Table Top Racing (XONE) – recenzja

Powiem tak…

Table Top Racing to jedna z najfajniejszych gier, jakie można kupić za mniej niż 65 zł. Ba! To najlepsza gra wyścigowa biorąc pod uwagę, ile fun’u może przynieść nam „wyczajenie” odpowiedniej taktyki na każdy wóz, tor, tryb czy broń. Tutaj można strzelać, driftować, skakać, zmieniać trasę niczym w „Split Second”, ustanawiać rekordy oraz kupować i przerabiać bryki z trzech różnych klas!

Podstawa

Dzieło PlayRise Digital to na pierwszy rzut oka prosta ścigałka z kolorową grafiką i szalonymi trasami, a tak naprawdę jest to gra z prześmiewczą duszą, która sprawia, że po każdej akcji pojawia się na naszej twarzy uśmiech. Gra jest podzielona na 3 duże działy:

– Championship, czyli główny tryb gdzie kupujemy wóz, ulepszamy go i staramy się osiągnąć jak najlepszą pozycję w przeróżnych konkurencjach (od wyścigów z bronią w roli głównej, po konkurs driftu). Podzielony jest na 3 kategorie samochodowe.

– Special Events to zbiór konkretnych zawodów i konkurencji, w których dostajemy do dyspozycji z góry ustalony wóz z odpowiednim wyposażeniem i ulepszeniami.

– I na koniec mamy Multiplayer czyli prywatne lub publiczne wyścigi po sieci, gdzie wszystko może się zdarzyć a walka z głosową konwersacją to coś prześwietnego, nawet grając z randomami.

Samochody dzielą się na 3 grupy tj. Cult Classics, Street Racers i Supercars. Pierwsza kategoria to swojego rodzaju wprowadzenie, ponieważ w wyścigach tymi wózkami nie mamy do dyspozycji wszystkich trybów, możliwości czy broni. Są one raczej powolne, zwrotne i po prostu… Ładne. Przygoda z „Ulicznymi” wozami to już zupełnie inna bajka. Prędkość potrafi zadziwić, jak i zgubić, zwrotność jest balansowana z szybkością, co od razu czuć i tutaj każdy samochodzik prowadzi się inaczej. Supercars to już najwyższa liga… Szybkie, zwrotne, jedne przyklejone do drogi, drugie skore do nadsterownościi. Tu nie obejdzie się bez treningu i przyzwyczajenia.

Tryby

Championship to główne danie… Swojego rodzaju kampania dla jednego gracza, prowadząca nas bez fabuły przez świat… Uwaga… Stołów domowych, na których wszystkie trasy zawarte w grze są umieszczone. Japońskie, włoskie, morskie, amerykańskie, przeróżne krajobrazy domów czy jachtów w tle naszych tras. Będziemy się przebijać przez restaurację sushi, w której twórcy zajadali japońskie przysmaki w przerwach podczas tworzenia gry, przez salonowy tor i bile czy książki, albo przez szampany, kieliszki i kostki lodu na ekskluzywnym jachcie. Jest to dość czasochłonny tryb więc nawet wybredni hardkorowcy znajdą coś dla siebie; Drift, wyścigi z bronią oraz bez niej, najlepsze okrążenie, tryb pościgu i wiele innych.

Special Events jest odskocznią od głównego dania, swojego rodzaju dodatkiem #JakSurówkaDoKotleta. Wszystko ustalone jako misja z konkretnymi celami, w ustalonym wozie na danej trasie. Fajne np. na sprawdzenie się z kumplami na „Hot-Seat”.

Multiplayer zaś nazwę deserem (jeszcze nie czas na wisienkę na torcie), ponieważ sam go odbieram jako świetny tryb, lecz nie jest to punkt skupienia całej produkcji. W sieci mamy 8 rodzajów eventów w wyścigach do 8 graczy. Zabawa w każdym z nich jest wręcz przednia i w momencie, gdy grając z randomami, w jakiejś sytuacji losowej jeden wybuchnie śmiechem… Gwarantuje, że po chwili wszyscy rykną jak zraniony bawół.

Styl, wizualizacja, muzyka

Graficznie fajerwerków nie ma (chyba że mówimy o rakietach, których używamy w wyścigach zbrojnych). Kolorowa szata wizualna jest przyjemna i powtarzalna. Tekstury potrafią przy bliższym spotkaniu zrazić lekko oko, aczkolwiek nie do stopnia obrzydzenia. Samochody wyglądają zróżnicowanie, a zarazem dość blado w sensie samej dokładności wozów. Zdarzają się małe glitche i niedoskonałości, lecz jest coś, co nadrabia to wszystko…

Soundtrack „Table Top Racing: World Tour” to owa „wisienka na torcie”. Breakbeat’owy klimat łamany przez oldschoolowe i truschoolowe bity to coś wspaniałego i dawno moje uszy nie miały tak pozytywnych emocji, biorąc pod uwagę muzykę. Jest to kompletne zaskoczenie… Kłaniam się po sam gruz w stronę Wesa Smitha. Gratulację! Zaangażowanie i trzymanie klimatu całej gry czuć od pierwszej chwili odpalenia tego tytułu.

„… Czy Tobie Wąski sufit…?…”

Cóż… Pewnie leci już pytanie: „A gdzie jest wyjaśnione co w tej grze nie gra?” To tak… Weźmy wszystkie podobne ścigałki i zobaczmy czym się różni TTR od reszty? BRAKIEM LOCAL-MULTIPLAYERA. Serio? Tak trudno zaimplementować podzielony ekran nawet dla 2 graczy na jednej konsoli? Czy to wymaga aż tyle pracy, by było to niemożliwe do osiągnięcia? Jest okropnie wnerwiony tym faktem… Za samo to gra otrzymuje punkt mniej, bo moim zdaniem jest to zwyczajna kpina.
Drugą kwestią jest poziom trudności AI Jest on na tyle w pewnym sensie losowy, że aż dziw bierze z braku opcji wyboru czy zmiany go w opcjach, czy gdziekolwiek. Ehhh… A było tak dobrze…

Podsumowując

Table Top Racing: World Tour nareszcie na XboXie One! Ekstra. Przyjemna gra wyścigowa, o cenie prostej gierki, o grafice, która nie obrzydzi, ale też nie zaskoczy, oraz o muzyce, trybach i trasach tworzących taki klimat, jaki ma mało która gra o takim budżecie. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie brak tak nieodzownych rzeczy w takich grach, jak split-screen czy wybór poziomu trudności. Soundtrack świetny, single player świetny, online bardzo ok. Tylko czemu tak trudno w dzisiejszych czasach pomyśleć o tym by na jednej konsoli mogła zagrać więcej niż jedna osoba w tym samym czasie?