Stardew Valley – recenzja

Pamiętacie starusieńkiego Harvest Moona, który wyszedł na PS1? Dobre czasy powracają, Oto Stardew Valley, który jest jego następcą. Przynajmniej tym duchowym.

01_tworzenie_postaci

(edytor tworzenia postaci nie oferuje zbyt wiele, ale miło zmienić chociaż kolor włosów)

Sadzić Kopać Podlewać
Gra nie pozostawia złudzeń. Praca na roli jest ciężka, pot się leje strumieniami, dnia jest ciągle za mało, a kilka godzin snu nie regeneruje naszych obolałych mięśni. Po kilku zdaniach zostajemy sami na bardzo głębokiej wodzie.

Dobrze rozumiecie, ta gra nie ma żadnego tutoriala. Zostajemy sami przed domem z paczką narzędzi, zaczynając naszą harówkę. Co prawda są podpowiedzi od gry, początkowe zadania sugerujące co trzeba zrobić, lecz jest to w stylu „posadź coś i wykop”. Musimy poświęcić naprawdę dużo czasu, by dojść do czegoś konkretnego, a i tak każdy dzień będzie przynosił kolejne problemy. Susza, trzęsienie ziemi, zarazy – nasze pole atakuje cały arsenał przeszkód. Tylko poczujemy się lekko pewniej, a na pewno coś złego się wydarzy.

02_poczatki_sa_trudne

(ciężkie życia początki)

Mimo stopnia skomplikowania wszystko wydaje się proste i znajome. Jeśli graliście w wspomnianego wcześniej Harvest Moona, poczujecie się tutaj jak w domu. Mechanika i założenia gry są praktycznie identyczne jak w starszej produkcji. Mógłbym rzec, że wszystko przebiega według tego samego schematu. Pomijając fabułę (niezbyt porywczą na początku, za to rozwijającą swoje skrzydła w dalszej części rozgrywki), wszystko już kiedyś było – dostajemy zapyziały dom, strasznie zaniedbaną farmę i trochę nasion na start.  Samo odgruzowanie kawałka farmy zajmie nam długie dni, wypełnione walką o energię postaci, która jest naszym największym wrogiem. Wszystko co robimy narzędziami – czy to podlewamy pola, kopiemy w ziemi, czy też ścinamy drzewo – zabiera nam energię. Początkowo mamy jej tyle co kot napłakał. Wystarcza jedynie na podlanie kilku kwadracików naszego pola i posprzątanie paru drewienek/kamyczków. Nie jest łatwo to wszystko zbalansować, w pewnym momencie miałem zasiany spory kawałek pola, który według moich obliczeń miał mi wygenerować spory zysk. Jak się domyślacie, nic takiego nie miało miejsca, bo się przeliczyłem. Nie byłem w stanie wszystkiego podlać.

03_lowienie_ryb

(łowienie ryb zostało sprowadzone do zręcznościowej minigierki)

Przygoda przygoda, każdej chwili szkoda!           
Jednak jaki miałaby sens rozgrywka, gdzie nie możemy zająć się nawet kawałkiem naszego pola? Na szczęście z pomocą przychodzi system ulepszeń narzędzi i dodatków do farmy. Jeśli chcemy ulepszyć te pierwsze, to musimy się sporo namęczyć. Podstawowe są trzy poziomy ulepszeń, do każdego z nich musimy się przygotować. Czeka nas wizyta w kopalni i zbieranie minerałów, a potem ich przetapianie.

Boli brak jakiegoś spójnego ulepszania, biorąc pod uwagę na przykład taką konewkę, która na początku podlewa tylko jedno pole. Ulepszając ją do miedzi, podlewamy trzy pola w jednym rządku, stalowa podlewa pięć pól w jednym rządku. Spodziewałem się, że następne ulepszenie – złote, będzie dawało możliwość podlewania siedmiu pól w jednym rządku. Przygotowałem sobie pola pod moje myśli i odbierając konewkę ją przetestowałem. Ku mojej rozpaczy zaczęła podlewać w kwadrat – trzy na trzy pola…

Do tego używając ulepszonych narzędzi odczuwałem pewne problemy z celnością. Mimo dobrego ustawienia, naprzeciwko grządki, gra odczytywała moje zamiary jakbym chciał coś zrobić kratkę obok. Męczące, kiedy musisz się cofać i podchodzić jeszcze raz, a do podlania masz jeszcze kilkadziesiąt roślin. To samo dzieje się z innymi rzeczami, np. skrzynkami, które postawimy obok siebie. Nawet stojąc naprzeciwko jednej jest szansa, że otworzy się ta obok.

04_problemy_z_celowaniem

(tutaj ukazanie efektu, o którym wspomniałem wyżej – frustracja sięga zenitu)

Byłem bardzo zdziwiony, że czas w grze płynie nawet jak wejdziemy do budynku. Niby jest to postawienie na większą realistykę, jeśli w ogóle o takiej możemy mówić w tym tytule. Z drugiej strony to ogromna strata czasu w grze. Bieganie z farmy do miasta i odwiedzenie 2-3 sklepów  to kilka godzin w grze. Powiedzmy, że sklep pracuje do 17:00, wbiegamy do niego o 16:50 szczęśliwi, ale jeśli nie zdążymy kliknąć rozmowy ze sprzedawcą i wybije 17:00, ten już nic nam nie sprzeda. Marnujemy tylko w ten sposób czas, nie jest to najprzyjemniejsza zmiana w porównaniu do Harvest Moona. Oczywiście, czas podczas rozmowy – czy też spoglądaniu w ekwipunek – jest zatrzymany. Tylko zwierzęta nic sobie z tego nie robią.

Bij zabij!
Całkiem nowym dodatkiem (i bardzo ważnym!) są wyprawy i ulepszona kopalnia. Już nie tylko przemierzamy kolejne poziomy, szukając wejścia niżej. Teraz mogą nas zaatakować przeciwnicy, co urozmaica rozgrywkę. Bardzo dobrze się bawiłem, chodząc na wyprawy, czy też przemierzając tunele i odkrywając kolejne skarby. Nie ma nic lepszego, niż darmowy piec hutniczy po trudnej walce!

Kojarzycie skrzaty? Nie mam pojęcia, czy były w późniejszych częściach pierwowzoru, ale w pierwszej odgrywały znaczącą rolę. Tutaj zamieniono je na stworzenia-duszki, dostarczając im konkretne produkty odblokowujemy nagrody. Niestety nie da się ich wynająć, żeby pomagały nam w farmie czy też przy zwierzętach. Szkoda, nie zawsze chce się przecież pracować.

05_kura kocha kura nie pyta

(kura nie pyta, kura rozumie)

Wszystko razem                               
Gra jest kopią Harvest Moona, nie ma co tutaj ukrywać. Autorzy starali się ile mogli, ale nie ustrzegli się powtórzenia tych samych błędów. Dodali sporo nowych rozwiązań, kilka zmodyfikowali, rozszerzyli przygodową stronę gry. Mimo wielu bardzo denerwujących problemów, rozgrywka wciąga i satysfakcjonuje. Wydanie tak rozbudowanej gry na PC i dosłownie przebicie oryginału w każdym aspekcie jest dla mnie niesamowite. Na taką grę czekałem latami, odpalając emulator PSX i zapuszczając się w wielogodzinne rozgrywki. Zdecydowanie polecam!

Ocena 9/10