Urzekająca opowieść o miłości, przywiązaniu, o życiu i jego istocie. The First Tree – recenzja

The First Tree od Davida Wehle to pozycja nietuzinkowa. Nominowana do miana najlepszej gry i gry z najlepszą muzyką na Emotional Games Awards 2018, przez twórcę opisywana jako idealna dla fanów m.in. Journey czy Firewatch.

Kolejny symulator chodzenia? To prawda.

The First Tree to kolejny symulator chodzenia. Do tego swoją premierę miał już rok temu, a piszę o Pierwszym Drzewie dopiero teraz, bo właśnie z końcem listopada trafił na konsole. Sam recenzowałem wersję na Xbox One.

The First Tree to urzekająca opowieść o miłości, przywiązaniu, o życiu i jego istocie.

Narracja prowadzona jest dwutorowo. Pierwsza warstwa to ta, którą widzimy i na którą mamy bezpośredni wpływ – gracz steruje lisem próbującym odnaleźć swoją rodzinę. Ten wątek jest jakby bardziej narzędziem do skupienia się na drugiej, kluczowej historii. Narzędziem, które samo w sobie nie zostało potraktowane po macoszemu, pewnie nawet mogłoby być oddzielną grą.

Kluczowa historia to rozmyślania syna na temat jego ojca, stosunków między nimi, wspomnień z dzieciństwa.

To rozliczenie się z przeszłością. Ta warstwa realizowana jest tylko w formie dźwiękowej, w postaci rozmów syna ze swoją żoną. Interesujące jest tutaj, że nie jesteśmy karmieni wyszukanymi mądrościami, frazesami. Rozmowy te są kompletnie naturalne, tematy w nich poruszane mogłyby tak naprawdę spotkać każdego z nas.

The First Tree nie jest kolejną opowieścią z wydumaną, przesadnie tajemniczą historią.

To dialog, którego pewnie wielu z nas potrzebuje. Cieszy więc, że tak ciekawa i wciągająca historia jest nie tylko opowiedziana w przyjemny sposób, ale też i przedstawiona. Graficznie Pierwsze Drzewo jest wyjątkowe. Znów proste w ekspresji, nie jest w żadnym stopniu majstersztykiem, nie zachwyca dbałością o szczegóły, rozmachem. Cieszy za to przyjemną kameralnością i wspaniałym doborem barw. Każda nowa lokacja to nowe przeżycie – raz trafimy na przykryty śniegiem las, innym razem na martwy wąwóz. Wszystko podporządkowane historii. Poukrywane tu i ówdzie przedmioty, zabawki z dzieciństwa syna, odkopywane i znajdowane przez lisa, wszystko to zapewnia niesamowitą imersję.

A ścieżka dźwiękowa? Szkoda, że z powodów licencyjnych nie może być sprzedawana czy dołączana do gry w całości.

Call of Destiny, utwór Josha Kramera, który został wykorzystany m.in. w trailerze gry idealnie reprezentuje całą warstwę muzyczną. Melancholijna melodia, która sama chyba opowiada historię – jakby gra jej do tego nie była potrzebna. Cieszy również to, że autor, David Wehle, w wersji konsolowej umieścił swoje komentarze głosowe. Tłumaczy w nich decyzje projektowe, wyjaśnia fabułę, opowiada o tym, jak gra została wyprodukowana. Sam ich nie włączyłem przy pierwszym przejściu The First Tree, dopiero przy następnym – chciałem cieszyć się czystym doświadczeniem tak, jak zostało to zaplanowane. Nie żałuję, tak samo jak nie żałuję drugiego podejścia już z komentarzami twórcy.

Drugie podejście do Pierwszego Drzewa to nie był wcale taki duży wysiłek. The First Tree to symulator chodzenia nie tylko pod względem prowadzenia samej rozgrywki, ale też typowej dla tego gatunku długości – dwie godziny. I to przy pierwszym przejściu, drugie, kiedy wiadomo już gdzie iść i czego szukać, można pewnie skończyć w godzinę lub nawet mniej niż godzinę. Czy to minus? W tym konkretnym przypadku myślę, że nie.

The First Tree to dobra opowieść, która jest na tyle długa, że możliwa do połknięcia na raz bez zadławienia się. Mam też wrażenie, że jest to historia, która zostanie ze mną trochę dłużej. Polecam!