Renowned Explorers: International Society – recenzja [PC]

Kiedy po raz pierwszy odpaliłem tę grę, pomyślałem sobie: Kolejny indyk z prostą mechaniką i śliczną, kolorową grafiką… Cudownie, gra na smartfona sprzedawana na Steamie za gruby hajs. Jak ja się wtedy myliłem!

Zacznijmy jednak od początku, czyli tego, czym jest Renowned Explorers: International Society?
Druga gra niewielkiego holenderskiego studia Abbey Games, która jest strategią turową. Po pierwszej godzinie od odpalenia gry możemy mieć wrażenie, że to prosta i kolorowa gierka prosto z Androida. Niby strategia, ale fani gier planszowych zaraz dostrzegą w niej charakterystyczne elementy – gdzie tu fenomen, gdzie tu dreszczyk emocji, gdzie cokolwiek, dzięki czemu można by powiedzieć „fajna gra, miło się w nią grało”? Początki są jednak trudne, siadłem, zagrałem i po godzinie skończyłem coś w rodzaju kampanii i byłem okropnie rozczarowany. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, co myśleć. Odstawiłem grę na ponad tydzień, bijąc się z myślami, co by tu z tą ślicznie wyglądającą pokraką zrobić i postanowiłem dać jej drugą szansę.

Skupiony i pełen nadziei, uruchomiłem ją raz jeszcze. Po kilku godzinach z dumą mogłem powiedzieć, że się myliłem i to bardzo. Odkryłem grę skrywającą sporo zaawansowanych systemów, statystyk i zmiennych, których nie powstydziłyby się rozbudowane produkcje RPG.

Przejmujemy kontrolę nad grupą poszukiwaczy przygód, a cała akcja dzieje się w XIX wieku. Naszym celem jest zostać najbardziej uznanym łowcą skarbów na świecie. Zaczynamy od zebrania drużyny, wybieramy Kapitana i dwóch Pomagierów. Przeglądamy zabawne portrety i czytamy krótkie opisy – każda z postaci ma słabe i moce strony, inne statystyki, umiejętności oraz bazową specjalizację. Drużyna musi zostać dobrana tak, żeby Pomocnicy i Kapitan wzajemnie się uzupełniali. Mamy 4 bazowe umiejętności a wybrać możemy jedynie 3 osoby, do których owe umiejętności są przypisane, dlatego już na tym etapie robi się skomplikowanie. To dobry przykład drugiego dna w Renowned Explorers. Problem niestety jest to, że większość elementów można przegapić, ponieważ na pierwszy rzut oka zwyczajnie ich nie zauważymy. Duża ilość elementów/składowych prawie wcale nie została wytłumaczona, a samouczek…. Cóż, praktycznie mogłoby go nie być. Pokazuje tylko podstawy gameplayu, a pozostałe smaczki trzeba odkryć samemu, na drodze eksperymentów.

W grze jest jeszcze encyklopedia, która zapewne opisuje wszystkie aspekty i tłumaczy wiele więcej niż samouczek, ale ściany tekstu – no cóż, nie jestem fanem, jeśli chodzi o tłumaczenie rozgrywki… To trochę tak, jak by do planszówki dodawali kilkuset stronicowy przewodnik. Oczywiście są takie planszówki, ale skrócona instrukcja pozwala nam zacząć grę i cieszyć się nią w pełni. Ten sam problem mam zresztą z całym interfejsem — jest toporny i niewygodny, a o jego przejrzystości nie wspomnę.

Gra bazuje na eksploracji i rozwiązywaniu konfliktu. Do tego celu zostały stworzone 3 postawy: Przyjacielska, Przebiegła oraz Siłowa. Od tego, jakie umiejętności są przez nas używane zależy starcie, a od starcia zależy nasza nagroda. System na pierwszy rzut oka jest interesujący, ale po kilku stoczonych pojedynkach i kilkunastu stronach czytanych dialogów między naszymi bohaterami a postaciami niezależnymi, łatwo wychwycić schemat zachowań i najlepszą metodę rozwiązywania konfliktu. Na przykład: Źli bandyci napadają wioskę — pomóżmy mieszkańcom i Siłowo skopmy tyłek łobuza, a nagroda nas nie ominie. Dzikie owce okupują pastwiska? Podjedźmy do tego Przyjaźnie, a owce przyłączą się do stada pobliskiego pasterza i dostaniemy więcej „żetonów” (ale o nich za chwilę). Gra, mimo tego, że daje nam wybór to jednak plusuje naszą elastyczność i dobór drużyny tak, żeby każdy problem można było rozwiązać na kilka sposobów, choć na wyższych poziomach trudność bycie dobrym we wszystkim jest zwyczajnie niemożliwe, przez co naszego naukowca musimy nauczyć walki, a nasz osiłek musi dostać trochę wdzięku i uroku osobistego.

Dzięki takiemu podejściu do tematu gra nabiera humoru. Przyjazne „ataki” polegają na przykład na opowiedzeniu dowcipu naszemu przeciwnikowi. Ten nie może wytrzymać ze śmiechu i musi opuścić pole walki. To interesująca mechanika, ale całość nadal sprowadza się do zmniejszenia paska zdrowia wroga do zera, a strzał z broni palnej i żart o zgniłym serze mają ostatecznie ten sam efekt.

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną to jest zupełnie niesamowita. Rysowana grafika zupełnie nie odstaje od rysowanych bajek od Pana Walta. Dźwięki są zabawne i robiące klimat, muzyka jest klimatyczna i wzmaga ducha przygody. Wszystkie ataki mają własne, krótkie animacje, okraszone śmiesznymi odgłosami, co przy niewielkich budżetach gier indii nie zawsze jest oczywiste.

Wróćmy jednak do wspomnianych wcześniej „żetonów” – to duże uproszczenie, ale z grubsza poprawne. Zbierając artefakty, złoto i punkty nauki, wymienimy je później na nowe odkrycia w drzewku technologicznym. Są nawet punkty doświadczenia, rozwój postaci i ulepszania ekwipunku – Renowned Explorers jest naprawdę skomplikowane i tu niestety docieramy do problemu z poziomem trudności. Zwiedzając wyspy pustynie czy lasy, napotykamy na różnych przeciwników i różne problemy, przez które przebrniemy bez większego wysiłku obierając najbardziej opłacalną ścieżkę. Na końcu każdej planszy napotkamy bossa, który pilnuje grobowca czy innego ważnego miejsca. Ów boss przeważnie jest tak przegięty, że napocimy się, by go pokonać. Nie twierdzę, że to źle, ale w łatwej lokacji możemy trafić na mega trudnego przeciwnika i odwrotnie — w trudnej lokacji trafiają się łatwe walki. To rażąca niekonsekwencja, która jest niejednokrotnie frustrująca, biorąc pod uwagę, że czasem idzie nam źle i wybieramy łatwe lokacje do eksploracji, żeby trochę się odkuć, a tu boss masakrujący naszą raczkującą ekipę w kilku turach. W trybie odkrywczym nic się zasadniczo nie dzieje, ale w trybie przygodowym cała wyprawa zaczyna się od nowa. Po kilkunastu porażkach robi się to jednak raczej nudne i zdajemy sobie sprawę, że wybraliśmy po prostu zły skład drużyny lub zapomnieliśmy kupić lepszy ekwipunek.

Gra ma elementy mechaniki RougLite, co prawda nie giniemy tu co kilka minut i zaczynamy przygodę od nowa, ale twórcy zaczerpnęli mechanikę odblokowywania artefaktów, żeby zachęcić nas do ogrywania produkcji kilkukrotnie. Jest to o tyle istotne, że po 5 wyprawach nasza przygoda się kończy, pokazywany jest ranking poszukiwaczy i to tyle… Graj jeszcze raz lub zapomnij.

Wszystkie te elementy i oprawa sugerują łatwą zabawę w sam raz na szybką partyjkę, jednak gra jest rozbudowaną produkcją, wymagającą jednakże dopracowania — zwłaszcza w kwestii braku samouczków i nierównego poziomu trudności. W mojej opinii jest to mocne 6/10 i uważam, że powinna trafić na Androida, tam bawiłbym się lepiej.