Monkey King: Hero is Back – recenzja

Gry wyprodukowane na licencji filmów animowanych rzadko kiedy odnoszą spektakularny sukces. W większości niestety nie dorównują one poziomem do jakości dzieł na podstawie których są tworzone. Problem ten dotyka również filmy oparte na znanych growych markach. Temat ten jest na pewno złożony i wart tego, by przyjrzeć mu się bliżej, jednak czas bym powiedział, dlaczego ta konkretna produkcja jest aż tak słaba.

Monkey King: Hero is Back to stworzony przez niewielkie japońskie studio Hexa Drive to slasher w którym przechodzimy z lokacji do lokacji, pokonując po drodze hordy przeciwników. Wykonany został w oparciu o chińską animację z 2015 roku o takim samym tytule. Film jednak poza granicą Chin nie odniósł większego sukcesu i nie przebił się na zachodnim rynku, pozostając dość anonimowym w filmowym świecie. Pomysł na stworzenie gry opartej o przedstawioną już historię miał w teorii być może zadowolić wcześniejszych fanów animacji, a jednocześnie wypromować markę wśród nowych odbiorców.

Jednak przez jakość, a raczej jej spory brak wątpię by tytuł ten mógł kogokolwiek zadowolić, nawet najmłodszych odbiorców, dla których został on głównie przeznaczony.

Historia stanowi największy atut tej produkcji.

W grze wcielamy się w małpę – Sun Wukonga będącą jedną z najważniejszych postaci w całej chińskiej mitologii. W krótkim prologu poznajemy jego wcześniejsze losy oraz wydarzenia, które doprowadziły go do miejsca, w którym się obecnie znalazł. Wystarczy jednak powiedzieć, że jest to potężny wojownik, którego siły obawiali się nawet bogowie, a umiejętnością nie dorównywał nikt inny.

Stanowi więc on idealnego bohatera, w którego można się wcielić, by przeżyć niesamowitą przygodę. W trakcie trwania opowieści towarzyszyć będą nam również inne postacie, które pomogą w pokonaniu wielkiego zła, z którym walka jest nieodłącznym elementem takich historii. Całość produkcji ma lekki i zabawny klimat, który zawdzięcza zapewne animacji, na podstawie której została stworzona. Wiele początkowych dialogów i wydarzeń w grze jest pięknie animowanych, dając świetny efekt. Niestety, im bliżej finału historii animacje te zastępowane są poprzez komiksowe wstawki, które wyglądają jakby twórcom zabrakło czasu, na wykonanie bardziej dopracowanych przerywników. Warto wspomnieć, że Monkey King posiada pełne polskie udźwiękowienie, o którym nie można powiedzieć nic złego.

Problemy zaczynają się w momencie rozpoczęcia prawdziwej rozgrywki.

Produkcja podzielona jest na dziesięć poziomów, w trakcie których będziemy mogli sprawdzić swoje umiejętności w walce z różnymi typami przeciwników. Oglądając zwiastun Króla Małp liczyłem, że mechanizm walki zostanie o wiele bardziej rozbudowany. Miałem nadzieję, że będzie on zawierał różne ataki, sekwencje, które trzeba będzie opanować, by pokonać najbardziej wymagających rywali. Nie znalazłem jednak nic takiego.

W grze występują dwa rodzaje ataków: silny i lekki, a do tego dostępne mamy kilka umiejętności, które możemy odblokowywać i rozwijać za zdobyte w trakcie doświadczenie. Choć tak naprawdę to cały system walki jest niepotrzebny. Rywale, których napotkamy na swojej drodze, tylko czasami zmuszą nas do jakiegokolwiek wysiłku i korzystania z różnych poznanych wcześniej technik. Potyczki są proste i skupiają się na wykonywaniu jednego ataku, który możemy urozmaicić poprzez wykorzystanie umiejętności. Jest to dziwne, bo odnoszę wrażenie, że twórcy wieloma elementami pragnęli upodobnić produkcję do klasyka współczesnych gier – serii Dark Souls. Wskazuje na to część występujących w grze mechanik, takich jak zbieranie dusz z przeciwników, możliwość zakradania się do nich, obecność oddalonych od siebie miejsc zapisu.

W tytule tym znajdziemy też elementy do zbierania, handlarza, który gotów jest sprzedać nam różne przedmioty i kilku bossów, z którymi pojedynek stanowi pewne wyzwanie. Jednak wszystko to wydaje się bardzo płytkie i nie zachęca specjalnie do kontynuowania zabawy.

Grając w Monkey King odnosiłem nieustanne wrażenie, że w czasie jego produkcji doszło do czegoś niedobrego.

Być może zabrakło czasu na lepsze przygotowanie niektórych elementów lub była to kwestia budżetu oraz umiejętności studia. Wiele mechanik obecnych w grze jest naprawdę niedopracowanych i irytujących. Najbardziej męczącym problemem jest ilość punktów ładowania, które napotykamy w czasie rozgrywki. Czasami dochodzi wręcz do absurdu, kiedy by pokonać kilka metrów albo wejść do drugiego pokoju musimy ponownie oglądać ekran wczytywania poziomu. Tak samo denerwujący jest komunikat, który widzimy zawsze po zebraniu najczęściej pojawiającego się elementu do znalezienia.

W tytule tym występują również dwa dość nudne rozdziały, które służą jedynie wydłużeniu czasu gry. Przejście bowiem całej produkcji zajmuje tylko kilka godzin. Tym bardziej smuci etap, w którym naszym jedynym celem jest pokonanie bossów, których mieliśmy okazję wcześniej już spotkać i nie różnią się oni niczym od swoich wcześniejszych wersji. Występuje również bardzo nudna sekwencja, która polega na pokonywaniu kolejnych fal, dobrze już znanych przeciwników i choć ma on podstawę fabularną, to nie daje to wiele satysfakcji.

Monkey King: Hero is Back to tytuł, który trudno komukolwiek polecić.

Mówię to ze smutkiem, ponieważ finał gry, który, choć skopiowany jest wprost z filmowego pierwowzoru, jest naprawdę epicki i potrafi wzbudzić emocje. Jednak gdybym przed zagraniem wiedział, jak bardzo jest to nieprzemyślana produkcja, to z radością bym ją pominął. Tym bardziej, że cena za nią jest naprawdę wysoka w stosunku do jakości, jaką oferuje. Być może jest to gra dobra dla dzieci? Nie, uważam bowiem, że na rynku jest tyle dobrych produkcji przeznaczonych dla młodszych odbiorców, że szkoda by było ich „karać” zabawą w coś takiego.