Monopoly – staruszek zawitał na Nintendo Switch

Stare, dobre Monopoly niedawno obchodziło swoje osiemdziesiąte urodziny, w związku z czym wydano wiele zlokalizowanych odmian. Znalazły się nawet pieniądze na polską wersję językową, w której pojawiły się największe miasta. Wszystko to wyszło im całkiem nieźle, mimo że to wszystko zmiany kosmetyczne dobrze zostały przyjęte przez fanów planszówki. Czemu więc wersja elektroniczna Monopoly na Nintendo Switch, posiada kilkanaście języków z oczywistym pominięciem naszego ojczystego? Zdecydowanie łatwiejsze wydaje się przetłumaczenie kilku stron tekstu w grze wideo niż wydruk zmienionej planszówki. Szkoda, liczyłem w tej kwestii na Ubisoft…

Standardowe Monopoly ma dla mnie parę minusów, które wersja na Switcha eliminuje (chociaż częściowo). Największym problemem w graniu od czasu do czasu są zasady. W wersji elektronicznej nie musimy o nich pamiętać, nie oszukamy innego gracza czy on nas, gra po prostu nie pozwoli na żadne odstępstwa od twardych reguł (różne ustawienia są oczywiście dostępne, o tym jednak za chwilę). Drugim jest rozkładanie całej planszówki — zajmuje to z dziesięć minut, do tego trzeba wybrać bankiera, wszystko posortować — jakaś masakra, dobre na długie posiedzenia, ale co jeśli chcemy odpalić szybką partyjkę na dwie osoby? Co, jeśli zgubimy kostki, domki albo jakieś karty? Wszystko to niepotrzebnie wydłuża czas potrzebny do rozpoczęcia zabawy, na szczęście te trudności znikają, gdy uruchomimy mobilną wersję gry. Podoba mi się ta całość w jednym miejscu, jedyne, o co musimy się martwić to poziom naładowania baterii.

Niemniej przed ostatnim patchem nie było tak kolorowo. Gra po załadowaniu działała już normalnie, ale o czas potrzebny do włączenia czegokolwiek chodzi. Przez jakieś półtora tygodnia zmuszony byłem czekać na uruchomienie Monopoly od dziesięciu do piętnastu minut. Mówię tu tylko o wejściu do menu, doliczcie drugie tyle po wyborze ustawień i planszy, luzem schodzi około dwudziestu pięciu minut. Dałem jednak się na to nabrać tylko przy pierwszym uruchomieniu, drugie już poszło lepiej. Zdążyłem zrobić kolację, posprzątać pokój, zjeść kolację, wypić drugą herbatę i dopiero gra łaskawie pozwoliłaby w nią zagrać. Na szczęście dla wszystkich posiadaczy (tych przyszłych, jak i obecnych), Ubisoft nie zostawił tego stwierdzając, że naprawią to za rok. Patch wyszedł w miarę szybko i usunął całkowicie problemy z ładowaniem — teraz grę uruchomimy w minutę, co jest oczywiście szybsze niż rozkładanie całego klasycznego zestawu. Szkoda, że grę wypuszczono z tak problematycznym bugiem, być może czas zwiększyć nakłady na testerów?

Akapit wyżej wspominałem o trzymaniu się zasad i tutaj nie ma zaskoczeń. Nie da się wprowadzić własnych reguł gry, tylko wybrać z paru predefiniowanych. Większość z nich to różne wariacje typu „wygrasz gdy” wybudujesz jako pierwszy hotel, pierwszy zdobędziesz określoną ilość gotówki z opłat czy zbierzesz daną ilość kolorów lub samych własności. Dodatkowo dostępne są urozmaicenia — zdobywanie nieruchomości tylko przez aukcje czy wyłączenie zarabiana podczas przejścia przez metę. Niestety z tych wszystkich odstępstw od zasad, możemy wybrać tylko jedną. Więc chcąc grać bez dodatkowej kasy, wygrywać jak wybudujemy hotele — powinniśmy zainteresować się wersją klasyczną Monopoly.

Po łatce uczucie goryczki prawie przeszło, ale Monopoly na Nintendo Switch ujawniło jeszcze jeden poważny problem — czytelność plansz. Szczególnie na widoku z góry, wszystkie te paski oznaczające czyje pole jest czyje, stoją pionowo — przez co, jak możecie się domyślić, kompletnie ich nie widać, dopóki nie stanie się na dane pole. Jedynym grywalnym ustawieniem kamery jest widok z boku, gdzie gra wyświetla trzy pola w przód i trzy w tył i nigdy nie wiemy, na którym wylądujemy. Nie idzie nawet rozpoznać które pola należą do nas, a które do przeciwnika czy też nie są wykupione. I tu nie obyło się bez pewnych problemów, bo przy takiej perspektywie obraz potrafił się zawiesić i nie podążać za naszym pionkiem. Dopiero po kilku sekundach się odwiesza i możemy zobaczyć, gdzie wylądowaliśmy.

Sama rozgrywka wygląda sztampowo — w końcu to stare dobre Monopoly. Do wyboru mamy dwa ustawienia sterowania. Dla każdego z graczy po joy-conie lub jeden podwójny pad dla wszystkich. Zabrakło tutaj możliwości grania poprzez wszystkich jednym/dwoma joy-conami a szkoda, bo przy większej ilości graczy tracimy wibracje z padów, które wyśmienicie udają prawdziwe kostki. Dla fanów klasycznych wrażeń jest dostępna zwykła plansza, niczym nieróżniąca się od standardowej wersji gry. Z kolei dla tych, którzy chcą się pobawić, są dostępne specjalne przygotowane, żyjące plansze. Wykonane w 3D przypominają prawdziwe miasta – wszystko w nich się porusza i żyje.  Niestety większa ilość światełek i innych ruchomych obiektów zwiększa nieczytelność takiej rozgrywki. Wybieramy pionka i stronę stołu, po której będziemy grali (tylko w widoku z góry, jeszcze jeden plus — obraz się odwróci, jeśli po przeciwnej stronie będzie siedziała inna osoba — nie trzeba będzie przekręcać samej konsoli w kółko) i możemy zaczynać.

Dalej przebiega to po staremu: bierzemy joy-cona w rękę i rzucamy kostkami, poruszamy się do przodu po planszy i wykupujemy posiadłości, na których staniemy. Jeśli okaże się, że pole, które wylosowaliśmy należy do przeciwnika, to zapłacimy mu czynsz. Klasycznie – wygrywa ten kto nie zbankrutuje (lub przy wykorzystaniu jakiś udziwnień, zgodnie z nimi) i pokona sprytem swoich przeciwników. Tak nie do końca oczywiście jest, bo Monopoly ma w sobie ogromną dawkę losowości, przez co gdzie wylądujemy i co nam się trafi, nie zawsze idzie w parze z tym co chcemy. Dzięki temu posiada również wielką grywalność. Wszystkie te zalety i wady tworzą z niej grę dla każdego.