The Textorcist: The Story of Ray Bibbia – recenzja

The Textorcist: The Story of Ray Bibbia to dwuwymiarowa strzelanka z gatunku bullet hell utrzymana w przyjemnej dla oka pixelartowej grafice. Gra została stworzona przez niezależne studio MorbidWare. Tytuł ten wyróżnia sposób walki z przeciwnikami oraz interakcji z otoczeniem.

Wszystko dzięki nietypowemu sterowaniu.

Przykładowo, żeby coś włączyć musimy napisać na klawiaturze „on„, a żeby wyjść z domu musimy napisać „leave” przy drzwiach. Tak samo jest podczas walk z bossami – żeby zadać im jakiekolwiek obrażenia musimy wytypować inkantację, która odgrywa rolę egzorcyzmu. Oczywiście, żeby nie było zbyt łatwo wpisując każde słowo musimy unikać niezliczonej ilości przeróżnych pocisków skierowanych w naszą stronę. Oprócz typowania na klawiaturze możemy również grać na kontrolerze, co powinno wielu graczom mocno ułatwić sprawę. Na padzie system „wpisywania” jest bardzo uproszczony. Naszym zadaniem jest jedynie klikanie RB bądź LB w zależności od tego jaką literę chcemy wybrać. Gdyby tego było zbyt mało o na dole ekranu mamy napisaną całą inkantację (a nie jedynie obecnie wpisywane słowo) przy której jest napisane co dokładnie i w jakiej kolejności należy wcisnąć.

Fabuła w The Textorcist: The Story of Ray Bibbia to kawałek naprawdę mrocznego ciasta. 

Grając wcielimy się w niejakiego Raya Bibbia. Podstarzałego, byłego członka kościoła oraz egzorcystę, który jak prawdziwy superbohater ratuje cały świat od wszelkiego zła! Tak chciałbym napisać, ale rzeczywistość jest zgoła inna, o wiele bardziej mroczniejsza.

Częste zwroty akcji, nacisk na osobistą historię bohatera i wybory moralne (niestety niezależne od gracza) to motywy przewodnie, które będą Ci towarzyszyć podczas rozgrywki. Osobiście zaczynając grę nie miałem większych oczekiwań pod względem fabuły, a pod koniec byłem zaskakująco poruszony i jestem pewien, że prędko nie zapomnę tego co przeżyłem.

Oprócz świetnej historii zmierzymy się także z wieloma barwnymi bossami, którzy nie raz, nie dwa dadzą nam porządne wciry. Mimo, iż sam uważam się za całkiem przyzwoitego gracza, który praktycznie nigdy nie ma problemów z przechodzeniem różnych gier, tak przy The Textorcist miałem niejednokrotnie ochotę grę odinstalować, a pada razem z komputerem wyrzucić przez okno.

Długość rozgrywki jest zależna tylko i wyłącznie od umiejętności gracza. Jeśli jesteś wymiataczem możesz ukończyć grę w mniej niż dwie godziny, a jeśli nie, możesz nawet dojść do 7-8 godzin.

Podczas każdej walki z bossem mamy trzy serca, które odpowiadają za nasze zdrowie.

Stracić je możemy jeżeli zostaniemy trafieni pociskiem nie trzymając obecnie księgi z inkantacjami. Nie byłoby to aż takim utrudnieniem gdyby nie fakt, że jeżeli nie podniesiemy księgi w odpowiednim czasie to cała dotychczas wpisywana inkantacja zostaje anulowana i musimy zaczynać od samego początku. Jeśli nie mamy odpowiednich umiejętności (lub szczęścia) w unikaniu pocisków, to albo narazimy się wpisywanie egzorcyzmu od początku, albo na ponowne przechodzenie całego poziomu. Szczerze mówiąc, żadna z tych perspektyw nie jest zbyt kusząca.

Podczas rozgrywki towarzyszyć nam będzie fantastyczny soundtrack skomponowany przez GosT specjalnie na potrzeby gry. Jest on tak dobry, że aż ciężko ubrać to w słowa. Nie będę przesadzał, jeśli powiem, że jest to jeden z najlepszych growych soundtracków ostatnich lat. Autor chyba zdawał sobie sprawę z świetności swojej ścieżki dźwiękowej dlatego postanowił sprzedawać ją jako dodatek do gry za 18 PLN.

Głęboka fabuła, świetna ścieżka dźwiękowa i wymagająca rozgrywka.

Tak najprościej można podsumować The Textorcist: The Story of Ray Bibbia. Małego indyka, dzięki któremu choć na chwilę zapomnicie o rozczarowaniach ostatniego miesiąca pokroju Anthem, Crackdown 3 czy Jump Force. Tytuł jest naprawdę warty uwagi, więc jeśli macie w sobie choć trochę samozaparcia to będziecie się przy nim świetnie bawić. Ta gra jest zdecydowanie warta większej uwagi niż wiele obecnych tytułów AAA.