Project Octopath Traveler zmierza na Nintendo Switch – spojrzenie na demo

Nie przepadam za Japońskimi RPG, po prostu nie lubię sposobu rozgrywki i całego mangowego świata, jaki ze sobą niosą. Niechętnie też podszedłem do Project Octopath Traveler…

Na szczęście niektóre poważne studia wypuszczają dema swoich gier, by gracze mogli się z nimi zapoznać. Niestety jest ich niewiele — szkoda, bo masę produktów przez to omijam, nie mogąc ich wypróbować w żaden sposób. Chociaż mogliby na konsoli zrobić jakiś limit czasowy — czasami nawet pół godziny wystarczy, by przekonać się do gry, lub ją znienawidzić.

Project Octopath Traveler demo posiada, o wiele dłuższe niż te wspomniane przeze mnie marne 30 minut, ale nawet tyle by wystarczyło na zakochanie się w tej grze. Od pierwszych chwil po uruchomieniu, zostajemy powitani piękną muzyką i nielichą oprawą graficzną — przynajmniej podczas wybierania postaci, bo potem jest trochę gorzej. W wersji próbnej dostajemy do naszej dyspozycji, dwóch bohaterów. Słynnego na cały świat prawego rycerza i mniej słynną erotyczną tancerkę.

Olberic zawiódł sam siebie, nie będąc w stanie obronić własnego króla, udał się do małej wioski, by wieść spokojny żywot i pomagać innym. Primrose zabito ojca na jej oczach, od tamtego momentu żyje jako tancerka, zabawiając ludzi w knajpie. Z rozmów pomiędzy nią a innymi postaciami, wynika, że jest również zmuszana do prowadzenia bogatego życia erotycznego. Waleczny rycerz spotyka jednak na swojej drodze demony z przeszłości, z którymi musi się zmierzyć. Postanawia rozdrapać ranę i wyruszyć za tropem, by dowiedzieć się czegoś więcej. Czekająca na zemstę na zabójcach swojego ojca, zauważa jednego z nich podczas pracy w karczmie. Udaje się za nim, uciekając praktycznie z niewoli, w jakiej się znajdowała. W pełnej wersji bohaterów będzie ich ośmiu, każdy z równie ciekawą historią i trudną drogą do przebycia.

Po wybraniu kim chcemy zacząć przygodę, trafiamy do pięknego graficznie świata, a przynajmniej chciałbym mieć taką nadzieję. Witają nas pomieszane światy 2D i 3D, wszystko w pixelowej oprawie. Całe tło, budynki i plansze, na których walczymy, są wykonane w trójwymiarze i nie prezentują się najgorzej. Czasami PlayStation 1 dzwoni i prosi o zwrot tekstur. Na grafice dwuwymiarowej oparto za to wszystkie postacie podczas poruszania się, jak i walki. Tutaj nie jest tak źle, prezentuje to się na poziomie lepszych gier Indie.

Cała dostępna gra to gadanie i walka, walka i gadanie. Pojedynki są rozgrywane w systemie turowym, a w zanadrzu mamy sporo narzędzi do pokonywania wrogów. Do wyboru są normalne ataki, które zadają śmieszne obrażenia lub specjalne umiejętności. To dzięki nim możemy zadać ponad trzydzieści razy więcej obrażeń, a jak dołączymy do tego boost (który jest systemem odnawialnym, zbieramy punkty za każdą turę, gdy go nie użyjemy) w odpowiednim momencie, to walka staję się od razu łatwiejsza.

Używanie tych wszystkich specjałów ograniczone jest jednak przez spadający pasek umiejętności, który możemy odnowić specjalnym eliksirem, tracąc wtedy naszą turę ruchu. Mocniejsi wrogowie, posiadają wysoką ilość punktów tarczy, symbolizują one ile uderzeń musimy wykonać zanim się ich obrona rozpadnie. Gdy spadnie do zera, zostaną oni oszołomieni i zostaną bez tarczy na jedną turę. Dzięki temu kolejny przeprowadzony na nich atak będzie skuteczniejszy, a sama szansa na obrażenia krytyczne mocno wzrośnie. System mocno promuje taktyczne rozwiązania i umiejętne korzystanie w dobrych chwilach ze specjalnych umiejętności. Ataki na ślepo będą mało efektywne i szybko zużyjemy wszystkie dostępne punkty umiejętności. Zapowiada się dobry taktyczny RPG.

Podczas poruszania się po miasteczku czy terenach przyległych, możemy rozmawiać z różnymi mieszkańcami. Opowiedzą oni swoją historię lub pomogą zrozumieć naszą, dzięki czemu nie będziemy czuli się człowiekiem znikąd. Niektóre drogi czy budynki są zablokowane przez stojących ludzi, by odblokować przejście musimy je sobie wywalczyć lub odciągnąć takiego delikwenta naszym wdziękiem. Często w środku czeka skrzynia z nagrodą lub pojawią się dodatkowe postacie z innymi zadaniami czy też informacjami. Gdy już jesteśmy gotowi możemy opuścić początkową lokalizację, zmierzając ku starciu z finałowym przeciwnikiem. Polecam się przygotować, bo ta walka jest trudna i jeżeli nie spędziłbym dłuższego czasu na szperaniu w każdym zakątku, to nie wiem, czy bym podołał. Warto szukać, bo gra wprost sypie nagrodami z rękawa, na które normalnie trzeba mocno zapracować.

Po wygraniu z bossem nasza zabawa się kończy, a przynajmniej tak się wydaje. Blokujące drogę postacie, możemy wyzwać na pojedynek, a gdy je pokonamy możemy przejść dalej, odwiedzając parę kolejnych lokacji. Jeśli jeszcze nie graliście, to polecam. Project Octopath Traveler nie jest typową produkcją z gatunku JRPG. Wykreśliłbym tam Japanese, zostawiając samo RPG i tak odbieram ten tytuł. Dawno nie miałem takiego hype na żadną grę, jest to dla mnie must have — szkoda, że w pełną wersję przyjdzie nam zagrać dopiero na wiosnę.