Quo vadis Rockstarze?

Przez lata Rockstar Games było studiem, o którego jakość gier byłem spokojny. Corocznie dostarczali tytuły walczące o miano gry roku, a wiele z ich pozycji ma obecnie status kultowych. Po drodze jednak coś poszło nie tak i od premiery w 2013 roku Grand Theft Auto V otrzymaliśmy tylko jedną nową grę — Red Dead Redemption 2 rok temu.

Na samym początku tego tekstu wrzucę tutaj tabelę, prezentującą premiery najważniejszych serii w danych latach:

  • 1997: Grand Theft Auto
  • 1999: Grand Theft Auto London 1961, 1969, GTA 2,
  • 2000: Midnight Club: Street Racing
  • 2001: GTA 3, Max Payne
  • 2002: GTA Vice City
  • 2003: Midnight Club II, Max Payne 2: The Fall of Max Payne, Manhunt
  • 2004: GTA San Andreas, Red Dead Revolver, GTA Advance,
  • 2005: Midnight Club III, GTA Liberty City Stories,
  • 2006: Bully, GTA Vice City Stories
  • 2007: Manhunt 2
  • 2008: Bully: Scholarship Edition, GTA IV, Midnight Club Los Angeles,
  • 2009: GTA Chinatown Wars, GTA IV: The Lost and Damned, GTA IV: The Ballad of Gay Tony
  • 2010: Red Dead Redemption
  • 2011: L.A. Noire
  • 2012: Max Payne 3
  • 2013: GTA V
  • 2018: Red Dead Redemption 2

Myślę, że tabela ta doskonale prezentuje spadek ilości gier produkowanych przez Rockstara. Studio, które corocznie dostarczało nam tytuły aspirujące do gry roku, nagle ma pięcioletnią przerwę na wydawanie nowych produkcji. Co gorsze, nic nie zanosi tutaj poprawy. O ile fani serii GTA czy Red Dead mogą spać spokojnie, o tyle osoby oczekujące na inne produkcje Rockstara mogą czuć się rozczarowane.

Max Payne to dla mnie zawsze była seria kultowa.

Wydawało mi się dobrym pomysłem, że Max Payne 3 będzie ostatnią częścią serii. Nie było co odcinać kuponów od zmęczonego Maxa i pozwolić przejść mu na emeryturę, jednak nie spodziewałem się, że Rockstar wyśle na emeryturę również i twórców tej gry: Rockstar Vancouver. Było to dla mnie spore rozczarowanie, bowiem oczekiwałem godnego następcy serii w najbliższym czasie. Remedy Entertainment, czyli twórcy pierwszych dwóch części serii już dawno odłączyli się od współpracy z Rockstarem i obecnie bliżej im do Microsoftu, z którymi stworzyli serię Alan Wake oraz Quantum Break.

Kolejnym negatywnym zaskoczeniem jest dla mnie porzucenie rynku mobilnego.

Wydane na urządzenia z iOS oraz Androidem GTA 3, VC, SA, LCS, Chinatown Wars, pierwszy Max Payne oraz Bully cieszą się sporą popularnością. Wydawało się, że kwestią czasu jest przeniesienie reszty mniej wymagających dużych odsłon na mobilki lub nawet stworzenie kolejnego mobilnego GTA, jednak nic z tego. Rosnąca popularność tego rynku wydaje się miejscem ze sporym potencjałem na ogromny zysk, którego jednak Rockstar nie atakuje. No a kto, jak nie Rockstar mógłby ten rynek podbić?

Możliwe, że jestem niszowym fanem serii GTA, ale moje ulubione odsłony to te, które domyślnie produkowane były na platformę mobilną, czyli PSP. Mowa tutaj o GTA: Liberty City Stories oraz GTA: Vice City Stories. Spin-offy większych marek skutecznie rozwinęły wątki z większych odsłon. Ponadto, wyprodukowano też GTA: Chinatown Wars, przynoszące na wspomnienia klasyczne odsłony serii. Tymczasem na rynek mobilny nie trafiają ani nowe gry, ani nowe porty, a te, które istnieją, od lat stoją nieaktualizowane. Przykładem jest tutaj GTA: LCS, które w jednym miejscu ma błąd uniemożliwiający przejście gry na iOS/Androidzie. Czyżby kolejne studio, tym razem Rockstar Leeds odesłano na emeryturę?

To wszystko można doskonale połączyć. Rockstar odmienił się po premierze GTA V.

Znam wiele osób, dla których GTA V to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek wyszła. I chociaż jako fan serii jestem bardzo rozczarowany tą odsłoną, to mogę zrozumieć te osoby. Wielkość świata i jego różnorodność, piękna grafika, multum easter-eggów oraz GTA Online robią wrażenie. Tylko tutaj mam niestety trochę do zarzucenia.

GTA V to dla mnie największe rozczarowanie ostatnich lat.

Produkt z początku prezentował się świetnie — rozmach i ogrom możliwości robiły wrażenie na umierającej już poprzedniej generacji konsol, gdzie zresztą słusznie odebrała tytuły dla najlepszej gry roku, czego dowodem była największa sprzedaż. W 2014 roku wyszła odświeżona wersja na konsole nowej generacji, a w 2015 roku na komputery osobiste. Obecnie tytuł może się pochwalić sprzedażą na poziomie ponad 90 milionów kopii, a warto wspomnieć, że do zysków należy dopisać jeszcze mikropłatności w GTA Online.

No właśnie, GTA Online…

Pomysł z początku świetny. Wielkie miasto, obecność NPC oraz produkt w stylu MMO. To musiało wypalić. I rzeczywiście, wypaliło. Tylko chyba w innym kierunku niż się tego wielu spodziewało. Osoby, które grały w San Andreas Multiplayer albo w Multi Theft Auto na pewno będą wiedziały, o czym mówię. Czymże jest serwer z 30 graczami, podczas gdy po takim San Andreas mogłem latać nawet w 500 osób? Oferowane przez GTA Online możliwości szybko mi się znudziły, jednak wciąż ufałem Rockstarowi — zapowiedzi były spore.

To, na co przede wszystkim czekałem, to fabularne rozszerzenie trybu jednoosobowego.

Twórcy wprost informowali, że mają takowe w planach, tak jak miało to miejsce w przypadku GTA IV. No więc spałem spokojny, naiwnie oczekiwałem, że Rockstar dostarczy produkt najwyższej klasy, który jeszcze raz pozamiata branżą. Mijały lata, a rozszerzenia jak nie było, tak nie ma. Zostało zresztą potwierdzone, że tego DLC już nigdy nie zobaczymy — wszystkie osoby, które pozostały przy projekcie GTA V pracują nad Online.

A co jest wprowadzane w GTA Online?

Skórki oraz coraz bardziej niepasujące do rozgrywki przesadzone bronie i pojazdy. GTA Online miało z początku fajny system — wchodzisz do sklepu i jeśli wyjmiesz broń, to nagle napadasz na sklep. Proste, ale dawało graczom pole do popisu. Jak pewnie wiecie, główną osią fabularną GTA V były napady na bank. Rozczarowaniem był jednak brak tych napadów w Online. Wprowadzono je dopiero po premierze na PC i… były ogromnym rozczarowaniem. Mieliśmy otrzymać system, który pozwoli na planowanie napadu, na cokolwiek chcemy, w jakikolwiek sposób chcemy. Wydawało się, że jedynym produktem, który pod tym względem będzie mógł rywalizować z GTA będzie PayDay 2. Nic z tego. Do Online trafiło 8 napadów, które wyglądały dokładnie tak jak misje w single-playerze. Dwie opcje podejścia do danego napadu. Wow, rzeczywiście macie rozmach.

Od tego momentu podchodziłem do GTA Online, z co raz to mniejszymi oczekiwaniami. Do tego wszystkiego tryb ten na PC do dziś działa beznadziejnie i czasami ładuje się nawet kilka minut, a dobrego antycheata jak nie było, tak nie ma. Moderzy skutecznie popsuli mi chęć do grania w tę grę, jednak Rockstar nic sensownego z tym nie zrobił.

Ratunkiem dla gry mogły być fanowskie multiplayery…

To, w czym pokładałem najwięcej nadziei, czyli w fanowskich multiplayerach przegrało z kretesem. Take-Two, czyli wydawca serii blokował wszystkie projekty. Pierwotnie, aby walczyć z piractwem, jednak nawet to, że multiplayery wymagały posiadania legalnej kopii gry, nie wystarczyło, by przekonać wydawcę. Dopiero po jakimś czasie udało się przekonać T2, jednak nie zmienia to faktu, że projekty, które obecnie mogłyby być w zaawansowanej fazie rozwoju, obecnie nadal nie mają podjazdu do kultowego SAMPa czy MTA.

Przenieśmy się teraz na Dziki Zachód, do Red Dead Redemption 2.

Po pięciu latach w końcu otrzymaliśmy nową grę Rockstara. Red Dead Redemption 2 to dla wielu najlepsza gra ubiegłego roku i trudno się temu dziwić. Bardziej realistyczne podejście do rozgrywki było czymś, czego praktycznie na rynku nie widziano i chyba tylko Breath of the Wild mogło się pod tym względem równać najnowszej produkcji Rockstara.

Jest tu jednak coś niepokojącego. To, że RDR2 dostanie tryb online, nie było żadnym zaskoczeniem. Odnoszę jednak wrażenie, że twórcy przeliczyli się i poszli na łatwiznę. Od premiery minęło ponad pół roku, a tytuł nadal jest w fazie beta-testów. Jak na tak ogromnego producenta to uważam to za nieporozumienie. O grze jest jednak dużo ciszej niż w przypadku GTA V, a i o innych seriach nic nie słychać. Przed premierą RDR2 zauważyłem, że hype był dużo mniejszy. Pojawiało się sporo opinii, w których gracze wyrażali swoje niezadowolenie rozwojem GTA V, a i przez to mniejsze zaufanie w stronę Rockstara.

I tutaj kłania się pytanie, które mnie nurtuje od pewnego czasu. Czy Rockstar porzuca tworzenie mniejszych serii, w których nie ma potencjału na mikropłatności?

Max Payne, L.A. Noire, singlowe historie w GTA, Midnight Club, Bully. Te serie nie mają za bardzo potencjału na zarobek na poziomie GTA V. Rozumiem, że korporacja chce zarobić jak najwięcej, ale pytanie, czy takie podejście nie odbije się studiu czkawką. Czy zaufanie, które przez te wszystkie lata budowali, nagle nie zniknie? Zastanawia mnie to, bo przecież to nie jest tak, że wspomniane tytuły sprzedawały się źle. Nie słyszałem, by którakolwiek z tych produkcji była sprzedażową porażką, co uzasadniałoby zaprzestanie produkcji. Próżno nam obecnie oczekiwać czegoś nowego od Rockstara. W ogóle nie wyczekuję następnego GTA, bo boję się, że dostaniemy powtórkę z rozgrywki. Próżno mi tu oczekiwać poważnej historii jak w GTA IV, bo nie trafi to do targetu, jakim są młodsi odbiorcy. Przez te wszystkie lata Rockstar miał określony kierunek swoich produkcji i się go trzymał. Rozumiem, że odbiorcy mogą się zmieniać, ale nie zmienia to faktu, że smuci mnie to, co się dzieje i mam nadzieję, że Rockstar wróci do tego, co znamy z ubiegłej dekady.