Tennis in the Face – Recenzja [Nintendo Switch]

Kolejna mini gra od studia 10 tons zagościła na Nintendo Switch. Chyba zrobię z tego jakąś serię małych recenzji – tyle tego wypuszczają. Jedne gorsze, drugie lepsze, a niektóre kreujące się na duże gry.  Tym razem malutka, ale z ciekawą mechaniką. Zapraszam do przeczytania paru słów o Tennis in the Face.

Nie wiem jak im się to udało, ale wcisnęli do tej gry nawet fabułę. Walczymy z zagrażającymi miastu okupantami, skrytymi pod przeróżnymi wariantami. Walczymy w dzielnicy pełnej klaunów z nieśmiesznymi żartami, kolejną okupują policjanci szukający swoich pączków, a w następnej szaleni naukowcy próbujący przejąć kontrolę nad światem.

W jaki sposób jednak można pokonać tak wyrachowanych przeciwników? Odpowiadam – w nawet ciekawy i oryginalny sposób. Jesteśmy jedynym prawilnym mieszkańcem tego miasta, tym który chce walczyć o nie aby przywrócić ład i porządek. Kiedy już tak wszystkie naj i jedyne wymienione, przejdźmy do rzeczy – wcielamy się w zwykłego gracza tenisa, tak jak tytuł na to wskazuje.

Tennis in the Face zdecydowanie najbliżej do gry logicznej. Stojąc w miejscu z rakietą w jednej dłoni, a piłeczką w drugiej, stajemy do nierównej walki z poziomami i przeciwnikami. By przejść poziom musimy powalić każdego przeciwnika. Aby nie było za łatwo mamy ograniczoną liczbę dostępnych piłek, jak i same przeszkody na planszy. Mogą to być bloki kamienne lub szkło, o które nasza piłka od razu się rozbija i już nie odbije się dalej. Trzeba tak wymanewrować i ominąć lub wykorzystać zawadzające elementy by uderzyć przeciwników wykorzystując jak najmniejszą ilość piłek.

No może trochę was oszukałem, bo jeśli nie będziemy robili poziomu na perfekt, czyli wykorzystując zwykle tylko jedną – góra dwie piłki, to plansze są mega łatwe. Nie miałem problemu z przejściem żadnej, a nawet próbując wszystko robić bez straty pocisków nie musiałem się za dużo męczyć. Starczają trzy-cztery próby uderzeń na poziom. Im dalej tym rozgrywka robi się trochę bardziej skomplikowana. O ile początkowych klaunów bez problemu powalamy byle jakim uderzeniem, to policjanci noszą już tarcze przyjmujące jedno trafienie na klatę. Trzeba więc celować w głowę, lub wyznaczać kurs tak by była szansa podwójnego odbicia na przykład od stojącej obok ściany. Dalej nie jest łatwiej, wspomniani na początku naukowcy chodzą w ochronnych strojach, przez co stają się odporni i wymagają zawsze dwóch uderzeń, a skomplikowanie planszy rośnie i gra wprowadza coraz to nowsze utrudnienia.

Grafika nie narzuca jakiś ciekawych rozwiązań. Zwykła nieskomplikowana, na poziomie lepszym niż tutoriale z youtuba. Ciekawostką jest działający ragdoll i całkiem nieźle wykonana fizyka. Niektóre przedmioty się ruszają, spadają a eksplozje potrafią odblokować niedostępnego przeciwnika. Muzyka jest brzęcząca i trochę denerwująca, bo podobna do mojego budzika. Próbowaliście kiedyś ustawić sobie jakąś piosenkę na budzik? Nie polecam, za każdym razem jak ją słyszę (ba, nawet jak słyszę jakiś kawałek podobny, bo często „twórcy” od siebie kopiują) to się wzdrygam i nerwowo rozglądam.

Grę kupicie w eShopie, gdzie polska cena została ustalona na 21 złotych. Wydaje mi się, że jest to kwota za duża, jak za gierkę o tym poziomie skomplikowania. Pewnie znajdziecie nawet podobne gry za darmo na swój telefon lub odpowiedniki w zapomnianym flashu. Wybór jak zwykle należy do was, a jak już będzie na przecenie 50% to bym brał.