Onrush – Recenzja (PS4)

Zastanawialiście się kiedyś, co powstanie w połączeniu Motorstorma z Burnoutem? Mistrzowie kodu przychodzą z odpowiedzią w postaci ich nowej gry — Onrush. Po mocno symulatorowych F1 i Dirt nadeszła pora na arcade w czystej postaci. Czy udało im się sprostać zadaniu i dostarczyć nam tytuł, który zapisze się na kartach arcade’owej historii?

Moje wrażenia z bety były różne, choć przeważały te pozytywne. Cieszyła emocjonująca oraz bardzo szybka rozgrywka i przyjemne sterowanie. Na dodatek w tle przygrywała wyjątkowo dobrze dobrana muzyka. Jednak zaledwie osiem pojazdów, z czego tylko cztery miałem okazję przetestować, powodowało lekkie obawy co do tego, co będzie dalej. Grać mogliśmy na czterech różnych mapach w dwa tryby. Nie były one zbytnio wyszukane, co wzbudzało coraz więcej wątpliwości.

Mapy robią kolosalne wrażenie

Długość zabawy

Zacznijmy od tego, o co się najbardziej martwiłem, czyli jak długo Onrush utrzyma nas przed ekranem. Na wstępie wita nas prosty napis „graj”, który przenosi do kolejnego niezbyt zaawansowanego wyboru: możemy rozegrać kampanię, szybką grę, rozgrywki rankingowe i rozgrywki niestandardowe. Pierwsze pominę — ten temat zostawię na później. Szybka gra jest dokładnie tym, o czym mówi — wyszukiwane są drużyny po 5 graczy, wybierana jest losowa mapa wraz z losowym trybem. O rozgrywkach rankingowych niestety nie mogę jeszcze zbyt wiele powiedzieć, ponieważ przed premierą były one zablokowane. Lekko ciekawiej prezentuje się gra niestandardowa, umożliwia ona dostosowanie mapy, trybu, pogody i pory roku do własnych zachcianek. Na tę chwilę całość niestety nie prezentuje się zbyt okazale. Jednak jeśli doliczymy do tego „kampanię” oraz gry rankingowe, może się okazać, że spędzimy w Onrush więcej czasu, niż mogliśmy przypuszczać.

Dobrze jest obejrzeć konkretny samouczek

Z wyzwaniami za pan brat

Lekko dołującym zjawiskiem jest tzw. „kampania”. Nie oferuje ona nic oprócz podstawowych trybów z dodanymi wyzwaniami. Mierzymy się z drużynami kierowanymi przez sztuczną inteligencje, a wszystko dzieli się na sześć „zawodów”, które urozmaicają dodatkowo rozgrywkę jej modyfikatorami.  Na szczęście wspomniane wyzwania z czasem stają się coraz cięższe i bardziej wymagające, więc hardcorowi gracze znajdą tutaj też coś dla siebie. Jeśli jesteście zainteresowani ukończeniem wszystkich wyzwań  to spędzicie tu nawet 10 godzin.

Emocje często osiągają zenitu

Nie jest tak źle…

Przez cały czas tylko narzekam, więc teraz porozmawiajmy o pozytywach, których jest całkiem sporo. Na pierwszy plan wysuwają się przepiękne, wielopoziomowe mapy. Zaprojektowano je z wielką dbałością o szczegóły, zachowując równocześnie spójność i wygodę podczas rozgrywki. Oczywiście na nic by się nie zdały piękne lokacje, bez odpowiednich tekstur i efektów. Na szczęście w Onrush grafika stoi na bardzo wysokim poziomie, jest lekko stylizowana, lecz nie przesadzona. Można by powiedzieć, że jest na granicy realizmu a kreskówki, bardziej skłaniając się w stronę drugiego. Efekty cząsteczkowe są przyjemne dla oka, nienachalne, i co najważniejsze, nie zasłaniają ekranu. Plusem jest też bardzo przyjemna rozgrywka, która nie pozwala oderwać się od telewizora. Wszystko jest piekielnie efektywne, zaczynając od sztuczek na pojazdach, a kończąc na roztrzaskiwaniu ich o siebie.

Cząsteczki dają rade!
Kraksy już dawno nie były tak przyjemne

PCMR 60FPS 4K HDR?

Pewnie myślicie, że gra na konsolach ledwo wyciąga 30fps, a o 4K nawet nie ma co mówić?  Z dumą mogę powiedzieć, że gra jest fenomenalnie zoptymalizowana.  Nie napotkacie spadków poniżej 60fps na podstawowej wersji konsoli, a na Pro tytuł dodatkowo uruchamia się w rozdzielczości 4K wraz z HDR’em.

Na pochwałę zasługuje również silnik fizyczny. Obiekty rozpadają się i latają po ekranie aż miło, a pojazdy efektownie się wyginają i roztrzaskują na kawałki. Immersję budują również ślady zostawiane po kołach na piasku oraz błocie.

Taktyka kołem w maskę zawsze działa

Za mało

Mimo iż Onrush jest pod wieloma względami grą fenomenalną, to posiada minusy, które mogą skutecznie odstraszać od kupna gry w premierowej cenie (na konsolach ceny zaczynają się od 199 zł). Cztery tryby to według mnie o wiele za mało, zwłaszcza na grę z takim budżetem.

Pierwszy, Overdrive — polega na utrzymywaniu licznika sekund, poprzez przejeżdżanie przez bramki. Drużyna, której pasek wyczerpie się pierwszy — przegrywa. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, gracze z przeciwnych drużyn będą starać się nam przeszkodzić i wyeliminować, lub zepchnąć z trasy. Jeśli myślicie, że kilka sekund spędzonych na ekranie ładowania po odrodzeniu to nie dużo, będę musiał was zmartwić. W tym trybie o wygranej decydują sekundy.

Następny z nich, czyli Countdown — polega na zebraniu określonej liczby punktów przez drużyny. Pierwsza, która osiągnie cel, wygrywa. Do wygranej można dojść, prując przed siebie oraz eliminując przeciwników – co daje dodatkowe kilka sekund przewagi, zanim oponent się odrodzi.

Najciekawszym według mnie trybem jest Switch (nie, nie mówię o konsoli od Nintendo). Jego założenia są dosyć proste — zniszcz każdego przeciwnika z przeciwnej drużyny 4 razy.

Ostatni i najmniej przeze mnie lubiany, czyli Lockdown, polega na zdobywaniu punktów poprzez zajmowanie ciągle poruszającego się okręgu. Drużyna, która osiągnie wymaganą liczbę, wygrywa.

Tryb foto naprawdę daje okazje do popisu

Brum brum

Do naszej dyspozycji oddano osiem pojazdów. Motor, łazik, SUV i swego rodzaju terenówka – każdy z nich w dwóch wariantach, różniących się od siebie dodatkowymi bonusami – mobilnością i szybkością podczas trybu Rush. Motory są bardzo zwrotne i można nimi wykonywać różne „tricki”, dzięki czemu ładujemy tryb Rush, jak i nitro. Jeździło mi się bardzo przyjemnie, lecz większą różnorodnością na pewno bym nie pogardził. Ogólnie rzecz biorąc, jest to największy minus tej gry — wszystkiego jest za mało.

Najsłodsze lootboksy ostatnich lat

Grze brakuje wielu rzeczy, lecz na pewno do nich nie zaliczają się elementy kosmetyczne. Postacie oraz pojazdy można personalizować dzięki tonom – strojom, w które można je ubierać, „tańcom” niczym w Fortnite i customowym lakierom. Wszystko można zdobyć za walutę dostępną w grze, która jest otrzymywana za odznaki i dzienne wyzwania. Ciekawe jest, że przed premierą nie było żadnych mikropłatności, a widać na to potencjał. Elementy customizacji można również zdobywać z bardzo uroczych lootboksów, które zdobywa się za osiągniecie kolejnego poziomu.

Japoński demon to najlepszy możliwy nagrobek

To ma być ta kooperacja?

Smutnym faktem jest to, że Onrush zapowiadany jako gra kooperacyjna kompletnie nie wykorzystuje zawartego  w sobie potencjału. Członkowie drużyny ze sobą nie współpracują, ani sobie nie pomagają. Umiejętności poszczególnych pojazdów też zbytnio do tego nie zachęcają. Mam wrażenie, że drużyny są tylko po to, żeby rozgrywka miała jakiś sens i nie była wyścigowym battle royale.

Na pewno będę tu wracał nie raz

Podsumowanie

Onrush to gra z niesamowitym potencjałem, lecz mocno niewykorzystanym. Kooperacja potraktowana jest po macoszemu, a mała ilość zawartości tylko potęguje to wrażenie. Pomimo wad, gra jest naprawdę solidna, przyjemna i co najważniejsze — wciągająca. Mam szczere nadzieje, że twórcy jej nie porzucą i będą rozwijać (tak jak rozwijane jest np. Gran Turismo Sport), przez co gra stanie się godnym konkurentem Burnouta.