Project Remedium – Recenzja

Kiedy myślimy o przyszłości medycyny, przeważnie w naszych głowach rodzi się wizja specjalnie hodowanych do przeszczepów organów, cybernetycznych kopii nas samych lub nanobotów, które pracują w naszym organizmie, by wspomóc go w chorobie. Atomic Jelly ubarwiło ostatni z tych sposobów,  zmieniając go w formę pierwszoosobowej strzelaniny. Tak, w Project Remedium przyjdzie nam się wcielić w nanobota, który zwiedza wnętrze organizmu pacjenta, ratując jego życiowe organy.

Historia

Cała opowieść zaczyna się, gdy w komiksowych przerywniku, kiedy widzimy dziewczynkę, która podczas jazdy na deskorolce dostaje ataku. Zaraz po zapakowaniu do karetki i odwiezieniu do szpitala, zespół lekarzy aplikuje jej dożylnie nanobota. I tu do akcji wkraczamy my. Dostajemy pierwsze zadanie — odnaleźć poprzedniego robota i odczytać jego dane. Odnajdujemy go zniszczonego, a nasze sensory wykrywają skażenie, które musimy zneutralizować. Po uporaniu się z kilkoma patogenami wracamy, jednak przed samym powrotem nasz nanobot sam ulega uszkodzeniu. Odnajduje nas SuperVisette — robot poprzedniej generacji, który pomaga nam stanąć na nasze mechaniczne nogi i opisuje nam, co zaszło w organizmie. Choroba nie obyła się przyjaźnie z organizmem: patogeny zaatakowały inne nanoboty, które teraz zostały skażone i działają na szkodę pacjentki. Naszym celem od teraz będzie walka z nimi i przywrócenie równowagi w poszczególnych organach.

Rozgrywka

Poziomy zostały podzielone na poszczególne narządy pełniące ważne funkcje w organizmie. Pierwszym na naszej drodze jest wątroba. W zasadzie rozgrywka sprowadza się do prostego schematu na danej mapie: na każdej spotykamy postać, która zleca nam kolejne misje i kierujemy się do zaznaczonego miejsca, by zbadać sytuację i utłuc kilka wirusów. Droga do naszego celu nie jest oczywiście pusta, skutecznie będą nam przeszkadzać wirusy chcące nas zniszczyć. Po oczyszczeniu danego sektora wracamy do zleceniodawcy i odbieramy następną, podobną misję.

Jako że poruszamy się wewnątrz organizmu i występuje tu wiele nierówności terenu, twórcy dali nam do użytku linę, którą możemy swobodnie przyciągać się do ścian i obiektów. Dzięki niej wędrówki skracają się do minimum, omijamy grupki nachalnie pojawiających się przeciwników, ale też dostajemy się na wyższe kondygnacje. W nasze nanoręce oddano dwie bronie. Każda z nich nadaje się do czegoś innego, jedna jest zwykłą spluwą, druga razi promieniem zabijającym bakterie. W zasadzie jedna i druga jest narzędziem zniszczenia, ale podczas walki warto najpierw osłabić przeciwnika jedną z nich, a potem dokończyć dzieła zniszczenia drugą. Żeby nie było zbyt nudno, autorzy dali nam kilka opcji prowadzenia ognia. Zamiast powoli pestkować, nasza broń zmienia się w karabin lub strzelbę, a broń energetyczna tnie promieniem lub razi niczym piorun.

Wraz z postępami awansujemy na wyższe poziomy, a za zarobione w ten sposób punkty kupujemy umiejętności. Są podzielone na kilka drzewek — w każdym z nich mamy kilkanaście perków. Znaleźć możemy tutaj umiejętności typowe, od zmniejszenia obrażeń do wybuchających beczek, ale także bardziej złożone jak np.: za wykonanie zadania ulecz organizm o 5%. I tu pojawia się kolejna ważna sprawa — poruszając się po wątrobie, musimy uważać, gdzie strzelamy. Jeśli nieostrożnie pakujemy kolejne kulki w powierzchnie wątroby, ta powoli zaczyna obumierać. Kiedy jej życie spadnie do zera — przegrywamy, a podczas wymiany ognia nie trudno o szpikowanie ołowiem naszego nosiciela zamiast wrogów. Co do przeciwników jest ich kilka rodzajów, zwykłe wirusy w postaci lewitujących i toczących się kul, pasożyty przypominające małe robaki, narośle atakujące nas ze ścian, a i także inne nanoboty, które zostały zainfekowane chorobą.

Za zabójstwa podnosimy witaminy, które w ekwipunku przerabiamy na dopalacze. Mogą one chwilowo podnieść nasz pancerz lub doładować nas energią byśmy mogli dalej prowadzić ostrzał. Podczas zwiedzania (dokładnego) na ścianach znajdziemy zagadki w postaci hologramów. Po podejściu wyświetli nam się pytanie dotyczące organizmu człowieka. Za dobrą odpowiedź zostaniemy nagrodzeni dodatkowym doświadczeniem.

Grafika

Całość oprawy prezentuje się ciekawie, chodząc po powierzchni organów widzimy te wszystkie ohydztwa, narośle, naczynka krwionośne, paskudne wypustki. Bogate wnętrze naszej pacjentki nie składa się tylko z biologicznej tkanki, napotkamy masę budowli zostawionych przez nanoboty. Wydobywają w nich węgle i cukry, po czym transportują taśmociągiem dalej w głąb organizmu — całość wygląda na mocno pokręconą. Mamy do wyboru polską wersję napisów, jednak w inwentarzu jest ona mało czytelna, napisy wychodzą na ramkę albo zlewają się ze sobą.

Project Remedium

Podsumowanie

Ludzie z Atomic Jelly mieli ciekawy pomysł na grę. Historia nanobota, który ratuje zdrowie pacjentki od wewnątrz, jest całkiem nietuzinkowa. Materiał na niezłą fabułę został trochę spłycony przez powtarzalne zadania — iść wystrzelać, wrócić po więcej. Samo strzelanie jest całkiem przyjemne, jednak przez schematyczność każda kolejna walka wydaje się przymusowa i wsadzona na siłę. Przyznać muszę, że przy Project Remedium bawiłem się nawet nieźle, latanie i strzelanie do patogenów w trzewiach chorej dziewczynki jest chorym pomysłem, który właśnie tu najbardziej mi się spodobał.

Konkurs zakończony!