Starlink: Battle for Atlas – recenzja

Ubisoft od jakiegoś czasu radzi sobie świetnie jeśli chodzi o robienie grywalnych, dobrze ocenianych gier. Kolejne części Assassins Creed, Far Cry 5, nie najgorzej przyjęte Ghost Recon: Wildlands czy nadchodzące The Division 2. Wszystko to jednak są produkcja dla dorosłego gracza. Zauważyło to zdaje się również Ubi i przygotowało dla odmiany produkcję dla nieco młodszych graczy. Idąc nieco w ślady konkurencji oferującej już wcześniej chociażby w Skylanders czy Lego: Dimensions fizyczne dodatki do gier, w postaci figurek, również oni zaoferowali podobne  w swojej produkcji. Czy jest to dobry kierunek? I czy na pewno Ubi zrobiło to tak dobrze żebyś miał ochotę kupić kolejny statek do kolekcji?

To co pierwsze rzuca się w oczy to oczywiście fizyczne dodatki.

W zestawie startowym oprócz samej gry otrzymujemy również jeden statek, pilota, 3 bronie, mocowanie statku na pada oraz plakat dwustronny na którym możemy odznaczyć zakupione już elementy. Ubisoft swoimi edycjami kolekcjonerskimi przyzwyczaiło nas do dobrej jakości figurek. Nie inaczej jest w przypadku Starlink. Figurka pilota jest szczegółowa jak na swój niewielki rozmiar. To samo tyczy się statku. W podstawowej wersji na PlayStation 4 oraz Xbox One jest to „Zenith”, natomiast wersja na Nintendo Switch ma ekskluzywny statek StarFoxa – Arwing.

Bardzo ładnie oddane są wszelkie detale statku – oznakowania, silniki manewrowe czy przezroczysta szyba kokpitu przez którą możemy podziwiać pilota. Dodatkowo, co widać szczególnie wieczorem podświetlane ledami są wyloty silników głównych statku oraz niektóre bronie. Poziom wykonania stoi na tyle dobrym poziomie, że spokojnie taki statek można postawić na półce jako element kolekcjonerski. Jeśli jesteście natomiast zwolennikami dóbr cyfrowych możecie dodatkowe bronie/pilotów/statki kupić również w wersji cyfrowej w sklepie danej platformy. Są one wtedy również nieco tańsze niż ich fizyczne odpowiedniki, co jest zdecydowanie na plus.

Akcja gry toczy się w przyszłości, w tytułowym Atlasie – fikcyjnym systemie planetarnym.

Odwiedzamy go wraz z grupą pilotów pod przywództwem Dr. Granta znaną jako inicjatywa Starlink. Do systemu Atlas przywiodła nas tajemnicza pozaziemska istota Judge, która dołączyła do Starlinka i poszukuje swojego domu. Żeby jednak nie było za spokojnie, okazuje się że Atlas został zaatakowany przez starożytną armię maszyn nazywanych Zapomnianym Legionem. Legion ten był narzędziem zapomnianych już dziś Strażników. Jednak niejakiemu Graxowi udało się przejąć nad nim kontrolę i wykorzystać do swoich niecnych celów. Naszym zadaniem jako jeden z pilotów Starlink jest oczywiście pokrzyżowanie planów wrogiego dowódcy i przywrócenie porządku w Atlasie. Fabuła nie jest szczególnie górnolotna i niestety poziom ten utrzymuje się przez całą produkcję. Jest prosta, czarno-biała i przystępna dla dzieci. I może to był cel, który przyświecał twórcom. Jednak starszy gracz może tu być zawiedziony.

Przejdźmy jednak do meritum, czyli samej rozgrywki.

Zasiadamy za sterami jednego ze statków inicjatywy i ruszamy odkrywać kolejne planety oraz uwalniać je spod wpływu Legionu. Mamy tutaj do wyboru dwie opcje. Założenie przystawki na pada i zamontowanie pilota, statku oraz broni w formie fizycznej lub granie całkowicie cyfrowo bez zabawy z fizycznymi dodatkami. Wspomnę tutaj przy okazji, że podstawka do pada w Xbox One oraz Nintendo Switch jest bezprzewodowa, natomiast w PS4 niestety posiada kabel. W przypadku grania cyfrowo możemy wykorzystywać zawartość pakietu startowego oraz wszelkie inne statki/akcesoria, które wcześniej zarejestrowaliśmy w grze za pośrednictwem wspomnianej podstawki. Po 7 dniach rejestracja wygasa i musimy ponownie podłączyć akcesoria do podstawki, aby znów ich używać.

Na początku grałem głównie z przystawką fizyczną. Jest to świetna zabawa i dzieciaki na pewno będą zachwycone.

Wszelkie zmiany fizyczne na statku są natychmiast przenoszone na ekran gry. Możemy wymieniać i dowolnie rekonfigurować skrzydła statków oraz ich uzbrojenie w pewnym zakresie. Jeśli przesadzimy z ilością dodatków lub przyczepimy wszystko na jednej stronie gra poinformuje nas stosownym komunikatem, że statek jest zbyt ciężki i poprosi o wprowadzenie poprawek. Później jednak coraz częściej grałem jedynie cyfrowo, zwłaszcza że przystawka posiada pewien minus. Zamontowanie jej na padzie zasłania nam gniazdo mini-jack, więc nie możemy podpiąć słuchawek bezpośrednio do pada. Musiałem posiłkować się w tym wypadku podpinaniem słuchawek bezpośrednio do telewizora, co niestety wygodne nie było i generowało dodatkowe kable, a wystarczyło pozostawić niewielkie wycięcie.

Bronie zostały podzielone na kilka różnych typów zależnie od żywiołu jaki wykorzystują.

Mamy więc bronie lodowe, ogniste, kinetyczne czy wstrząsowe. Większość przeciwników również operuje jakimś żywiołem i najskuteczniejsza przeciwko nim jest broń o przeciwnym efekcie. Ognistego przeciwnika najłatwiej pokonać bronią lodową itd. Wymusza to więc na nas dosyć często zmianę broni i jest bardzo wygodne za pomocą fizycznych odpowiedników. Po prostu odczepiamy broń w trakcie walki, gra zostaje spauzowana, podczepiamy inną broń i wracamy do rozgrywki. Szybko i bez grzebania w menu. To samo tyczy się pilotów czy statków. W przypadku wyeliminowania jednego ze statków możemy „przepiąć” się na kolejny bez konieczności odradzania się w ostatnim punkcie zapisu. Z powyższego widać, że posiadanie większej ilości statków jest korzystne i pozwala nam zaoszczędzić czas oraz wewnątrz-grową walutę którą musimy zapłacić za odrodzenie się po śmierci.

Walcząc z Legionem mamy kilka typów zadań do wykonania na każdej planecie.

Możemy niszczyć gniazda chochlików, najsłabszych jednostek przeciwników, aby w ich miejscu postawić jeden ze swoich budynków. W dalszej kolejności atakujemy i niszczymy bronione przez jednostki Legionu ekstraktory rudy elektrum, która jest również naszą walutą w grze. Wyżej w tej swoistej drabince przeciwników są natomiast jednostki Pierwszych. Są to najwięksi przeciwnicy jakich możemy spotkać na planecie. Przemierzają oni ląd, rozstawiając kolejne ekstraktory rudy. Zniszczenie Pierwszego zaprzestaje w takim razie rozstawiania ekstraktorów i umacnia pozycję naszego sojuszu na planecie, co ma odzwierciedlenie w procentowym wskaźniku posiadania planety.

Każda akcja przeciwko Legionowi podnosi ten wskaźnik aż do 100% i całkowitego wyzwolenia planety spod wpływu Legionu. Jeśli pozostawimy planetę na jakiś czas samej sobie, Legion może powrócić za sprawą okrętów flagowych, które znajdziemy z kolei w kosmosie. Dreadnoty, bo o nich mowa, to potężne okręty legionu które zrzucają na planety jednostki Pierwszych infekując kolejne światy.

Walka z Drednotem  jak i z Pierwszym jest kilku etapowa i w każdym z tych etapów musimy skupić się na czymś innym. Eliminować pomniejsze jednostki obstawy czy atakować konkretne czułe punkty bossa. które odsłania na jakiś czas. Ostatni etap walki z Dreadnotem przypomina zresztą mocno zniszczenie gwiazdy śmierci. Wlatujemy do środa, lecimy ciasnym tunelem unikając laserów, aby na końcu wysadzić reaktor. Kapitalne.

Muszę tutaj wspomnieć koniecznie o poziomie trudności.

Jest ich 4, od łatwego do bardzo trudnego i mają nie mały wpływ na walkę. Znajdzie się tu więc również coś dla starszego gracza szukającego wyzwania lub rodzica chcącego pograć dla odmiany bez swoich pociech. Na najłatwiejszym zdaje się domyślnie przeznaczonym dla młodszych dzieci walki nie są wymagające i można je przechodzić bez większego stresu czy użycia jakiejkolwiek taktyki. Natomiast już od poziomu normalnego niezbędne staje się używanie szybkich uników czy tymczasowej tarczy zasilanej z szybko wyczerpującej się w kilka sekund i ładującej ponownie baterii. W przeciwnym wypadku walka kończy się nad wyraz szybko naszą porażką. Mam jednak wrażenie, że poziom trudności skaluje się bardzo nierówno. Na łatwym jest za łatwo, gdy już na normalnym mimo rozwiniętego statku i odpowiedniego do zadania poziomu miałem problem z niektórymi walkami powtarzając je wielokrotnie. Strach pomyśleć co dzieje się na najwyższym poziomie.

Gra oferuje dużą możliwość rozwoju naszych bohaterów.

Osobno levelujemy naszego pilota, statek oraz bronie. Dodatkowo z pokonywanych  przeciwników jak również różnego rodzaju skrytek wypadają moduły ulepszeń o kilku różnych stopniach rzadkości – od zwykłych po legendarne. Zarówno nasz statek jaki poszczególne bronie zawierają do 4 miejsc na takie ulepszenia, które pozwalają znacznie wzmocnić zadawane obrażenia czy odporność statku na poszczególne żywioły.

Oprócz tego naszą bazą wypadową jest okręt flagowy Equinox, który również możemy rozwijać wykupując ulepszenia mające wpływ na całą naszą flotę. To jednak nie koniec. Odbijając planety możemy budować budynki jednej z frakcji do których należą nasi piloci – wydobywców, odkrywców lub banitów. Każdy z tych budynków przynosi nam dodatkowy bonus. Rafineria np. dostarcza nam co godzinę pewną sumę gotówki, a obserwatorium odkrywa mgłę wojny na planecie. Każdy z tych budynków również może być ulepszany, aby być coraz bardziej efektywnym. Jak widać możliwości rozwoju nam nie zabraknie, i jest co robić.

Ukończenie fabuły na normalnym poziomie trudności zajęło mi 19 godzin, więc mniej więcej tyle ile zapowiadali twórcy.

Trzeba tu jednak zaznaczyć, że niestety spora część z tego czasu to grind. Występuje tu niestety problem znany chociażby z dwóch ostatnich odsłon Assassynów. Misje główne przewidziane są na konkretny poziom postaci. Jeśli mamy niższy poziom to nie jesteśmy w stanie nawet drasnąć przeciwnika a sami giniemy od kilku celnych strzałów. Konieczne jest więc podbijanie poziomu na aktywnościach pobocznych. Latamy więc po planecie i niszczymy w kółko kolejne siedliska Legionu. Niestety na dłuższą metę jest to strasznie nużące zajęcie. Po przejściu fabuły możemy jeszcze pokusić się o wyzwolenie wszystkich planet, ale znów będziemy zmuszeni powtarzać te same czynności na każdej planecie. Liczyłem tutaj na jakieś ciekawsze rozwiązanie.

Gra zapewnia również możliwość kooperacji dwóch graczy na podzielonym ekranie i przejścia w ten sposób całej kampanii.

Również obaj gracze mogą w takim wypadku wykorzystywać dodatki fizyczne w tym samym czasie pod warunkiem dokupienia drugiej podstawki na pada, która wyceniana jest na około 79zł. Jeśli więc macie dwójkę dzieci lub chcecie pograć razem z dzieckiem, jest to świetna opcja.

Zapytacie pewnie jaki jest sens kupowania dodatków w postaci statków czy pilotów?

Po pierwsze tak jak wspomniałem dodatkowe statki to więcej szans na wygranie na przykład walki z bossem bez konieczności odradzania się. Nie ukończycie również gry na 100% bez posiadania przynajmniej 1 pilota z każdej frakcji gdyż wymagane są konkretne poziomy pilotów do odblokowania ulepszeń okrętu flagowego. Również nie ukończycie wszystkich budowli starożytnych na planetach, gdyż wymagają do swojego otwarcia różnych żywiołów i może się okazać, że nie posiadacie jednego z nich. Jeśli chcecie jednak przejść jedynie główną kampanię i postrzelać dla przyjemności z dziećmi to nie są Wam te dodatki do niczego potrzebne i spokojnie zrobicie to zestawem podstawowym.

Starlink: Battle for Atlas przygotowany został na silniku Snowdrop.

Jest to dokładnie ten sam silnik na którym działa między innymi The Division czy przygotowywana gra Avatar oraz The Division 2. Planety są pięknie wykonane i zróżnicowane pod względem otoczenia. Jedne są całkowicie pustynne, inne śnieżne czy pokryte polami magmy. Na każdej występuje piękna roślinność oraz kilka rodzajów fauny do okrycia. Modele statków czy przeciwników są szczegółowe i bardzo dobrze animowane. Testując na Xbox One S nie zdarzyło mi się żadne spowolnienie i rozgrywka była cały czas płynna nawet podczas walki z wieloma przeciwnikami i obecności sporej ilości wybuchów na ekranie. Pod względem oprawy nie można tutaj niczego produkcji zarzucić.

Co będzie na pewno ważne dla młodszych graczy produkcja jest w całości spolonizowana, a jednemu z bohaterów głos podkłada Blowek. Grałem z polskim dubbingiem i muszę przyznać, że nie jest on szczególnie porywający, ale też nie irytował mnie w żaden sposób, aby musiał koniecznie go przełączyć. Do tekstu natomiast nie mam żadnych zastrzeżeń, zdarzyła się może jedna nic nie znacząca literówka.

Podsumowanie

I taki oto jest Starlink. Ciekawy pomysł na grę dla młodszych graczy z wykorzystaniem fizycznych dodatków, jednak z dosyć sztampową i mocno powtarzalną rozgrywką, dającą jednak sporą frajdę szczególnie z wykorzystaniem figurek. Jeśli szukacie gry do wspólnej rozrywki wraz z dziećmi to trafiliście pod dobry adres. Dla starszych graczy polecam zdecydowanie wyższe poziomy trudności – jednak może Was lekko znużyć monotonia odbijania planet z rąk Legionu.