[PC] The Culling – Recenzja

Arena otoczona polem siłowym, kilkunastu śmiałków, wszechobecne kamery transmitujące program na żywo – oto Hunger Games w czystej postaci!

The Culling Recenzja

(zupełnie jak w normalnych Igrzyskach Śmierci, tabela osób żyjących i zabitych jest pokazywana na kopule)

Pojawienie się popularnego H1Z1 z trybem Battle Royale spowodowało wysyp innych produkcji o podobnej tematyce. Zasady wszędzie są podobne. Lądujemy na specjalnej mapie z określoną liczbą przeciwników a naszym zadaniem jest przeżyć i wygrać. Oczywiście zabijając po drodze wszystkich innych pretendentów, którzy staną nam na drodze do zwycięskiego tytułu.

Jeśli myślicie, że rozgrywka będzie równie ciekawa jak pokazała Jennifer Lawrence, to muszę was srogo rozczarować. To co tam się działo, nie ma porównania ze światem obecnym w grze. Może nie ma tutaj pułapek, nie spadają na nas drzewa i brakuje datków od sponsorów. Nie oznacza to jednak, że nie jest równie emocjonująco.

The Culling Recenzja

(skrzynki, które można otworzyć za darmo mało kiedy zawierają jakieś wartościowe przedmioty – ale nawet gaz pieprzowy jest dobrym dodatkiem taktycznym)

O wiele bardziej jest zaciekła walka pomiędzy samymi graczami. Nie mamy przecież żadnych ograniczeń moralnych w zabijaniu, w grze oczywiście. Dzięki temu nie stronimy od kontaktu i chętnie atakujemy innych lub uciekamy przez pół planszy – bo goni ktoś nas z dzidą w ręce. Start rozgrywki może nie jest emocjonujący, zbieramy kamienie i drewno, z których tworzymy odpowiednie przedmioty. Oczywiście co z czym i z czego, jest mocno umowne. Nie zdziwcie się, gdy z połączenia dwóch kamieni zrobicie nóż, patyk z nożem da nam dzidę, a jak połączymy dodatkowo ją z kolejnym patykiem, to dostaniemy łuk z strzałami. Potrzebujesz czegoś by uleczyć swoje rany po walce? Proszę bardzo, dwa drewienka i bandaż gotowy.

Gdy zacznie brakować broni jaką możemy stworzyć, zawsze możemy pokusić się o otwieranie skrzynek, które są rozrzucone po całej mapie. Część możemy otworzyć normalnie, a resztę dopiero po uzyskaniu specjalnych punktów. Zbieramy je zabijając innych, czy „sprzedając” broń, którą uzyskaliśmy sami i jest nam niepotrzebna. Balans jest wtedy ledwo na plus, bo samo tworzenie też te punkty zabiera. Do tego dochodzą zamawiane skrzynki, których zawartość możemy sobie wcześniej odblokować i ustalić. To już jest przewaga, do której warto dążyć.

The Culling Recenzja

(idzie gaz idzie gaz, gaz goni nas!)

Całość rozgrywki jest typowo zrobiona pod jedną osobę. Niby możemy grać we dwie, lecz nawet nie startujemy wtedy koło siebie. Zwykle mamy pół mapy do przebiegnięcia żeby siebie odnaleźć. Brakuje tutaj miejsca na teamwork, jaki znam z H1Z1.

Za każdy rozegrany mecz, dostajemy ubrania dzięki którym możemy indywidualizować swoją postać. Do tego odblokowujemy umiejętności mogące zaważyć na rozgrywce. Szybsze bieganie lub mniejsze koszty wytwarzania przedmiotów – twórcy nie zdradzili jeszcze wszystkich dostępnych opcji. Wszystkie, które widziałem i udało mi się uzyskać do nich dostęp są naprawdę potrzebne w rozgrywce i ją w znaczący sposób ułatwiają.

W standardowym trybie gry (i jedynym na chwilę obecną), mamy 20 minut zanim zacznie atakować nas gaz, spychając wszystkich żyjących do środka mapy. Rozgrywka przez to po kilku minutach traci swoje nasycenie. Pojawia się powolne przemierzanie zakamarków i budynków w próbie odnalezienia przewagi nad innymi graczami. Praktycznie po kilku zabójstwach nie widziałem nikogo aż do samego gazu. Uważam, że powinno być to rozwiązane w sposób podobny do H1Z1 – gdzie śmiercionośna strefa rozszerza się co kilka minut, zwężając okrąg życia przez co wymuszona jest dynamiczna rozgrywka.

The Culling Recenzja

(wygrana zawsze cieszy!)