Większość użytkowników telewizorów nie wyobraża sobie życia bez małego, przeważnie czarnego pudełeczka. Ale mało kto wie, że ten niezbędny w każdym salonie przedmiot, ma już prawie… 70 lat!
Trochę historii
Pierwszy pilot do telewizora nazywał się „Lazy Bones” (po naszemu… leń / leń patentowany/leniwa buła), został wymyślony i opracowany w 1950 roku, przez firmę Zenith Radio Corporation. W Lazy Bones pilot był połączony z telewizorem za pośrednictwem kabla, a użytkownik mógł za jego pomocą tylko zmieniać programy (których i tak za wiele w tamtych czasach nie było!). Właściciele pierwszych odbiorników ze zdalnym sterowaniem, choć byli zadowoleni z takiego udogodnienia, skarżyli się na kabel, który leżał na podłodze i nieraz się o niego potykali. A takie potknięcie mogło być bolesne, nie tylko dla użytkownika pilota, ale i dla samego telewizora, który spadając z półki mógł przygnieść użytkownika i zwyczajnie się roztrzaskać! 🙂
Pierwszy, bezprzewodowy pilot
Co zatem zrobiły mądre głowy? Dokładniej jedna – Eugene Polley, inżynier z Zenith Corporation? Wynalazł pierwszego bezprzewodowego pilota, którego nazwano „Flash–matic”. Zasada działania była dziecinnie prosta: w czterech rogach telewizora były umieszczone fotokomórki. W zależności od tego, w który róg zostało skierowane światło pilota, włączana była jedna z funkcji zdalnego sterowania: zmiana kanału –/+, wyciszenie dźwięku lub wył. /wł. telewizora. Telewizor z pilotem Flash–matic miał jednak wadę: jeżeli telewizor stał w miejscu, gdzie słońce bezpośrednio padało na fotokomórki, odbiornik mógł np. sam przerzucać stacje. Kolejnym problemem, z którym borykali się właściciele było to, że często zapominali, gdzie jest pożądana funkcja. Ale przynajmniej pilot fajnie wyglądał! 🙂
A później…? Piloty ultradźwiękowe i w końcu znana doskonale nam wszystkim podczerwień. Jeśli zainteresowała Was historia pilota – na końcu tekstu znajdziecie link, gdzie kontynuowany jest ten temat. A teraz… przejdźmy do najważniejszego.
Pilot PDP do konsoli PS4
Urządzenie otrzymałem w małym, zgrabnym, prostokątnym pudełeczku. Czyli zestaw prezentuje się standardowo. Oprócz samego pilota, znalazłem w nim skróconą instrukcję, również w języku polskim. A czego zabrakło? Niestety, sami musimy się zaopatrzyć w baterie AAA – tych w pudełku nie znalazłem.
Pilot prezentuje się bardziej niż dobrze — małe, minimalistyczne urządzenie, które dobrze leży nawet w dużej dłoni, a jego obsługa nie sprawi problemów nawet największemu laikowi. Samo sparowanie go z konsolą to 30 sekund pracy — sprowadza się do naciśnięcia jednego przycisku i wyszukania pilota w managerze urządzeń bluetooth w konsoli.
Przeniesione zostały na niego wszystkie najważniejsze klawisze z pada, pomagające w obsłudze aplikacji wideo. Dodany został również przycisk share, pozwalający na tworzenie zrzutów ekranowych. Po co? To chyba wiedzą jedynie producenci — dla mnie jest on zupełnie nieprzydatny — kto robi screeny z YT lub filmów Netflixa?
Jeśli już jesteśmy w temacie dostępnych na pilocie klawiszy, zwróćcie uwagę na przycisk Playstation. Logo nie jest idealnie na środku (#piekłoperfekcjonistów) i według mnie wygląda to co najmniej tandetnie. Licencjonowany produkt Sony nie powinien sobie pozwolić na takie wpadki. A może jest to wada jedynie egzemplarza testowego? Nie wiem. Przekonamy się o tym zapewne, kiedy pilot trafi do regularnej sprzedaży.
Szkoda też, że symbole z pada (L1, R1, X itd) na guzikach nie zostały zmienione na typowe dla pilotów symbole (Play/Pause, przewijanie) i pilot przez to przypomina trochę upośledzonego DualShocka. Żeby nie było, że się czepiam lub na siłę szukam negatywów, ale od momentu wyjęcia urządzenia z pudełka zastanawiałem się, czy może mi ono zaoferować coś więcej niż to, co oferuje mi pad, którym do tej pory obsługiwałem wszystkie aplikacje multimedialne na mojej konsoli. Czas więc odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule.
A po co, a na co to komu?
No właśnie. Pilot PDP nie zaoferował mi NIC w zakresie obsługi multimediów i aplikacji do nich stworzonych, co oferuje już DualShock. A wręcz niektóre rzeczy utrudnia! Przykład?
Każdy przycisk na pilocie „chodzi ciężko” (przyciski nie wciskają się tak miękko, jak na moim pilocie od TV lub na samym padzie), a przy jego przyciśnięciu słychać głośny „klik”. Spróbujcie teraz za jego pomocą wyszukać na YT film o miejscowości Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch w północno-zachodniej Walii. Nie wiem, czy jest to akurat dobry przykład i wyszukanie jej padem również nie sprawiłoby problemów, ale przynajmniej z padem macie pewność, że nie odpadnie wam kciuk.
Jeśli już decyduję się na zakup urządzenia peryferyjnego to jednego z domowych sprzętów oczekuję od niego „ułatwienia mi życia”. I choćbym bardzo chciał doszukać się tutaj jakichś pozytywów, to nowe urządzenie od PDP nie ma do zaoferowania mi nic, czego nie oferuje już pad. Fakt — wygląda ładnie, a wszystkie multimedia i aplikacje możemy obsługiwać jedynie za pomocą kciuka. Kciuka, którego po dosyć intensywnym korzystaniu z YT za pomocą pilota od PDP, miałem ochotę włożyć do miski z lodem.
Urządzenie do regularnej sprzedaży trafi już w kwietniu w cenie 139zł – będziecie mogli zakupić je tutaj: http://sklep.przystangracza.pl/pdp-pilot-ps4.html
Wstęp do powyższego tekstu pochodzi ze strony: http://pilotow.pl/index.php?a=historia
i został wykorzystany za wiedzą i zgodą autora. Dziękujemy!
Urządzenie do recenzji udostępnił sklep.przystangracza.pl. Dziękujemy!