The Church In The Darkness — wciągająca przygodówka o brutalnej sekcie

W latach 70. nastroje w Ameryce nie były zbyt pozytywne. Wszechobecny rasizm, utrata bliskich podczas wojny w Wietnamie oraz bieda spowodowały, że niektórzy postanowili założyć swoją własną społeczność, całkowicie odrzucając swoje ojczyste państwo. W ten sposób w Ameryce Południowej powstało Freedom Town, do którego dołączył bratanek głównego bohatera. Sekta ta skrywa jednak swoje okropne tajemnice. Alex od czasu przeprowadzki do Freedom Town nie daje znaków życia, więc gracz przenika do sekty, aby nawiązać z nim kontakt. To od niego będzie zależało jak potoczą się dalsze losy Freedom Town…

W The Church In The Darkness zakochałem się od pierwszej zapowiedzi.

Za produkcję gry odpowiada Paranoid Productions. Dla studia jest to debiutancka produkcja, aczkolwiek główny projektant ma na swoim koncie pracę przy takich produkcjach jak Rainbow Six Siege, State of Decay czy Quantum Break. Gra ukazana jest z perspektywy izometrycznej, a całość okraszona jest lekko stylizowaną grafiką. Sporym plusem jest muzyka, która w połączeniu z wydarzeniami dziejącymi się na ekranie tworzy niesamowity klimat. Ogromną rolę odgrywa tutaj narracja, która została wykonana świetnie. W rolę przywódców kultu wcielili się Ellen McLain (Rebecca Walker, znana przede wszystkim z roli GLaDOS) oraz John Patrick Lowrie (Isaac Walker, znany z roli Snajpera w Team Fortress 2 oraz użyczający głosu wielu postaciom w Dota 2).

Najważniejszym aspektem gry i jej największą siłą jest jednak losowość.

Żadna rozgrywka nie będzie taka sama. Losowy jest nie tylko spawn oraz położenie postaci na mapie, ale także ich zachowania, szerzone poglądy oraz cele do zrealizowania. Łącznie dostępne jest aż 20 zakończeń, a każde prowadzi do odblokowania nowych opcji w grze. Działania gracza w poprzednich przejściach mają swoje znaczenie w kolejnych. Czuje się dzięki temu ciągłą chęć sprawdzenia, co tym razem przyniesie gra, dzięki czemu za jednym podejściem wielokrotnie powtarzałem rozgrywkę. Zrobiło mi się jednak autentycznie smutno, gdy po pierwszym przejściu dostałem informację, że zamordowałem 36 osób. Jak się okazało, pokojowe nastawienie w następnej próbie przyniosło zupełnie inne scenariusze.

Dodatkowo gra stworzona jest w formie produkcji… rogue-like. Przygodówka, skradanka i rogalik? Brzmi jak interesujące połączenie i tak wypada w rzeczywistości. W The Church In The Darkness wykorzystano najlepsze elementy tych gatunków tworząc bardzo ciekawą mieszankę.

Gdzie w tym wszystkim jest rogue-like?

Otóż gra nie posiada systemu zapisu. Jedynym wyjątkiem jest tutaj jedno wyjście z gry, kiedy to pojawia się zapis postępów. Poza tym nic. Dodaje to sporo ryzyka do rozgrywki, dzięki czemu szczególnie na dalszych etapach gry wszystkie ruchy należy przemyśleć dwukrotnie.

Gracz do dyspozycji otrzymuje cztery poziomy trudności. Każdy z nich znacząco wpływa na rozgrywkę, a przede wszystkim jest sprawiedliwie zaprojektowany. Pierwsze dwa to luźne przechodzenie gry, w którym jednak trzeba być uważnym. Następne to już jednak ciężka przeprawa wymagająca znajomości mechanik gry oraz sporych ilości cierpliwości. Strażników jest więcej, a dodatkowo nie jest zakreślony obszar, który są w stanie obserwować. Dzięki temu gra jest odpowiednio zbalansowana zarówno dla osób poszukujących wyzwania, jak i dla tych, którzy chcieliby sobie pograć na spokojnie.

Mam jednak do tej produkcji trochę zastrzeżeń…

Przede wszystkim brakuje mi trochę logiki w lokalizacjach zbieranych przedmiotów. Często znajdują się w one miejscach, które fabularnie nie mają żadnego sensu. Dla przykładu mogę tutaj podać strój strażnika, który znalazłem w zwykłej chatce mieszkalnej. Wyjątkiem są tu jedynie czerwone skrzynie, zawierające fabularne informacje. Te znajdują się w białych kapliczkach, często mocno strzeżonych.

Sztuczna inteligencja mogłaby też być troszkę lepsza.

Z alarmu łatwo uciec, a w zachowaniach mieszkańców nie ma żadnej losowości. Brakuje mi trochę interakcji ze zwykłymi cywilami, bo poza paroma fabularnymi wyjątkami nie ma żadnych opcji rozmowy z nimi.

Do tego wszystkiego należy dołożyć drobne błędy techniczne (np. źle podpisane dialogi), okazjonalne wysypanie się gry czy średnią optymalizację, ale nie są to problemy, które uniemożliwiałyby komfortowe granie.

Podsumowując, The Church in the Darkness to dla mnie jedna z najlepszych gier niezależnych w 2019 roku.

Jestem absolutnie zachwycony tą produkcją, nawet pomimo przedstawionych wyżej zarzutów. To kawał bardzo ciekawej gry i mam nadzieję, że twórcy skorzystają jeszcze z rozwiązań tutaj wykorzystanych. Pomysł ten aż prosi się o kontynuację i mam nadzieję, że autorzy przedstawią nam jeszcze jakieś gry w tych klimatach. Polecam każdemu fanowi gier niezależnych, gier przygodowych oraz skradanek.