Rime – recenzja

Rime po raz pierwszy zostało zaprezentowane na targach Gamescom przez Sony w 2013 roku. Początkowo, produkcja Hiszpanów ze studia Tequila Works miała być tytułem ekskluzywnym dla konsoli PS4. W ogóle historia gry jest ciekawa – trzy lata temu dziennikarze dotarli do dokumentacji, wg której Hiszpanie próbowali dogadać się z Microsoftem, zanim trafili w objęcia Sony. Jak się pewnie domyślacie, do żadnego dealu nie doszło – Rime, wtedy jeszcze pod roboczym tytułem Echoes of Siren nie spodobało się amerykańskiemu gigantowi, który nie zdecydował się wyłożyć trzech milionów dolarów za wyłączność gry na Xbox One, Windows i Windows Phone.

Na całe szczęście w 2016 roku studio poinformowało, że udało się odzyskać od Sony prawa do marki, które nie wiadomo, z jakiego powodu odwlekało premierę produkcji (jak informowało studio w 2015 roku na Twitterze, gra była już grywalna!) dzięki czemu (i na całe szczęście!) Rime trafił również na konsolę Xbox One i komputery PC. W całej tej sytuacji zyskali tylko gracze – gra w końcu zadebiutowała na wszystkich platformach.

na początku był… trailer.

Zakochałem się Rime. Zakochałem się w tej grze po pierwszej zapowiedzi. Piękna, bajkowa grafika, wizja otwartego, artystycznego świata i zachwycająca muzyka sprawiły, że na RiME czekałem z niecierpliwością. Wsiadłem w szybko pędzący hype train — wiedząc, że mogę zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Rzeczywistością, w której twórcy obiecują gruszki na wierzbie, nie mające nic wspólnego z finalnym produktem. Czas sobie odpowiedzieć na pytanie — czy jesteś zadowolony z RiME? Czy to jest to, czego oczekiwałeś?

przebudzenie

Plaża, słońce, delikatny ciepły wiatr. I nasz bohater, budzący się na brzegu morza. Piękny, otaczający go świat, i ona — Wieża, majacząca w oddali — spoglądająca na niego i wzywająca go do siebie. Wieża, która może być odpowiedzią na wszystkie pytania, które zaczynamy sobie zadawać od razu po rozpoczęciu gry. Co tutaj robimy? Gdzie jesteśmy? Co się wydarzyło?

Odpowiedzi na te i inne pytania będziemy poznawać w miarę postępów w grze. Żeby nie było zbyt prosto, wszystko bazuje tutaj na niedopowiedzeniach i pozostawia duże pole do własnej interpretacji. Aż do wielkiego finału, który z każdym rozdziałem RiME staje się coraz bardziej przewidywalny…

Ruszamy więc w podróż, w której towarzyszył nam będzie Lisek, spotkany już na samym początku rozgrywki. Zwierz ten jest istotą bardzo pomocną i wręcz prowadzi nas za rękę przez większą część rozgrywki. Kiedy nie będziesz wiedział gdzie iść, nasłuchuj jego szczekania — wskaże drogę, ale nie pomoże w rozwiązaniu zagadki!

Właśnie — zagadki. Te są banalnie proste i sprowadzają się do przesuwania pewnych elementów na mapie, manipulowania porą dnia i oświetleniem (!) czy odszukaniem statuetek, na które musimy nakrzyczeć — tak, nasz bohater musi mieć bardzo pojemne płuca, bo jedną z najczęściej wykonywanych czynności podczas rozgrywki, będzie krzyk. Oprócz tego — biegamy, skaczemy, wspinamy się, a nawet zwiedzamy podwodne ruiny.

To, co mnie boli, to niski poziom trudności zadań, z którymi musiałem się zmierzyć. Przez większość czasu RiME przechodził się sam, a momentów, w których będziemy musieli wysilić nasze szare komórki, jest jak na lekarstwo. Walki nie ma tutaj wcale, a jeżeli spotkamy na swojej drodze agresywną postać, wszystko sprowadza się do unikania bezpośredniej konfrontacji. A jeśli już do takowej dojdzie, chłopiec szybko odrodzi się w bezpiecznym miejscu, dając nam czas do przemyślenia kolejnych działań w celu uniknięcia wroga.

to, co widzimy, to, co słyszymy

Oprawa audiowizualna urzeka już od pierwszych chwil spędzonych na tajemniczej wyspie. Piękna, bajkowa grafika w połączeniu z niesamowitą muzyką tworzy mieszankę, od której trudno się oderwać. Całość wrażenia lekko psuje tragiczna wręcz optymalizacja tytułu — RiME ogrywałem na Xbox One, gdzie problemy z utrzymaniem stałej ilości FPS występowały nagminnie.

długość nie zawsze ma znaczenie!

Tukończyłem w 8 godzin, nie śpiesząc się za bardzo, czasem zbaczając ze ścieżki, jaką narzucali mi twórcy (i szczekający Lisek!) i zwiedzając lokacje, w których poukrywane zostały różnego rodzaju znajdźki. Jeśli planujesz odkryć wszystkie tajemnice RiME i znaleźć wszystkie poukrywane przedmioty, spokojnie możesz do mojego czasu doliczyć około dwóch godzin. Czas rozgrywki według mnie został wyważony idealnie — nie zdążyłem się grą znudzić, ale i nie poczułem niedosytu po zobaczeniu napisów końcowych.

podsumowanie

Mimo wyżej wspomnianych problemów z optymalizacją tytułu i stosunkowo niskiego poziomu trudności, przy RiME bawiłem się świetnie, a chwytające za serce zakończenie, mimo że lekko przewidywalne, z pewnością zapamiętam na długo. Tequila Works zaserwowało mi kawał dobrej przygody, sprawiając, że to jeden z najlepszych tytułów, w jakie miałem okazję zagrać w tym roku. Warto było czekać.