Spyro Reignited Trilogy_20181112221906

Sztuka wyboru. Spyro Reignited Trilogy – recenzja na Nintendo Switch

Bieżące lato jest niezwykle gorące dla posiadaczy najnowszej, hybrydowej konsoli od Nintendo. W ciągu minionych tygodni wyszła cała masa świetnych tytułów, wśród których mieliśmy Astral Chain oraz Fire Emblem: Three Houses. Dostaliśmy Marvel Ultimate Alliance 3: The Black Order, Dragon Quest Builders 2 i wiele, wiele więcej. Chyba nikt się jednak nie spodziewał, że w ostatnim miesiącu trwania tego najcieplejszego kwartału w roku, pojawi się projekt, który powalczy z pozostałymi o miano tego najlepszego.

Tak, tytuł tekstu w żadnym wypadku nie jest pomyłką.

Spyro Reignited Trilogy to gra tak genialnie przeniesiona na Nintendo Switch, iż bez wątpienia może być zaliczana do ścisłej czołówki lata. Więcej na ten temat napiszę w dalszej części. Już teraz muszę jednak zaznaczyć, że gdyby tylko każdy projekt, który portowany jest na nową konsolę, przechodził ten proces tak wspaniale, jak właśnie zbiór przygód Fioletowego Smoczka, to byłbym w siódmym niebie. Wszyscy byśmy w nim byli!

Remaster wydano pierwotnie w ubiegłym roku…

…na PlayStation 4 oraz Xbox One. Już wtedy twórcy zaznaczali, że to nie koniec i gra najprawdopodobniej trafi także na PC oraz Nintendo Switch. Jak powiedzieli, tak zrobili, a wszystko ziściło się kilka dni temu. No i wiecie co? Przemierzanie baśniowych krain w skórze (choć może bardziej adekwatne byłoby „w łuskach”) Spyro, nigdy nie było tak przyjemne!

Rzeczony projekt jest w gruncie rzeczy całkowicie odrestaurowaną trylogią tytułów (kolejno: Spyro the Dragon, Spyro 2: Ripto’s Rage! i Spyro: Year of the Dragon), które pierwotnie ukazały się jeszcze w ubiegłym wieku na popularnego „Szaraka”. Myślę, że wszyscy urodzeni najpóźniej w latach 90., mieli okazję grać, albo chociaż słyszeć, o jednej z ikon gier tamtych czasów.

Szczątkowa fabuła

W rzeczonym tekście nie chcę skupiać się na czystych aspektach gry. Recenzja ma odnosić się do tego, jak tytuł wypada w kontekście przeniesienia go na hybrydę od Nintendo. Nie mogę jednak nie zarysować kontekstu fabularnego, który w gruncie rzeczy jest niezwykle prosty. W grze wcielamy się w tytułowego Spyro, który przemierzając liczne krainy… Ratuje swoich przyjaciół. Tak, kropka, to wszystko.

Ale działa to zaskakująco dobrze!

Bardzo możliwe, że właśnie przez wzgląd na to, jak świetnie prowadzi się samą rozgrywkę. Jest lekka, przyjemna i skrajnie niezobowiązująca. To główny powód, dla którego w moim mniemaniu Spyro idealnie wypada na Nintendo Switch. Nie ma właściwie żadnej przeszkody w tym, aby odpalić grę na 15 minut i zaraz potem ją wyłączyć (choć jest to ciężkie, bo skubana wciąga jak wir). Nie potrzebujemy 30 minut po każdym jej uruchomieniu, aby zagłębić się w przedstawiony świat i historię.

Możemy zwyczajnie włączyć i grać. Tak więc coś, co w przypadku dużych konsol, które gdy już podłączymy, chodzą przez dłuższy czas, jest minusem – na Nintendo Switch staje się ogromną zaletą! Sterowanie jest banalne, historia i sam poziom trudności też. Czego chcieć więcej przy krótkiej, rozluźniającej sesji?!

Fioletowy to kolor roku!

W gwoli uściślenia, poprzedniego roku i chodzi o dokładnie o „ultra violet”… Nie mam jednak wątpliwości, że gdyby jury odpowiadające za wybór owego, zobaczyło, jak Spyro wygląda na Nintendo Switch, moglibyśmy mówić o obronie tytułu!

Już na pierwszych otwartych pokazach, goście zachwycali się pieczołowitością, z jaką grę przeniesiono z PlayStation 4 oraz Xbox One. Właściwie nie wypada ona wcale gorzej. Smoczek zachwyca kolorami, przywiązaniem do detali i animacją. W czasach, gdy tak wiele studiów ma problem z przenoszeniem swoich gier na konsolę od Nintendo, należy to uznać za ogromny plus. Spyro Reignited Trilogy daje radę zarówno na dużym ekranie, jak i  w trybie przenośnym.

Sztuka wyboru

I właśnie to stanowi o świetności ów tytułu w wersji na Nintendo Switch. Ten fakt sprawia, że wersja na hybrydową konsolę jest najlepszą na rynku. Mamy pełną decyzyjność, a każda opcja będzie równie dobra. Bez znaczenia, czy zagramy w doku, czy przenośnie – będzie świetnie. Mamy tylko 10 minut albo aż 3 godziny na granie – w obu przypadkach będziemy zadowoleni.

Reasumując, Spyro Reignited Trilogy to świetny port. Czy jest wolny od wad? Bynajmniej, bo posiada wszystkie te, które doskwierają wersjom z dużych konsol. Trzeba jednak podkreślić, że lwią część z nich skutecznie maskuje. Jeśli zadalibyście mi przed przeczytaniem recenzji pytanie, jaką wersję gry kupić, to teraz nie powinniście mieć już wątpliwości.

Świetna robota i tytuł, który koniecznie trzeba sprawdzić i wydłużyć sobie wakacje.

Teraz gdy jest coraz chłodniej, warto przenieść się do malowniczych krain Avalar i Artisan, aby nie popaść w jesienną depresję. Polecam z całego, fioletowego serducha!