Scrap Garden – Czyli jak należy robić platformówki

Gry platformowe są dzisiaj zapomnianym gatunkiem. A szkoda! Były one przecież idealną odskocznią od trudów życia codziennego. Portalem między tym szarym, nudnym, pełnym szumu i kretynizmów światem, a wesołym, pełnym kolorów, humoru i jasnych barw uniwersum. Jednak czy w dobie fotorealistycznej grafiki, gdzie prym wiodą tytuły ścigające się ze sobą o to, która z nich wyciśnie więcej z twojej karty graficznej jest miejsce na prostą, tanią wręcz platformówkę? Panowie Egidijus Bachur oraz Alexey Davydov, pod wydawnictwem Flazm postanowili to sprawdzić wydając grę Scrap Garden.

Na początku Scrap Garden poznajemy przyjemnego robota o identyfikatorze C4N, na którego inne roboty wołają po prostu Canny.  Nasz robocik nie był zbyt zaawansowaną konstrukcją, więc odgórnym dekretem nakazano mu się ulepszyć, zaczynając od głównego rdzenia zasilania jego robociego móżdżku. Pech chciał, że tuż przed wymianą baterii nastąpiła apokalipsa i wszystkie mechaniczne organizmy przestały działać. Biedny Canny obudził się kilkadziesiąt lat później, będąc przekonanym, że jest jedynym działającym robotem na planecie. Jedyne co mu zostało, to wyruszyć na przygodę i uratować świat małych robocików, w której ty, graczu, oczywiście mu pomożesz.

Gra jest bardzo przyjemna w odbiorze już od pierwszego odpalenia. Świat Cannyego jest kolorowy i dobrze zrobiony, natomiast sama mechanika jest bardzo poprawna. Robocik dobrze reaguje na wychylenia gałki; skakanie i inne niezbędne komendy w grze są intuicyjne i wykonuje się je niemal automatycznie. I to jest właśnie największy plus tej produkcji! Ileż to gier na przestrzeni lat starało się być dobrymi tytułami, graficy przyłożyli się do ciekawych i barwnych lokacji, tylko po to, by koniec końców okazać się średnim tytułem ze względu na złe lub przeciętne sterowanie. Kontrola postaci jest rzeczą bardzo ważną, niemal podstawową, jednakże wiele producentów odstawia ją po prostu na dalszy plan, dziwiąc się potem, że ich projekt nie wypalił.

Inaczej jest w Scrap Garden. Kontrolowanie postaci odbywa się intuicyjnie, bez opóźnień, nie ma tu miejsca na walczenie z topornym sterowaniem by przeskoczyć tą jedną przeszkodę, nie, w tej grze jeśli coś zawinisz to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina. To daje rozgrywce olbrzymi plus, ponieważ łatwa i intuicyjna kontrola to coś, na co zwracamy uwagę już na starcie i niejako definiujemy tym, czy produkcja jest dobrze zrobiona. A Scrap Garden jest grą dobrze zrobioną. Nie wieje tu nudą czy marazmem, jeśli programista zdecydował, że chodzenie po planszach trwa za długo, wrzuca nas w tryb mini gry, gdzie każde zadanie jest inaczej zrobione i zmusza nas do myślenia poza poznanymi wcześniej schematami. Mamy też tutaj kilkanaście sekretów, dobrze ukrytych, niektóre nawet wysyłają nas do specjalnie stworzonej strony internetowej, gdzie po wpisaniu informacji z sekretnych itemów dostajemy miłą niespodziankę. Nie będę wam tu jednak psuł zabawy, więc nie napiszę nic więcej.

Jak każda dobrze zrobiona platformówka, Scrap Garden zawiera różne, ciekawe lokacje. Szkoda tylko, że jest ich mało, ponieważ zwiedzimy łącznie sześć światów. Nie można jednak zarzucić lenistwa twórcom, gdyż światy są ładnie stworzone i zadbano o detale oraz małe smaczki. Tak więc zwiedzimy świat miejski, pustynny, zimowy, leśny, bagienny oraz wnętrze wulkanu. Nuda i powtarzalność tu nie istnieje. Szkoda tylko, że Scrap Garden jest krótka. Pokonanie wszystkiego zajęło mi niecałe cztery godziny, co nie jest może wynikiem słabym, ale czuje się niedosyt. Szczególnie że historia Cannyego wciąga, fabuła jest prosta, przejrzysta, dlatego właśnie chce się cieszyć jego przygodami jak najdłużej.

Podczas podróży znajdziemy różne inne robociki i postacie które nam pomogą, i tu na uznanie zasługują dwie rzeczy. Po pierwsze, system cutscenek jest bardzo dobrze zrobiony. Nie ma bezsensownego łażenia wte czy wewte, jeżeli zrobimy to, co od nas oczekują, przechodzimy od razu do przerywnika filmowego i następnego etapu. I tu pojawia się drugi aspekt – same filmiki przedstawiające fabułę są interesujące i zrobione z humorem, na szczególne uznanie zasługuje głos narratora, który doskonale oddaje atmosferę świata, w którym się znaleźliśmy, czasem rzucając dowcipami, innym razem odpowiednio tonując nastroje. Godne pochwały.

Niestety, Scrap Garden nie jest ideałem. Zawiera kilka pomniejszych wad, które może nie dyskredytują jej tak bardzo, jednakże nie da się obok nich przejść obojętnie. Najlżejszą z nich jest brak możliwości pominięcia cutsceny – te co prawda cieszą oko, ale jeśli coś popsujemy i wrócimy do checkpointu to niestety, ale trzeba przeczekać, aż postacie w końcu skończą gadać. Nieco ważniejszym aspektem jest kamera. Domyślnie posiada ona tylko dwa kąty odchylenia, co miejscami utrudnia eksplorację świata, który jest w całości trójwymiarowy. Co prawda kamera nie zacina się, ale jej kąt nie zawsze pomaga pokonać niebezpieczeństwa. O, właśnie, zagrożenia. O ile statyczne niebezpieczeństwa są wykonane porządnie, tak różne potworki, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć są zbyt leniwie zrobione. Przez całą grę mamy może pięć rodzajów mobów, nie licząc bossów. I każdego zabijamy skaczącc mu po głowie albo ciskając w nim tym, co mamy aktualnie pod ręką. Trochę inwencji w tym aspekcie brakło.

W grze trzeba zbierać diamenty. Ot, niby normalna rzecz w tego typu produkcjach, ale diamentów jest za dużo na planszy w stosunku do tylu, ilu potrzebujemy, by przejść dany etap. Więc jak zaradzili sobie twórcy, by to zbalansować? Progresywnie zwiększali ilość diamentów potrzebnych, by iść dalej, albo poukrywali je bardziej starannie? Nie, gra po każdym etapie kasuje twoje diamenty. Muszę przyznać, nigdy czegoś takiego w grach nie widziałem. Tym bardziej, że na ekranie bonusowym jest pokazane, ile diamentów zebraliśmy łącznie podczas przygody, więc nie jest to tak, że programiści nie potrafią dodawać i odejmować. Krok mało zrozumiały i dość irytujący, bo kto lubi, gdy gra po prostu zabiera nam wszystko co tak skrzętnie zbieraliśmy? Tutaj system ekonomiczny brali chyba wprost z polskich partii rządzących. Sama produkcja jest również deczko za prosta, jeśli mamy sprawnie działającego pada gra się niemal sama przechodzi. Autorzy mogli postarać się o trochę bardziej rozbudowane zagadki czy niebezpieczeństwa, tym bardziej że pierwszy raz zginąłem dopiero w przedostatnim etapie, na dodatek z własnej głupoty.

Jeszcze w temacie kontrolerów – co prawda osobiście nie sprawdzałem tego, ale czytałem opinie na forach, że Scrap Garden jest średnio grywalna na klawiaturze i myszce, co prawda mnie osobiście to nie dziwi, bowiem jest to gra, która wymaga precyzyjnego analogowego sterowania i trudno, bym obwiniał o to twórców, ale powinniście mieć to na uwadze, jeśli planujecie ją zakupić. Kontroler jest niezbędny. Gra jest niemal wolna od programistycznych niedociągnięć, typowych bugów nie ma co prawda za wiele, ale jeden szczególnie mi utkwił w pamięci. Mianowicie, podczas zwiedzania jednej kluczowej lokacji nacisnąłem przycisk start, by zapauzować rozgrywkę na chwilę, po czym… gra pominęła tę lokację i uznała, że skończyłem jej eksplorację, więc mogę iść dalej. Nie mam pojęcia czemu tak się stało, ale na szczęście to jedyny kluczowy bug jaki udało mi się znaleźć. 

Grafika jest bardzo ładna. Lokacje zrobione są z należytą dbałością o detale, rozdzielczość tekstur jest w porządku, animacje są ładne i zgrabne, a sama gra natywnie działa w 60 klatkach na sekundę. Scrap Garden stworzona jest na silniku Unity, więc co prawda nie posiada wielu aspektów konfiguracyjnych, ale za to jest bardzo dobrze zoptymalizowana, na tyle, by mogła działać bardzo dobrze na moim dość starym komputerze. Muzyka również zasługuje na pochwałę – jest nastrojowa, rzadko powtarza się ten sam kawałek, każda lokacja ma inną, odpowiednio pasującą do atmosfery ścieżkę dźwiękową. Również odgłosy otoczenia, czy głosy postaci zostały stworzone odpowiednio dobrze, widać, że za dubbing wzięły się osoby z pasją i zaangażowaniem.

Scrap Garden to przykład gry bardzo dobrze zrobionej, w każdym aspekcie. Od najmniejszych detali, smaczków, przez ciekawą i interesującą fabułę, dobrze zrobionych lokacji, intuicyjnego sterowania, odpowiedniej grafice i muzyce, aż do samej optymalizacji. Jest to produkt bardzo dobry, z dbałością wykończony od najmniejszej śrubki, po samo opakowanie. Szkoda, że tak wiele gier nie bierze przykładu ze Scrap Garden, w których autorzy zlewają jeden bądź dwa kluczowe aspekty i są zdziwieni, czemu ich produkt się nie sprzedaje. Poza tym – sterowanie. To największy grzech niektórych programistów, tutaj kontrola nad postacią jest niemal perfekcyjna i niejako definiuje ten tytuł, czyniąc z niego bardzo grywalną pozycję. Dodajmy do tego bardzo przyjemny świat, interesującą fabułę i mamy produkcję, w którą każdy gracz interesujący się tym gatunkiem powinien zagrać.  Szkoda tylko, że Scrap Garden jest tak przeraźliwie krótka!