Rzut okiem na piąty sezon Black Mirror od Netflix

„Nareszcie!” – to pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy, kiedy ogłoszona została data premiery piątego sezonu Czarnego Lustra. Z serialem zaprzyjaźniłem się stosunkowo późno, bo gdzieś w okolicach premiery sezonu czwartego, lecz nie przeszkodziło mi to w szybkim nadrobieniu zaległości.

Do Bandersnatcha podchodziłem już sceptycznie – oczywiście, nowa, interaktywna formuła wprowadzała powiew świeżości i innowacyjności do serii, a przy tym odcinek zachował swój czarnolustrowy klimat, ale nadal nie było to, na co czekałem. Mimo że moje oczekiwania nie były zbyt wysokie, zwyczajnie się zawiodłem – siedzenie w łóżku z myszką i zastanawianie się nad kolejnymi wyborami nie przypadło mi do gustu. Tym bardziej ucieszyłem się, kiedy Netflix zapowiedział kolejne, nowe odcinki – już na szczęście nieinteraktywne.

Tym razem duet Charlie Brooker i Annabel Jones uraczył nas jedynie trzema odcinkami, ale za to trwającymi każdy po ok. 70 minut. 

Kolejny raz skonfrontujemy się w nich z wizją przyszłości widzianą oczami twórców. Wspólnym mianownikiem każdego z odcinków nowej serii są relacje międzyludzkie i wpływ, jaki wywierają na nie nowe technologie oraz to, jak różnie bohaterowie radzą sobie (lub nie) z tym wpływem. Piąty sezon Czarnego Lustra to także gwiazdorska obsada – Andrew ScottTopher Grace, Anthony Mackie czy Miley Cyrus.

Striking Vipers 

Pierwszy odcinek sezonu, „Striking Vipers”, opowiada historię dwóch kumpli ze studiów, których drogi po latach znów się skrzyżowały, a więzi – dzięki wspólnemu spędzaniu czasu w wirtualnej rzeczywistości – zacieśniły. Pasja do wspólnego grania sprawia, że relacja mężczyzn powoli zaczyna zagrażać małżeństwu jednego z nich. Mogłoby się wydawać, że sam fakt spędzania wieczorów przed odpaloną konsolą zburzył nie jeden związek, lecz „Striking Vipers” posuwa się krok naprzód i stawia przed widzem pytanie: „czy zdecydowałbyś się przeżyć niesamowite i nowe doświadczenie w bijatyce VR z kolegą?”.

Smithereens

”Smithereens”, drugi odcinek, przedstawia dzień z życia kierowcy taksówki (Andrew Scott) lubującego się w wożeniu korposzczurów z czarnolustrowego odpowiednika Mordoru. Wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń (oczywiście mającego wiele wspólnego z technologią i mediami społecznościowymi) z pozoru spokojna przejażdżka wymyka się spod kontroli. Mimo że cały sezon stara trzymać się równy poziom, to „Smithereens”, będący świetnym thrillerem, zrobił na mnie największe wrażenie, zostawiając po sobie więcej pytań niż odpowiedzi.

Rachel, Jack and Ashley Too

W ostatnim odcinku, „Rachel, Jack and Ashley Too”, mamy szansę zapoznać się z historią osamotnionej nastolatki, fanki młodej gwiazdy muzyki pop, nieustannie kontrolowanej przez swoją menadżerkę. Wszystko się zmienia, kiedy młoda dziewczyna widzi w TV reklamę interaktywnej lalki wzorowanej na jej idolce. Gadająca zabawka wkrótce trafia w ręce dziewczyny jako jej prezent urodzinowy, co klasycznie już doprowadza do serii niesamowitych zdarzeń. Podsumowując odcinek, trudno nie zgodzić się z samą Miley Cyrus, która wcieliła się w tytułową Ashley: tak pokręconego odcinka z dużą dawką humoru chyba jeszcze w Black Mirror nie widzieliśmy.

Odnoszę wrażenie, że w tym sezonie nie obyło się bez stereotypów, ale i delikatnych autoplagiatów.

Właściwie każdy z trzech odcinków jest echem czegoś, co widzieliśmy już w poprzednich sezonach, a także w innych produkcjach: wyprawy do wirtualnych światów w „USS Callister”, czy stereotypowa do bólu rodzina z samotnym ojcem w „Rachel, Jack and Ashley Too”. Warto także zauważyć, że odcinki piątej serii są zdecydowanie mniej mroczne i niepokojące niż odcinki wcześniejszych sezonów, niemniej jednak wciąż trzymające widza w napięciu. Czarne Lustro nadal pokazuje jak nowe technologie wkraczają w każdą dziedzinę naszego życia, powodując dramatyczne i nieodwracalne zmiany. I robi to dalej zaskakująco dobrze!

Wszystkie sezony Black Mirror możecie obejrzeć tutaj: netflix.com/blackmirror