Prawdziwy (Jam)Raj! Crash Team Racing Nitro-Fueled – recenzja

To, że Activision jako wydawca doskonale dba o łechtanie naszego poczucia nostalgii, wiadomo nie od dziś. Sprawowali pieczę nad wyprodukowaną  przez Vicarious Visions reedycją fundamentalnych części Jamraja – Crash Bandicoot N. Sane Trilogy. Rok później czujnie obserwowali poczynania Toys for Bob oraz Iron Galaxy Studios, które stąpały po niezwykle kruchym lodzie, przy okazji odnowienia przygód „Fioletowego Smoczka”. Te ukazały się pod nazwą „Spyro Reignited Trilogy”
i także zostały dobrze przyjęte przez ogół graczy.

Teraz w nasze ręce trafił ich najnowszy zryw wydawniczy, który kolejny raz oddaje hołd temu, co dla wielu oznacza początek miłości do gier wideo. W naszym kraju, bez dwóch zdań, pierwsze zauroczenie tym medium. U mnie było nieco inaczej, choć odczucia można sklasyfikować podobnie. Przy tym tytule, jeszcze na „Szaraku”, zrodziła się u mnie miłość do wspólnego grania. I choć CTR: Crash Team Racing pamiętam jak przez gęstą mgłę, to tamta radość z rywalizacji z kumplami i zapach kruchych ciastek z pobliskiego sklepu dalej mi towarzyszą, gdy tylko wracam wspomnieniami do tamtych czasów.

Niczym Hefajstos

O chęci odtworzenia popularnych wyścigów w świecie Crasha pierwszy raz mogliśmy usłyszeć niedługo po premierze Crash Bandicoot N. Sane Trilogy. I nic w tym dziwnego! Gra przyjęła się znakomicie, a więc wypadało kuć żelazo, póki gorące! Zapowiedź nadeszła po paru miesiącach i już wtedy zwiastowano hicior!

Ale do rzeczy…

Crash Team Racing Nitro-Fueled to remake kultowego CTR: Crash Team Racing. Oprócz solidnie odświeżonej grafiki dostajemy także zupełnie nowe trasy, skórki, gokarty i wiele więcej. Innymi słowy, nawet jeśli ktoś zjadł zęby na pierwowzorze, to i tak znajdzie tu sporo nowości.  Wystarczy wspomnieć, że sama kontrola pojazdów i mechanika jazdy zostały dostosowane do dzisiejszych czasów. Nostalgia może przysłonić pewne niedociągnięcia z dawnych lat, ale przy porównaniu pierwowzoru do opisywanej wersji, zdecydowanie czuć różnicę. Jest to dokładnie ta ścieżka, jaką powinno się iść, gdy odnawiamy grę.

Ogromna zawartość

Tym, czym Jamraj góruje nad Hydraulikiem i Niebieskim Jeżem, jest tryb fabularny. Zrobiony dokładnie, z dużą pieczołowitością i szacunkiem dla oryginału. W całej grze mamy 4 światy, a każdy z nich oferuje 4 unikalne trasy oraz dodatkowo pojedynek z bossem. Mało? Każdy z czterech wyścigów, aby „wymaksować” grę, trzeba przejść przynajmniej trzykrotnie. Pierwszy raz, wygrywając wyścig, a następnie w dwóch wariantach: walcząc o żeton (zbierając literki C, T oraz R) i walcząc o Relikt (pokonując trasę w czasie krótszym, niż wyznaczony). Jeśli i przez to uda się przebrnąć, zostają wyścigi, które odblokowują się z czasem (jak na przykład pięć o szmaragdy). A i po tym czeka nas finalny pojedynek z Oxidem, aby zaliczyć tytuł na 100%. Oczywiście całą rzeczoną szeroką gamę wyzwań możemy pokonać na każdym z trzech dostępnych poziomów trudności. W skrócie – jest co robić!

Legendarne 101%, mityczne 102%

Jeśli jednak należycie do tej grupy ludzi, która za rzecz honoru wyznacza sobie wymaksowanie gry, to po osiągnięciu wspomnianej „setki” możecie zaliczyć wszystkie czasówki o Relikty na złoto. Tym samym uzyskacie 101%, a także możliwość zdobycie Platynowych Reliktów – dla 102%. Jest to jednak zadanie co najmniej karkołomne i dla największych wyjadaczy.

A skoro jesteśmy już przy trudności…

…wypada nadmienić, że to ona wzbudziła wśród graczy największe kontrowersje. Szczerze? Zupełnie niesłusznie. Jak już wspomniałem, twórcy oferują nam trzy poziomy: Łatwy, Średni i Trudny. Właściwie klasyka i podstawowy podział. W czym tkwi zapalnik burzy w branży? Otóż zewsząd napływały głosy, jakoby poziom pośredni był źle zbalansowany. Gracze twierdzą, że niektóre poziomy to, cytując, „banał i przesadna łatwość”, a inne są „wręcz nie do przejścia”. Nie do końca to rozumiem. Z dziennikarskiego obowiązku postanowiłem spróbować sił we wszystkich z wymienionych. Poziom łatwy udało mi się zrobić na „setkę”. W średnim wciąż zmagam się ze sporą liczbą tras, a trudny to już jazda bez trzymanki. I w zasadzie rezultat wyścigów, grając, bez trzymania pada, byłby u mnie podobny to rzeczywistego. Najmniejszy błąd kosztuje zwycięstwo.

Wróćmy jednak do przedmiotu sporu

To prawda, że niektóre poziomy jest przejść ciężej niż inne, ale bynajmniej nie stoi za tym źle zrobiona średnia trudność. W moim odczuciu to kwestia mocno subiektywna, a zdradzę Wam, że nawet niektóre trasy na poziomie łatwym, głównie w rajdach po Relikt, musiałem powtarzać kilkukrotnie. Czasem zwyczajnie dana plansza nam „nie siądzie”. Są tacy gracze, którzy lubią te z masą interaktywnych elementów (ślizgające się foki, strzelające kule ognia, pędzące wagoniki), a są również tacy, którzy preferują te, gdzie wszystko sprowadza się do szybkiej jazdy i wyczucia ślizgów oraz wyskoków. Reasumując, w pełni logiczne zdaje się to, że pędzący przed siebie bez kalkulacji będzie miał problem na etapie, gdzie wjedzie w niego niezrównoważona foka. Ot, taka konkluzja. Wróćmy do samej gry.

Wizualny (Jam)Raj

Tytuł prezentuje się znakomicie. Jest bajkowo i kolorowo, a wszystko z pełnym poszanowaniem dla oryginału. Tu nie tylko poprawiono i zaokrąglono krawędzie, ale stworzono wszystko praktycznie od podstaw. To samo tyczy się tras, albowiem same w sobie zachęcają do kolejnego ich pokonywania. Spróbujcie kiedyś przejechać się bez starania o jak najlepszą lokatę, ale zwracając uwagę na otoczenie. Wszystko tam żyje! Tu przejeżdża pociąg, tam biega niedźwiedź, a jeszcze w innym miejscu podskakuje coś na wzór lodowego trolla. Trzeba to docenić, bo jest to taki typ gry, w którym detale są przeważnie olewane. Wszystko przez to, że człowiek nie ma czasu zatrzymać się, aby je podziwiać. Niemniej, właśnie dlatego twórcy zasługują na brawa. Nie olali tego i jestem przekonany, że wpływa to pozytywnie na podświadomość każdego z graczy. Good job!

Mechanika ja(mraj)zdy

Wiem, że bardzo rozpływam się nad tą grą. Prawdopodobnie nie pomaga wysoka temperatura, która topi mnie samego, ale jednak ciężko mi znaleźć wady omawianej produkcji. Jeśli myślicie, że w tym akapicie znajdziecie takie rzeczy, to muszę was (nie)stety rozczarować. Sterowanie jest nieziemsko satysfakcjonujące. Zanim przejdę jednak do sedna tego elementu, muszę wspomnieć, że każda z dostępnych postaci (a tych do odblokowania jest całe mnóstwo) różni się od innych stylem jazdy. Są te, które jedną ze statystyk mają wywindowaną kosztem innych, a także bardziej zbalansowane, które osobiście polecam nowym graczom (tak, sobie też).

Czucie pojazdu

Żaden z dostępnych bohaterów nie jest zwykłym, zmienionym modelem. Statystyki rzeczywiście znajdują odbicie w rzeczywistości i to doskonale czuć. Ogólnie, cały model jazdy zapewnia niebywały „feeling”. Przyspieszenia, skoki, driftowanie, przyczepność… Wszystko to zostało dopracowane do perfekcji, a efekt wizualny jest wzmacniany przez dźwięki towarzyszące wykonywanym akrobacjom na trasie. Jeśli miałbym satysfakcję z jazdy do czegoś przyrównać, to zdecydowanie do idealnie zaprogramowanego modelu strzelania (jako przykłady: Doom i RAGE 2), który „czuć” jak nic innego.

Mam crusha na Crasha!

Reasumując, dostaliśmy projekt kompletny. I pewnie spoglądając raz to na ocenę, raz na słowa w recenzji, poczujecie niemałą konsternację. Do maksymalnej oceny brakuje pół punkcika, choć gra jest kompletna? Tak! Już wyjaśniam genezę tej pozornej sprzeczności. Wszystko, co zostało zawarte w grze, jest zrobione perfekcyjnie. Pół oceny zostawiam jednak w zapasie, gdyż zwyczajnie może się okazać, że jakiś czas po premierze ukażą się dodatki, które rozszerzą aktualną zawartość. Jeśli więc czytacie tę recenzję po wprowadzeniu ich do podstawowej gry, dodajcie sobie wirtualnie brakujące pół stopnia.

Podręcznikowy przykład wyścigów gokartów

Podtytuł tego akapitu doskonale streszcza to, czym tytuł wydany przez Activision jest. Studio kolejny raz udowodniło, że nie pozwoli, aby cudowne wspomnienia graczy zostały zdeptane poprzez nieudolne odtworzenie dawnego dzieła. I spinając cały ten tekst klamrą, pozwolę sobie napisać, co mnie smuci. A no to, że debiutujący w październiku remake przygód Sir Daniela z MediEvil nie jest nadzorowany przez tę firmę. Crash Team Racing Nitro-Fueled polecam każdemu, bez względu na wiek, płeć, czas na granie i doświadczenie. Gwarantuję, że nie pożałujecie.