Rayman Legends: Definitive Edition – recenzja [Nintendo Switch]

Nowy – stary Rayman w końcu zawitał i na Nintendo Switch. Czy Rayman Legends: Definitive Edition jest najlepszą edycją, wartą wydania (znowu) pieniędzy?

Określenie najbardziej portowanej gry ostatniej dekady zdecydowanie należy do Raymana. Chyba wyszła już wszędzie gdzie było to możliwe. Wszystkie konsole, telefony komórkowe i zdaje mi się, że kiedyś widziałem go na wyświetlaczu lodówki w sklepie. Parę miesięcy po premierze konsoli doczekaliśmy się też wersji na najnowsze dziecko Nintendo. Teoretycznie najlepszej, najbardziej dopracowanej i bogatej w nowe dodatki, które wytłumaczą ponowny zakup.

I tyle z dobrej teorii. W praktyce jest to ta sama wersja, która wyszła na inne konsole. Kolejna kopia kopii, która wchodzi na następną platformę. Chcecie jednak mieć Raymana w kieszeni, grać na fizycznych przyciskach, zamiast dotykowego ekranu waszego telefonu komórkowego? Kręci was skakanie po platformach, bicie własnych rekordów i czasów innych graczy, do tego lubicie zbierać trofea i odblokowywać wszystko, co jest możliwe? Trafiliście bardzo dobrze, jest to dalej świetna platformówka, z ogromną ilością zabawy czekająca na każdego chętnego.

A jest w czym wybierać! Możemy wejść do jednego z kilkunastu światów (wliczając te ze starszych wersji Raymana), a w każdym znajdziemy po siedem poziomów. Nawet przechodząc jeden po drugim, nie przejmując się wynikiem i nie zbierając wszystkiego, gwarantuje to nam ponad dwadzieścia godzin zabawy. Żeby nie było za łatwo, każdy kolejny świat i każda kolejna plansza oznaczają wyższy stopień trudności, przez co będziemy musieli spędzić trochę więcej czasu dopracowując przejścia trudniejszych części poziomu.

Najtrudniejszy jest przedostatni etap, gdzie oprócz największego zagęszczenia przeciwników, przeszkody i ścieżki są najbardziej skomplikowane. Przejście planszy bez ginięcia co chwilę i powtarzania kilkanaście razy trudniejszej części jest wręcz niemożliwe i trzeba się do tego przyzwyczaić. Do tego po całej ciężkiej wędrówce czeka nas ostateczny wojownik, wielki boss odpowiedni dla danego świata. Pierwszym jaki spotkamy, będzie wielki ziejący ogniem i ciskający fireballami smok, graficznie ładnie zaprojektowany w walce z nim łączony jest świat 2D i 3D. Latając wokoło nas będzie próbował nas spopielić, niszcząc dodatkowo platformy po których chodzimy, zmuszając do szaleńczej ucieczki i nierównej walki. Opłaci się pokonanie go, automatycznie zostanie odblokowany kolejny etap, do tego zostaniemy zasypani nagrodami i cennymi zdrapkami.

Ostatnim z poziomów na każdym świecie, jest świetnie zaprojektowany etap muzyczny. Jest on o wiele łatwiejszy od walki z bossem, głównym naszym zadaniem jest biec do przodu i skakać w odpowiednim momencie, czasami eliminując pojedynczych wrogów. Wszystko to odbywa się w rytm muzyki, dostosowującej się do naszych ruchów i tego, co widzimy na ekranie. Po nauczeniu się trudniejszych momentów obowiązkowym wydaje się uruchomienie tego etapu jeszcze raz i bezbłędne przejście ciesząc się z nieprzerywanej muzyki i świetnej zabawy.

Niezwykle dużo satysfakcji daje przechodzenie wszystkiego na 100%, a już szczególnie ściganie się z innymi graczami w specjalnie przygotowanych wyzwaniach — do których dostęp odblokowujemy podczas postępów w rozgrywce. Dzielą się one na dzienne i tygodniowe, każde z nich jest dostępne przez określoną ilość czasu. Dodatkowo są dostępne dwa stopnie trudności, zwykłe proste do przejścia bez kłopotów i ekstremalne. W tych drugich będziemy musieli spędzić dziesiątki minut, powtarzając poziom w kółko, by uzyskać zadowalający nas wynik. Do tego jest możliwość włączenia „duchów” innych graczy, by na żywo się z nimi ścigać. Brakuje jednak jakiegokolwiek innego multiplayera, w którym moglibyśmy powalczyć na żywo, trochę szkoda.

Czy na innych platformach będziecie się bawić lepiej grając w Rayman Legends: Definitive Edition? Myślę, że odczucia z rozgrywki wszędzie będą takie same, w końcu to port portu, który wyszedł już wszędzie gdzie mógł. Dalej dostarcza ogromną radość — choć na pewno będzie szybciej, czasy ładowania na Nintendo Switch nie są najlepsze. Na szczęście w porównaniu do opisywanych przeze mnie ostatnio Kórlików — tutaj przynajmniej można pobiegać naszym bohaterem, a nie tylko siedzieć bezczynnie.

Jeśli szukacie platformówki, jest to najlepszy dostępny wybór. Przynajmniej do wyjścia najnowszego Mario, a nawet po nim, uważam, że druga pozycja na Nintendo Switch będzie należeć do Raymana przez długi kawał czasu. Jeśli jeszcze nie graliście na żadnej platformie — zdecydowanie warto go mieć w swojej kolekcji. Tymczasem wracam do tego bajkowego świata, poskakać jeszcze trochę!

SCREENY