś gry i bohaterowie znowu będą płascy, będą milczeć. Zadania będą się powtarzać, a mechaniki będą już dawno oklepane. Przykre, ale patrząc na takie gry jak dzieła Naughty Dog, Ninja Theory czy CD PROJEKT RED lub scenę Indie, widzę, że są ludzie, którzy pchną to wszystko do przodu. A my ich obsypiemy gotówką.

 

Dziękujemy wydawcy gry, polskiemu oddziałowi Sony Interactive Entertainment, za udostępnienie kopii recenzowanego tytułu.