Nevermind – recenzja [XBOX ONE]

Gra Nevermind to przygodówka czerpiąca z horrorów. Wcielamy się w niej w pracownika instytutu Neurostalgia. Placówka zajmuje się odkrywaniem zawiłości w świadomości pacjentów, u których różne przeżycia pozostawiły ślad w postaci częściowej amnezji, a raczej wymazaniu wybranych wspomnień. Rolą gracza jest wniknąć do umysłu pacjenta i wyszukać informacje, dzięki którym poprawi się jego stan psychiczny.

Głównym „bajerem” Nevermind jest skalowany poziom strachu, jaki generować powinna gra. Brzmi to bardzo ciekawie, problem w tym, że potrzebne jest do tego urządzenie monitorujące pracę serca. Grałem na Xboxie i nie miałem żadnych czujników. Coś mi się obiło o uszy, że w takim przypadku gra będzie wykorzystywała dane o tym, jak gracz się porusza i na tej podstawie określi czego i jak bardzo, się boi. Niestety ja nie zauważyłem żadnej różnicy, a bez tego okazuje się, że jest to pospolity, popularny ostatnio symulator chodzenia. Nie wszystko jednak jest takie trywialne, ponieważ podczas ogrywania każdego poziomu, trzeba zbierać fotografie, bo na koniec trafiamy do początkowej lokacji, a naszym zadaniem jest poukładać zdjęcia tak, żeby przedstawione na nich sytuacje były przedstawione chronologicznie. Jeśli nam się to uda, można rozegrać kolejny poziom.

O Nevermind zrobiło się głośno już dawno, gdy tylko przedstawiono założenie, w którym gra wykrywa strach gracza. Eksperyment studentów ze stanów trafił w końcu na Kickstartera gdzie zarobił 76 525 $ i mógł być rozwijany. Tytuł ogrywałem na Xboxie One i tę wersję opisuję. Nie jestem w stanie, powiedzieć jak wygląda sytuacja na innych platformach, ale tutaj graficznie jest dość kiepsko, Dosłownie cała gra jest bardzo postrzępiona, wygląda jakby zabrakło tutaj wygładzania krawędzi typu FXAA, FSAA, MSAA itp. Wydajnościowo również nie powala, gra łapie zadyszkę i to w losowych, niepowiązanych ze sobą sytuacjach, na ekranie może być niewiele obiektów, a klatki spadną do dosłownie kilku, żeby za chwilę w pełnej akcji podczas skryptu działać bez zarzutu. Pojawiło się też kilka bugów, które bardziej bawiły niż irytowały. Na kolejny minus niby drobnostka, ale naprawdę umiejąca zirytować, mianowicie menu to jakiś koszmar, gdy chcemy wybrać jakąś opcję, musimy do niej dotrzeć, wiadomo. Zazwyczaj w grach stosuje się jakąś ramkę, pogrubienie czy coś, co sprawi, że bez trudu określimy co jest aktualnie zaznaczone.

W Nevermind zaznaczona opcja podświetla się tym samym kolorem, jedynie o kilka procent jaśniejszym, przez co zupełnie nie widać co się wciska i wielokrotnie włączyłem opcję, której wcale nie chciałem włączyć. Udźwiękowienie nie wybiło się ponad przeciętną i nie wryło się do mojej świadomości, więc nie powiem wam, co jest motywem przewodnim. Mechanika również nie wywraca formuły do góry nogami. Głównie chodzimy, rozwiązujemy zagadki logiczne i zbieramy fotki. Plusem niewątpliwie jest klimat gry. Tutaj nie przestraszy nas sadystyczny jump scare, tutaj straszenie jest subtelne i… nie do końca straszne, chociaż podejrzewam, że z tymi narzędziami do monitorowania serca byłoby w tej kwestii lepiej. Jest klimat, ale jakoś szczególnie nic tutaj mnie nie przeraziło.

Jeśli miałbym polecić tytuł, to tylko fanom gatunku i najlepiej posiadających odpowiedni sprzęt do wykorzystania możliwości tego Nevermind w całości. Na szczęście cena nie jest wygórowana dlatego łatwiej odżałować w przypadku nietrafionego zakupu. Aby poczuć klimat i lekki dreszczyk emocji, naprawdę warto.