Singstar Celebration – recenzja

Doskonale pamiętam moje pierwsze spotkanie z SingStarem. Była to wersja Eska: Hity na Czasie, a na krążku z grą znalazły się takie hity jak Pozwól żyć Gosi Andrzejewicz, Jak zapomnieć Jeden Osiem L czy i RNB Ewy Sonnet.

W momencie premiery gry miałem 10 lat mniej i zdecydowanie bardziej entuzjastycznie przyjmowałem śpiewanie do mikrofonu. Dziś, z racji tego, że jest to gra typu PlayLink, za mikrofony mogą posłużyć smartfony lub tablety. Jednak po upływie tylu lat patrzę na SingStara z nieco większym dystansem.

Dziś jest to dla mnie głównie gra-ciekawostka, którą niechybnie porównuję do poprzedniczek. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest proste i przejrzyste menu, które oferuje nam różne tryby zabawy. Bez wątpienia najczęściej odpalanymi trybami okażą się Bitwy (które moim zdaniem są najlepszym wyborem dla dwójki graczy) oraz Impreza, przeznaczona nawet dla 8 piosenkarzy-amatorów.

Moje główne obawy przed tym tytułem dotyczyły jednak sprawowania się smartfona w roli mikrofonu. Mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczony – odpowiednio trzymany telefon porządnie zbiera dźwięki. Pierwszą piosenkę warto potraktować jednak testowo – bez poprawnego ustawienia obrazu telewizora oraz innych opcji może wydawać się, że gra jest totalnie niedopracowana. Wystarczy wspomnieć, że moje pierwsze zetknięcie się z SingStar Celebration dość szybko mnie odrzuciło. Nie ma co ukrywać – wszyscy uczestnicy zabawy brzmieli jak typowe potwory. Metodą prób i błędów udało nam się jednak znaleźć odpowiednie ustawienia, które umożliwiły nam dalszą zabawę.

Pewnym rozczarowaniem jest jednak obecność jedynie anglojęzycznych piosenek. Osobiście jestem zdania, iż dodanie również polskich utworów zdecydowanie uatrakcyjniłoby rozrywkę. Naturalnie, istnieje możliwość dokupienia większej liczby utworów, wśród których znaleźć można takie hity jak Bohemians Rhapsody Queen. Łyżką dziegciu jest jednak cena za pojedynczy utwór – to prawie 6 złotych. Niestety, takie rozwiązanie zdecydowanie mnie nie satysfakcjonuje. Niemniej, gra oferuje zmierzenie się z takimi kawałkami jak Dancing Queen, Oops!… I Did It Again czy Use Somebody, które mogą zapewnić dobrą zabawę na każdej imprezie.

Uważam jednak, że ze wszystkich PlayLinków, które miały premierę w tym miesiącu, SingStar jest najmniej interesującym tytułem. Powodem są nie tylko wspomniane wady, lecz również zbyt wyeksploatowany schemat. Trudno znaleźć impuls, który tchnąłby w serię nowe życie. Być może ożywienie zapewniłoby dodanie trybu kariery. Patrząc jednak na pewne znużenie serią ciężko wyrokować czy seria ma jakąś przyszłość. Nie ma co ukrywać – przed twórcami czas ciężkiej pracy.