W 2015 roku niezależne ukraińskie studio Pinokl Games uraczyło nas „Party Hard”, grą w popularnej ostatnio stylistyce retro. Tytuł ten został wydany przez tinyBuild Games, wydawcę znanego z publikowania gier indie. „Party Hard” zostało wydane na takie platformy jak PlayStation 4, Xbox One, Android, Microsoft Windows, iOS, Linux, Mac OS czy Fire OS.
Gra opowiada o mężczyźnie, który pragnie zemścić się na zbyt głośno imprezujących sąsiadach.
Główny bohater, zmęczony ciągłym zakłócaniem ciszy nocnej przez sąsiadów, postanawia odegrać się w dość nietypowy i drastyczny sposób, mordując wszystkich uczestników imprezy. Naszym zadaniem jest dostać się na przyjęcie, wtopić się w tłum i, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, eliminować Bogu ducha winnych uczestników prywatki. Twórców gry fantazja nie zawiodła i możliwości zabójstwa mamy naprawdę wiele, od zwykłego zasztyletowania począwszy, poprzed wepchnięcie do wentylatora, na chociażby zepchnięciu z dachu skończywszy.
Naszym głównym celem jest zabijać i nie dać się złapać, dlatego dodatkowe punkty otrzymujemy za ukrywanie zwłok, a każdy podjazd mundurowych to ryzyko zdemaskowania. Ukończenie poziomu skutkuje odblokowaniem kolejnego, a każdy z nich odpowiada tematycznie innej imprezie. Na plaży, na dachu czy na ranczu – wszędzie tam nasz bohater szuka zapłaty za swoje krzywdy. Z każdą kolejną planszą poziom trudności wzrasta i pod koniec gry ukończenie etapu staje się już nie lada wyzwaniem, jako że nasza mordercza sława zaczyna powoli nas wyprzedzać.
Graficznie tytuł wygląda jak najbardziej typowa z typowych gier retro.
Mamy do czynienia z charakterystyczną, pikselową grafiką 2D. Kolorystyka gry nawiązuje do ogólnej stylistyki, opartej na klimacie amerykańskich domówek lat 90′. Mimo archaiczności wygląda to dobrze i pasuje to założonego przez twórców wizerunku. Również oprawa dźwiękowa zasługuje na uznanie – utwory świetnie wpisują się w klimat kalifornijskich przyjęć sprzed dwóch dekad.
Zarówno wygląd postaci (napakowany ochroniarz, niepozorny główny bohater czy roznegliżowane tancerki), jak i lokacji, mają za zadanie „robić klimat” i moim zdaniem wywiązują się z tego zadania całkiem nieźle. Szczególnie w pamięc zapada taniec protagonisty, który – w zależności od preferencji uczestników imprezy – może irytować (możemy nawet nieźle oberwać) bądź zachęcać do dalszej zabawy.
Gra nie jest jednak bez wad.
Przede wszystkim nie posiada checkpointów, a poziom trudności do najniższych nie należy, więc trzeba się liczyć z powtarzaniem poziomów. Jest to ponadprzeciętne irytujące zwłaszcza w sytuacji, w której z 50 osób do zabicia przegrywamy przy dwóch żyjących. Ostatni poziom jest już praktycznie nie do przejścia bez zawału, udaru i wylewu z nerwów, jednak – jak powszechnie wiadomo – dla chcącego nic trudnego i da się to zrobić. Minusem może być też powtarzalność.
Niektóre lokacje są do siebie bardzo podobne, a postacie najlepiej zabijać w nich w określony sposób, co spłyca rozgrywkę. Można na przykład stać i spychać imprezowiczów z dachu jednego za drugim. Nie jest to może zbyt wyrafinowana metoda, jednak jakże skuteczna. Większych bugów nie zauważyłam. Postaciom zdarza się zablokować, ale z niewielką, nie utrudniającą rozgrywki częstotliwością.
Podsumowując, „Party Hard” to gra dobra i wciągająca.
Nie jest to tytuł, do którego będziemy wracać, ale potrafi zapewnić rozrywkę (z nutką irytacji przy powtarzaniu poziomów) na długie godziny. Warto pamiętać, że gra nie ma porównania do większych tytułów, ale jak na swoją półkę jest bardzo dobra. Czy warta jest 54 zł, bo za tyle możemy dostać ją w PlayStation Store? Moim zdaniem nie do końca, bo dokładając 4 zł więcej możemy mieć świetne i bardziej grywalne „Don’t Starve”, jednak jeśli jesteś fanem gier niezależnych i szukasz czegoś nowego, mogę polecić „Party Hard” z czystym sumieniem.