Monster Energy Supercross: The Official Videogame – recenzja

Gra – reklamówka popularnego producenta napojów energetycznych? Do tego symulacyjna ścigałka stworzona przez Milestone – ojców takich serii jak MotoGP i WRC? Czy może z tego wyjść coś dobrego, i czy doświadczenie deweloperów i marka Monstera wystarczy, żeby utrzymać się na pędzącym i wymagającym rynku gier?

Szczerze powiedziawszy nie słyszałem nigdy o tej produkcji. O jej istnieniu dowiedziałem się w dniu, w którym dostałem grę do recenzji. Po przeczytaniu jej nazwy, w głowie zapaliła mi się czerwona lampka i w pierwszej chwili stwierdziłem, że jednak nie chcę w to grać. Tytuł jest fatalny i przypomniał mi dodawane niegdyś gry – reklamówki do płatków śniadaniowych czy serków dla dzieci. Stwierdziłem jednak, że skoro ktoś postanowił wydać to na wszystkich aktualnych platformach to nie może być tak źle. Po włączeniu zobaczyłem logo Milestone i odetchnąłem z ulgą. Pomimo nietrafionego tytułu gra mogła się okazać grą, a nie interaktywnym spotem reklamowym.

Myśląc o „Monsterze”? „Monster Supercross”? eh… Monster Energy Supercross: The official Videogame jestem rozdarty. Z jednej strony jest to kompetentny tytuł, może nie AAA, ale o klasę wyższy od większości indyków. Z drugiej zaś strony, zostaje niesmak  związany z reklamowym przesłaniem produkcji. Na każdym kroku jest logo Monstera, gra jest zielono – czarna. Rozumiem, że wszystko kręci się wokół tej marki, ale eksponowanie loga jest stanowczo zbyt nachalne. Nie da się zrobić prawdopodobnie screena tak, żeby nie uchwycić śladów pazurów.

Mimo rażącego product placement’u rodem z polskiego serialu, trzeba przyznać, że technicznie gra zrobiona jest naprawdę dobrze. Co prawda w życiu codziennym nie mam wiele wspólnego z motocrossami, dlatego nie wiem czy model jazdy naprawdę symuluje rzeczywistość, ale wydaje się, że jest on dopracowany. Mimo początkowych trudności z opanowaniem takich rzeczy jak np. utrzymanie się na torze… Bawiłem się dobrze. Szczególnie po czasie, gdy mniej więcej nauczyłem się to robić. W tej kwestii widać rękę mistrza. Sterowanie jest bardzo responsywne. Jednak największe wrażenie robią animacje. Tutaj widać połączenie sił Monstera i Milestone. Wydaje mi się, że deweloperzy dostali kierowców na wyłączność i dzięki pieczołowitej sesji w Motion Capture wyszedł efekt, który spokojnie można pomylić z transmisją z prawdziwych zawodów. Prawdopodobnie mamy tutaj do czynienia z najlepiej oddanym ruchem i zachowaniem jednośladów wraz z ich kierowcami w grach. Efekt wspomaga cudowna grafika. Unreal 4 robi wrażenie- i to duże. Twórcy chwalą się wykorzystaniem fotogrametrii podczas tworzenia torów i bardzo dokładnym przeniesieniem motocykli z akcesoriami do świata gry.

Trybów gry jest niewiele. W finalnej wersji znajduje się typowa kariera, szybki wyścig, znana z gier „czasówka” oraz mistrzostwa. Wszystkie warianty są do siebie bliźniaczo podobne. W trybie kariery gracz wybiera swojego zawodnika, personalizuje go, nazywa i wybiera firmy, które mają go sponsorować. Tak przygotowany awatar startuje w serii wyścigów.

Nie dość, że samych trybów jest mało to wszystko dzieje się na jednym stadionie. Jedynie układ dróg zmienia się co wyścig. Co prawda nie jest to Forza Horizon, żeby podziwiać widoki, ale zmiana otoczenia działałaby odświeżająco. Jeżeli zaś znudzą wam się podstawowe tory, twórcy oddają do rąk graczy edytor map. Każda skocznia, zakręt czy wzniesienie podzielone są na osobne obiekty. Wybiera się je po kolei z posegregowanych tabel. Obok tabeli jest schematyczny rzut z góry na tworzoną trasę. Czyli nie ma tutaj latania wolną kamerą i oglądania w czasie rzeczywistym swojego dzieła, trzeba pracować na schemacie, który niekoniecznie oddawał moje wyobrażenia.  Tor można obejrzeć testując go, ale wiąże się to z każdorazowym oglądaniem ekranu ładowania. Niestety loadingi  są bolączką tytułu. Zbyt długie czasy ładowania, nawet na XOX. Nowe sandboxy wczytują się krócej niż tutaj kawałek stadionu i kilka motorów. Dlatego, chociaż tworzenie własnych map jest bardzo proste, intuicyjne, a nawet wręcz prymitywne, to testowanie ich może strasznie znużyć przez częsty widok ładowania.

Twórcy zastosowali system progresji, więc po każdym wyścigu gracz dostaje doświadczenie i kredyty. Za kredyty można kupić licencjonowane motory, wymieniać części, a także dostosowywać elementy kosmetyczne. Można też grać online, ale tylko w teorii. Odkąd dostałem grę, nie mogłem połączyć się z serwerami, przez co, po każdej czynności czekał mnie ekran z próbą przejścia w tryb online, zabierało to około 5 minut i niezliczone ilości nerwów.

Dawno nie miałem tak skrajnych uczuć co do gry. Z jednej strony jest to poprawny tytuł, zrobiony przez specjalistów w swoim gatunku, grafika jest piękna, feeling jazdy również bardzo przyjemny, możliwość personalizacji daje złudną głębię. Z drugiej strony, mam problem z tym, że na każdym kroku wychodzi, że to tylko reklamówka. Na przykład – mamy co prawda możliwość kupna motoru, problem w tym, że jest ich pięć na krzyż. Wszystkie tryby i tory są bardzo podobne. Co chwilę trafiało mi się coś, co potwierdzało brutalnie w jakich okolicznościach gra powstawała. Trudno jest wydać ostateczny werdykt. Myślę, że warto zagrać, ale ostrzegam, że szybko może się znudzić.