Strategie turowe mają się dobrze. Wargoove – recenzja

Piękna, baśniowa kraina? Check. Ruszenie gatunku, który nie bryluje na salonach? Check. Wyciśnięcie z gracza siódmych potów? Check!

Piękne piksele

Chucklefish to firma, która stworzyła między innymi słynne Stardew Valley. Po przejrzeniu biblioteki dostępnych tytułów na Steamie wyraźnie widać, że twórcy czepili się pikselowej konwencji i nie zamierzają puścić. Na szczęście nie jest to błąd! W takiej grafice przyjdzie nam śledzić historię bohaterów. Zarówno sama rozgrywka jak i scenki z dialogami wyglądają bardzo ładnie. Jest kolorowo, jest baśniowo. Wesoło i radośnie, bo przecież tak właśnie musi być w tych krainach. Jest też prosto – przynajmniej pod względem historii. Fabuła nie oferuje niesamowitych zwrotów akcji, nie zapada w pamięć na lata, ale też nie przeszkadza.

Postaciom nie brakuje poczucia humoru, co pomaga wybaczyć miałkość wydarzeń. Dialogi są krótkie, nie odbierają zbyt wiele czasu rozgrywce. Nie są w pełni udźwiękowione. Postaci wydają w ich trakcie pojedyncze jęki, okrzyki i stęki, a czasem wypowiadają słowa lub krótkie frazy. Brzmi to wszystko na swój sposób głupkowato, szczególnie, jeśli czytamy szybciej, niż tekst pojawia się w okienkach. Odruchowo przeklikiwałam wtedy do następnej wypowiedzi, przez co w dynamicznych rozmowach miałam okazję posłuchać ferii zabawnych dźwięków. Nie przeszkadza również muzyka. Jest dokładnie taka, jaka powinna być w grach strategicznych. Robi tło, nie narzuca się, daje się czasem nucić i tyle. Wyciszenie jej i odpalenie własnej playlisty w tle nie zaboli, ale nie jest również konieczne.

Czy to już Hirołsy?

Nie. Niewiele te dwie gry łączy. Zasady rozgrywki w Wargroove są proste. Na każdej z map rozmieszczone są wioski (generujące złoto) oraz różnego rodzaju warownie (służące do rekrutowania jednostek). Powinniśmy przejmować jak najwięcej z nich, aby jak najskuteczniej tłamsić przeciwnika. Wygrywamy, gdy pokonamy antagonistycznego herosa lub zburzymy mu zamek (o ile jest na mapie). Za każdym razem, gdy wprowadzona zostaje nowa mechanika lub jednostka, gra dokładnie nam wszystko tłumaczy. Łamie przy tym czwartą ścianę – bohaterowie tłumaczą sobie, jak rozpoznawać procenty zdrowia przeciwników albo jak pozbyć się mgły wojny. W trakcie całej fabuły poznajemy wiele nowych rozwiązań, uczymy się ataków specjalnych herosów oraz odpowiedniego dysponowania jednostkami.

O żołnierzy nie musimy się bać. W grze nie występuje levelowanie, armie funkcjonują tylko w obrębie danej misji. Poziomów nie zdobywa również żaden z naszych herosów. W ostatnich misjach mamy do dyspozycji sporo typów jednostek i budynków, z których możemy śmiało korzystać. Nie wszystkie mechaniki zostają jednak z nami na dłużej. Mgła wojny pojawia się chyba tylko w dwóch misjach, nie zawsze mamy dostęp do morza i statków.

W Wargroove stajemy na przeciw kilku frakcji (które oczywiście potem się z nami kumplują i możemy nimi sterować), jednak nie zachwycają one różnorodnością. Wiele jednostek każdej z nich różni się wyłącznie kosmetyką i właściwie wszystkimi walczy się bardzo podobnie.

Nie przypadł mi również do gustu sposób prezentowania starć. Każde z nich automatycznie uruchamia animacje. Dwie przeciwnie jednostki stoją na przeciwko siebie na przedzielonym ekranie, jedna naciera na drugą, tamta odpowiada i koniec. To fajny dodatek… przez dwie pierwsze misje. Potem kosmicznie przedłuża rozgrywkę. Na szczęście da się to wyłączyć w menu. Nie wyobrażam sobie takiego cackania się pod koniec gry, gdy starć w jednym ruchu przeprowadzamy nawet kilkanaście.

Czy warto było szaleć tak?

W trybie dla pojedynczego gracza mamy do dyspozycji trzy rodzaje rozgrywki. Głównym jest oczywiście wątek fabularny. Gra prowadzi nas za rączkę przez kolejne misje główne oraz poboczne. Te drugie odblokowują nam arty w galerii oraz nowe możliwości w pozostałych trybach rozgrywki. Jak wypada tryb fabularny? Naprawdę nieźle. Misje może nie są niesamowicie zróżnicowane, ale cóż więcej można wymyślić w tego typu grze oprócz mordowania wszystkiego dookoła albo bezpiecznego przechodzenia z punktu A do punktu B?

Ogólne wrażenie może psuć poziom trudności. W pewnym momencie kampania stwierdza, że nas nienawidzi i życzy nam śmierci w męczarniach. Poziom trudności podskakuje wysoko, a my musimy cyzelować każdy ruch, ponieważ porażka oznacza powtarzanie danej misji od początku. Na szczęście przed każdym zadaniem możemy regulować poziom trudności. Możemy zmniejszać (lub zwiększyć) otrzymywane obrażenia, zwielokrotnić (lub uszczuplić) przypływ złota albo przyspieszyć (lub spowolnić) tempo ładowania umiejętności specjalnej. Nie należę do najbardziej cierpliwych osób na planecie, więc te suwaki w niektórych misjach uratowały mi nieprzespane noce.

Dla odpoczynku od trybu fabularnego możemy sięgnąć również po zagadki lub tryb arcade. W pierwszym z nich mamy do rozwiązania kilkanaście zagadek, np. doprowadzając do zwycięstwa w pojedynczym ruchu na przygotowanej przez twórców mapie. Drugi tryb to po prostu bitwy danymi herosami z kolejnymi, coraz silniejszymi przeciwnikami. Oprócz tego gra oferuje również opcje dla wielu graczy. Wspólnie możemy bawić się przy jednym komputerze lub online. Wszystko działa sprawnie, a potyczki z kimś znajomym w tego typu produkcjach zawsze dają dużo frajdy. Szczególnie, gdy się wygrywa, jak ja z naszym naczelnym!

Pikselowa okejka

Gra daje dużo frajdy i satysfakcji. Taki chyba urok strategii. Ostateczne zwycięstwo po długiej i męczącej rozgrywce naprawdę sprawia, że człowiekowi robi się na sercu lżej. Produkcja przystosowana jest do tych, którzy lubią maksowanie gier – będą mieli co robić. Warto dać szansę herosom z Wargroove (szczególnie, że jednym z nich jest piesek!) i popłakać trochę krwią i łzami nad fajnym, niezależnym tytułem.