Wybitna, dynamiczna przygoda. Sunset Overdrive w końcu na PC – recenzja

Od pewnego czasu obóz Microsoftu bombarduje społeczność graczy wieloma innowacjami, które chce wprowadzać. Przez wzgląd na dominującą przewagę Sony na rynku, informacji napływa coraz więcej. Jedną z nich jest umacnianie symbiozy między Windowsem, a Xboxem. Ma to być ukłon w stronę graczy, a przy tym stworzenie wielkiej bazy gamingu. Proces już trwa, a wyrazem tego było niespodziewane zapowiedzenie PC-towego portu jednej z najlepszych gier na aktualną generację Xboxów i wydanie jej zaledwie kilka dni później. Serca graczy, którzy nie posiadają konsoli od Microsoftu, zabiły mocniej – moje prawie przełamało żebra. Sunset Overdrive trafił na komputery osobiste, a ja miałem przyjemność sprawdzić, jak gra na nich wypadła.

Za produkcję gry odpowiada Insomniac Games 

Samo to wystarczyło, aby wieszczyć sukces wirtualnej rozwałki. Studio, które przed premierą owego tytułu na konsolę miało na swoim koncie takie hity jak: „Spyro the Dragon”, Trylogię „Resistance” tudzież całą serię gier „Ratchet & Clank”. Produkcje genialne, a warto dodać, że niedawno premierę miał największy dotychczasowy hit producentów – Marvel’s Spider-Man”. Sunset Overdrive zadebiutował na konsoli Xbox One pod koniec 2014 roku, więc na pierwszy port niebagatelnego hitu przyszło nam czekać ponad 4 lata.

Czas trochę pozamiatać!

W grze wcielamy się szarego nerda, który utrzymuje się z pracy sprzątacza. Przy okazji niespodziewanej apokalipsy mutantów okazuje się, że sprzątanie mutantów przychodzi naszemu bohaterowi równie łatwo co sprzątanie miejskich toalet. Bardzo szybko wychodzi na jaw, że nie jesteśmy jedynymi ocalałymi. W mieście znajduje się całkiem sporo grup ludzi, którzy funkcjonują w wielu odmiennych frakcjach. Zapewnia to sporą różnorodność misji i humoru, którego w produkcji nie brakuje.

Pośmigajmy

Rozgrywka umożliwia przemieszczanie się po mieście, które cechuje się dużą otwartością. Przyjemność z eksploracji terenu wzbogaca system poruszania, który stoi na najwyższym możliwym poziomie. Twórcy właściwie w każdej swojej grze skupiali na tym wiele uwagi. Najświeższym przykładem jest, wspomniany już wcześniej, „Spider-Man”. Nie znam osoby, która nie czerpała frajdy z bujania się na sieciach. Swoboda elementów ruchu w Sunset Overdrive przynosi mi na myśl obie części Prototype’a zmiksowane z Tonym Hawkiem. Najlepsze jest to, że nie czuć w tym ani krzty sztuczności. Wszystko jest niezwykle dynamiczne i orientacyjne. Wyszło wybitnie, a pomimo możliwości korzystania z szybkiej podróży, jakoś od tego stroniłem.

Świat tysiąca kolorów

Wizualnie produkcja Incomniac Games nie ma się czego wstydzić. Wszystko zachowane zostało w konwencji mocno pastelowej kreskówki. Oczywiście, znacząco koliduje to z immersją, do której dążą dzisiejsi twórcy gier. Jednak – coś, za coś. W zamian dostajemy produkcję, która może nigdy się nie starzeć. Fotorealizm w grach ma to do siebie, że jest bardzo szybko ulepszany. Komiksowość, prócz mnożenia pikseli, pozostaje niezmiennie świeża.

Dubbing stoi na przyzwoitym poziomie

Gracze dzielą się na dwa typy: tych, którzy prędzej zginą, niż zmienią oryginalną ścieżkę dźwiękową i tych, którzy nie tolerują gier bez spolszczenia dialogów. Ja jestem gdzieś pomiędzy. Polski dubbing przeszkadza mi tylko w momentach, gdy spłyca się komizm przekazu ustnego. Wiele jest sytuacji, gdzie konkretna gra słowna jest wybitnie zabawna w oryginalnym języku, a po przetłumaczeniu traci cały sens. Dużym ryzykiem było więc zaimplementowanie polskiego dubbingu do gry, która humorem stoi. Okazało się jednak, że bynajmniej nie był to błąd. Oczywiście, pokuszę się o stwierdzenie, że cały humor został przez to delikatnie spłycony. Pomimo tego, gry słowne zostały bardzo przyjemnie przełożone na nasz ojczysty język. Słychać, że nie było to sztuczne tłumaczenie ilościowe, ale znaczenie miała też jakość. Sam dobór „głosów” wydał mi się niezły, a poszczególne kojarzyłem nawet z kreskówek mojego dzieciństwa.

Nie obeszło się bez wad

Pomimo tego, że jest to klasyczny port, a nie remaster wcześniej wydanej gry, to oczekiwałem więcej. Minęły cztery lata od pierwotnej premiery Sunset Overdrive i uważam, że można było pokusić się o dostarczenie pewnych modyfikacji. Boli mnie przede wszystkim ograniczenie do 30 klatek na sekundę. Zbliża się 2019 rok, a twórcy pozostawili nas z taką barierą. Cóż, wypada to licho w zestawieniu z tegorocznymi produkcjami. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że klatki nie spadają nawet przy dużym natężeniu mutantów. Jestem zdania, że lepsze „stałe 30, niż skaczące 60”, ale jednak liczyłem na coś więcej.

Klawiaturowy szok

Kolejnym minusem gry jest mało intuicyjne sterowanie za pomocą klawiatury i myszki. Większość czasu używałem pada i wszystko było bardzo wygodne, ale po spróbowaniu „standardowego” zestawu niedzielnego gracza PC byłem zniesmaczony. Oczywiście jest to produkcja, która w założeniu przeznaczona była na konsole. Jeśli jednak zapada decyzja o „przerzuceniu” gry na komputery stacjonarne, to powinno się podejść do sprawy z nieco szerszego punktu widzenia i usprawnić korzystanie z zestawu klawiatura + myszka. Nie wiem, czy dotrwałbym do finału, gdyby nie niezawodny pad od X360.

Reasumując

Sunset Overdrive to gra, która mogłaby być małym system-sellerem dla konsol od Microsoftu. Z mojego punktu widzenia portowanie gry na PC było wybornym posunięciem. Dzięki temu nie musiałem inwestować w kolejną konsolę. Gdybym jednak siedział po „zielonej” stronie barykady, ubolewałbym nad utratą świetnego tytułu na wyłączność. Gra nie ustrzegła się wad, które często idą przy przenoszeniu na inne systemy, ale broni się samą sobą. Jest to wybitna, dynamiczna przygoda, która nie nudzi. Jeśli Ty, który to czytasz, uwielbiasz ogromną swobodę poruszania, rozwałkę i typowy, geekowski humor, to Sunset Overdrive jest grą stworzoną dla Ciebie. Zdecydowanie polecam i jestem pewien, że jeszcze nie raz do niej wrócę – jednak zawsze na padzie.