Budzimy się w jednym z więzień w Mieście Szkła – ogromnej bo aż czternastomilionowej metropolii, gdzie realną władzę sprawują korporacje, nazywane zbiorczo Konglomeratem. Trzynaście bardzo potężnych firm, każda z nich kontrolowana przez rodzinę czy nawet cały ród. Myślicie, że miasto pod ich „opieką” rozwija się prężnie i nic mu nie zagraża? Nie uważają tak członkowie ruchu oporu, dobrze poinformowani bojownicy o wolność i lepsze jutro. Wiedzą oni o wewnętrznych walkach pomiędzy korporacjami, o ich problemach i próbach zdobycia całkowitej dominacji.
Oprócz Biegaczy (do których należy Faith, główna bohaterka gry) dostarczających paczki, włamujących się do budynków, którzy nie działają na szkodę prostych obywateli, w mieście funkcjonuje jeszcze jedna grupa. Znana jest ona pod nazwą Czarny Listopad, co stanowi nawiązanie do pamiętnej demonstracji i buntu ludzi, przeciwko zdobywającym władzę korporacjom. Powiedzieć, że członkowie tej frakcji wolą bardziej „stanowcze” metody walki z władzą, to ogromne niedopowiedzenie.
Ci ekstremiści najchętniej wysadziliby w powietrze wszystkie budynki i zrównali rządzących z ziemią, nie zwracając uwagi na straty wśród postronnej ludności. Gdzie w tym wszystkim odnajdziemy się my?
Podczas wyżej wspomnianych demonstracji była obecna nasza bohaterka. Pokojowe przemarsze ludzi bardzo szybko zmieniły się w krwawe zamieszki, ogarniające dużą część miasta. Dowiadujemy się tego ze świetnie zrealizowanych filmików, przedstawiających wspomnienia Faith. Podczas rozruchów zginęła cała jej rodzina – to traumatyczne przeżycie głeboko zapadło w pamięci siedmioletniej wówczas dziewczynki.
Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o fabule, ale nie o tej rozgrywanej na bieżąco w grze, a tej dotyczącej wydarzeń jakie miały miejsce przed zamknięciem Faith w więzieniu – jesteście zmuszeni do lektury komiksów Mirror’s Edge Exordium. Historia została rozłożona na sześć części, z których każda w wersji cyfrowej kosztuje 2 dolary. Łaską z nieba jest możliwość kupienia całego pakietu za 10$ (aż 2$ oszczędności) Więc oszczędzacie! Nie lubię takiego wymuszania wydawania pieniędzy. Może i nie byłoby w tym nic złego, gdyby historia opowiadana w komiksach nie odnosiła się do bardzo ważnych wydarzeń w świecie gry. Wykonując misje nie wiemy o co tak naprawdę chodzi. Dlaczego to robimy? Kim jest ten koleś, który nam rozkazuje? Kiedy zacząłem się tak zastanawiać, zdarzyło mi się spaść w przepaść. Gra naprowadziła mnie wtedy na temat, wyświetlając taką oto informację:
Przypadek? Zapewne tak. Komiksy są dostępne w trzech językach, więc jeśli nie władacie angielskim, francuskim czy japońskim, to niestety smaczki was ominą i pozostaną wam tylko przetłumaczone rozmowy w grze. Cios poniżej pasa, zdecydowałem się jednak na przeczytanie wszystkich części, by sprawdzić co w trawie piszczy. Nie będę ich streszczał, ale powiem, że naprawdę są kluczowe dla poznania fabuły. Oczywiście możecie przejść obok tego obojętnie – w Internecie bez problemu znajdziecie recenzje komiksów, napisane głównie w języku angielskim.
Po kilku godzinach grania eksploracja Miasta Szkła zaczęła mnie nużyć. Fakt, zaprojektowano je z wielką dbałością o szczegóły, a większość tras zawiera różne smaczki, na których można zawiesić oko. Osobiście nie jestem jednak fanem wrzucania każdej gry w system otwartego świata. Uważam, że niektóre produkcje na tym cierpią. Zamieniamy wtedy prostoliniową akcję, najeżoną efektami i trzymającą non stop w napięciu na coś, w rodzaju patchworka. Co jakiś czas coś fajnego, później monotonne przemierzanie miasta w drodze do kolejnego istotnego punktu. Niektórzy z was pewnie lubią podróże same w sobie i traktują je jako przygodę. Mnie to nudzi, chciałbym być od razu u celu, a nie pokonywać przeszkody i nabijać kolejne kilometry.
Mimo wielu atrakcji umieszczonych na drodze do celów, otwartość świata mnie nie zachwyciła. Jak tylko zobaczyłem mapkę i punkty, które mogę przejąć oraz znaczniki dodatkowych misji, przyszła mi do głowy seria Assassin’s Creed. Nie jestem w stanie zmusić się w takich grach do biegania i szukania kolejnych wyzwań czy przejmowania tudzież niszczenia, wież. Choć z tymi ostatnimi intensywnie walczyłem. Pozwalało mi to na bezpieczniejsze przemieszczanie się i coś, co uwielbiam w tak wielkich przestrzeniach – szybką podróż. Z dowolnego miejsca na mapie (oczywiście jeśli nie jesteśmy ścigani), możemy błyskawicznie dostać się do naszych kryjówek i ważnych postaci. Niesamowicie przydatne i oszczędzające czas – nie musimy pokonywać tej samej drogi pięć razy w ciągu godziny.
Otwarty świat w Mirror’s Edge Catalyst ma też swoje zalety. Samodzielne planowanie drogi jest o wiele ciekawsze od liniowych sekwencji, znanych z poprzedniej części gry. Nie ma problemu by przebiec dookoła jakiegoś budynku czy obrać zupełnie inną trasę. W porównaniu z nieskomplikowanym wyborem ścieżki, jaki pamiętam z Mirror’s Edge („Do góry czy bokiem?”), jest to zmiana zdecydowanie na lepsze. Nawet podczas typowo zamkniętych misji, odbywających się głównie wewnątrz budynków, można wybrać własną drogę do celu lub to jak ją pokonamy.
Podczas rozgrywki niejednokrotnie przystawałem na chwilę, by cieszyć się piękną panoramą miasta. Graficy odwalili kawał dobrej roboty, a widok z wielkiego wieżowca wręcz zapiera dech w piersiach. Przemierzając zróżnicowane lokacje można dostrzec wiele detali, które musiały pochłonąć sporą ilość roboczogodzin. Sama grafika prezentuje naprawdę wysoki poziom. Wszelkie efekty zachwycają. Tekstury są ostre jak brzytwa i wyglądają niesamowicie. Do tego gra została znacznie lepiej zoptymalizowania niż wersja beta, w którą miałem okazję niedawno zagrać. Uświadczyłem tam drobnych spadków fpsów – do 45-50, zdarzały się również zgrzytnięcia przy wczytywaniu odległych budynków. Nierzadko występował problem z rozmazanymi teksturami, które dopiero po chwili pojawiały się takie jak powinny. Obecnie wszystko chodzi idealnie i nie zauważyłem żadnych problemów z wydajnością. Wspomnę tylko, że mój komputer zalecanych wymagań nie spełnia.
Radziłbym za to przygotować się na problemy z samą główną bohaterką. Nawet jak na kobietę jest bardzo wrażliwa – zwłaszcza jeśli chodzi o sterowanie. Wiele razy spadałem w przepaść, jakby gra źle odczytywała moje intencje ruchu. Sporo problemów podczas grania na klawiaturze sprawia dość nieczuły WSAD. Łatwo można nacisnąć „o jeden przycisk za dużo” i ujrzeć naszą protagonistkę spadającą na chodniki Miasta Szkła. Raz nawet udało mi się zaklinować w teksturach, za późno zeskakując z liny. Na szczęście gra posiada swego rodzaju automatyczny zapis rozgrywki – po każdej śmierci budziłem się dosłownie przed krawędzią, idealnie tam, gdzie wcześniej spadłem. Nie wiem dlaczego, ale nie lubią mnie strasznie wszelkie odcinki z bieganiem po ścianach, zwłaszcza gdy podczas takiego biegu trzeba wskoczyć wyżej. Około pięćdziesięciu procent tych zabaw nie udaje mi się, przez co tracę rozbieg i cenny pasek skupienia.
Jeśli jesteście graczami zaliczającymi wszelkie dostępne misje i odwiedzającymi nawet najmniejsze zakamarki mapy, będziecie zachwyceni Miastem Szkła. Naprawdę jest w nim dużo wszelkiego rodzaju znajdziek, które zdradzają istotne informacje dotyczące fabuły. Można chociażby znaleźć pozostawione przez naszych rodziców nagrania, z których wynika, że pracowali oni nad czymś ważnym. Prawdziwa gratka dla fanów uniwersum. A co, jeśli nie interesują was takie rzeczy i chcecie po prostu zrobić każdą misję jaka jest zaznaczona na mapie? Nie wiem czy starczy wam do tego zapału. Może i na początku zadań nie pojawia się dużo, jednak po jakimś czasie nawet swobodnie biegając po mieście będziemy zagadywani przez postacie proszące by coś dla nich zrobić. Niektóre questy sprawiają wrażenie dość casualowych, np. dostarczenie kwiatu dla dziewczyny, która nigdy nie widziała takich roślin, inne zaś są bardziej powiązane z fabułą i spiskami, jak choćby szybki bieg ze specjalnym, uzależniającym niemal od pierwszych kęsów zielem, które zostanie dodane do potrawy jedzonej przez członków wysoko postawionej rodziny. Takie zadania budują dodatkowy obraz postaci spotykanych przez nas w grze i dają potrzebne doświadczenie, które można wykorzystać na zakup kolejnych ulepszeń Faith.
Ulepszenia nie są może najlepszą nazwą, bardziej to odblokowywane sztuczki Faith znane z poprzedniej części gry. Szybki obrót i skok przy wspinaczce czy najważniejsza według mnie umiejętność przewrotu podczas spadania z większej wysokości – na wszystko to trzeba wydać cenne punkty, które zdobywamy po osiągnięciu kolejnych poziomów. Ważna informacja dla fanów wykonywania samych zadań pobocznych: większość dostępnych umiejętności jest początkowo zablokowana, a żeby je uaktywnić trzeba popchnąć fabułę do przodu. Nie zrobicie więc z tej dziewczynki od razu koksa, przynajmniej nie na początku zabawy.
Pobocznych misji, jak już wspomniałem, jest kilka rodzajów – niektóre są dość proste (dostarczenie jakiejś przesyłki), inne trudniejsze (uszkodzenie anteny). Wszystkie cechują się jednym – mają mocno wyśrubowany stopień trudności. Praktycznie podczas każdego zadania na czas dwie, może trzy pierwsze próby kończą się na sekundę lub dwie przed osiągnięciem celu. Zmusza nas to do powtarzania rozgrywki i szukania najlepszej trasy. Nie bez winy jest też rozpoczęcie takiej misji – startuje ona bez ostrzeżenia i zanim zorientujemy się gdzie biec, tracimy cenne sekundy. Te poważniejsze misje, głównie przeciwko policji Miasta Szkła, kończą się pościgiem. Musimy wtedy uciekać z zaznaczonego obszaru (zupełnie jak w GTA), omijać dodatkowe patrole i szukać kryjówek w których możemy przeczekać obławę.
W samej rozgrywce twórcy zdecydowali się wprowadzić ważną zmianę. Nie możemy już korzystać z broni pozostawianych przez strażników czy ich im odbierać. Wytłumaczone to zostało motywem rodem z filmu Sędzia Dredd – broń jest połączona biologicznie z jej właścicielem i w naszych rękach zwyczajnie nie zadziała. Wymusza to umiejętne korzystanie z otoczenia podczas walki i rozgryzienie kilku typów przeciwników. Jeśli nie jesteśmy na tyle uważni, by odszukać słabe strony naszych oponentów, możemy w wyżej wspomnianych ulepszeniach odblokować przydatne dla nas informacje.
Związany z tym jest pewien problem; mianowicie ciężko ucieka się przed pociskami z karabinu. Dostaliśmy za to pewien pasek na ekranie, który zapełnia się w miarę naszego bezbłędnego biegu po mieście. Jest on tutaj kluczowym elementem, bowiem pozwala Faith unikać kul. Gdy jednak zawartość paska się wyczerpie, zaczynamy poważnie obrywać, a stąd już niedaleka droga do śmierci i odrodzenia się chwilę wcześniej, by powtórzyć ucieczkę.
Nie oznacza to jednak, że zostaliśmy zupełnie bezbronni. Choć nadal często najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka, to mamy kilka chwytów w zanadrzu. Teraz jednak podczas konfrontacji nie wystarczy staranne klikanie w odpowiednich momentach, gdyż przeciwnicy zaczęli myśleć i uczyć się naszych ataków. Nie bądźcie więc zdziwieni, jeśli wyprowadzony dwukrotnie kopniak dosięgnie celu, a za trzecim razem zostanie zablokowany i oponent pośle naszą bohaterkę na podłogę. W ulepszeniach możemy wykupić dodatkowe informacje o przeciwnikach – niektórzy od razu odpierają słabe ataki, inni zaś będą na nie szczególnie wrażliwi. Nie na każdego zadziałają zmyłki – co ciekawe, niektórzy wrogowie potrafią stosować własne.
Świetnie się bawiłem przy uciekaniu i wyprzedzaniu myślami swojej drogi ucieczki. Pozwalało to zatracić się w grze kompletnie, zupełnie jakbym sam tam biegł. Nawet z pomocą specjalnych znaczników otoczenia (wskazujących na czerwono ścieżkę, drzwi, miejsce gdzie możemy skoczyć itd. – oczywiście da się je bez problemu wyłączyć w opcjach), zabawa spowodowała drobny przyrost adrenaliny w moim organizmie. Do tego od czasu do czasu serwowane są etapy w których musimy radzić sobie sami. To one głównie przypominają mi stare Mirror’s Edge. Jedna droga i ciągły bieg z atrakcjami. Pikanterii dodaje fakt przewidywania naszych ruchów przez przeciwników. Potrafią oni okrążyć budynek i zablokować nam drogę ucieczki. Nie jest to już bułka z masłem i szalony sprint przed siebie, tylko prawdziwe wyzwanie.
Zauważyłem pewien problem z wiatrakami, chociaż nie jest on jakoś specjalnie uciążliwy. Na prawie samym początku gry otrzymujemy zagłuszacz. Urządzenie to posiada parę funkcji, a główną używaną przeze mnie było wyłączanie wiatraków. Po ich zatrzymaniu można bezpiecznie przez nie przejść, nie tracąc przy tym życia. W odpowiednim momencie na ekranie pojawia się informacja, by wcisnąć klawisz. Wciskamy i możemy biec dalej. Czasami niestety takiej informacji nie ma. Musiałem wówczas cofać się o parę metrów, kręcić kamerą i czekać na wyświetlenie stosownego komunikatu. Najbardziej się wkurzyłem, kiedy przez takie coś zginąłem. Uciekałem przed pościgiem, a droga prowadziła przez wiatraki. Nic z nimi nie mogłem zrobić. Po chwili wyjaśniło się dlaczego – te wentylatory były miejscem startowym kolejnej misji. Chyba nikt z twórców gry nie przewidział, że mogę spróbować wbiec w ten obszar.
Żeby bieganie po dachach nie było zbyt nudne, do naszych uszu zostaje wpompowana istna orkiestra dźwięków. Nie mówię tu już o samej muzyce, choć została ona stworzona przez tego samego człowieka co w pierwszej części. Magnus Birgersson aka Solar Fields, szwedzki twórca muzyki elektronicznej, zadbał o odpowiednią oprawę audio podczas rozgrywki. Jest ona pełna, głęboka, bez problemu się w niej zatracałem, czując wręcz jak buduje we mnie napięcie. Wyszło to naprawdę świetnie. Co do normalnych dźwięków, jakich uświadczymy skacząc i pokonując przestworza – słychać każdy drobny krok Faith, odgłos ten zmienia się w zależności od tego czy dziewczyna biegnie, skacze, nawet materiał po jakim się poruszamy ma znaczenie. Przebijanie się przez drzwi, strzały, uderzenia, pęknięcia okien czy też zwykły ruch uliczny – wszystko to zostało potraktowane bardzo poważnie. Odczujemy każdy dźwięk jaki jest obecny w mieście. Nie odniesiemy wrażenia, jakbyśmy poruszali się po zamkniętym szpitalu, tylko naprawdę walczyli w czymś żywym o nasze przetrwanie.
Pierwowzór czy też pierwsza część gry, zwana po prostu Mirror’s Edge, mocno mnie zachwyciła. Rewolucyjna rozgrywka, widok z pierwszej osoby, szybkie i efektowne biegi jeden po drugim. Była to esencja miodności w tej grze. Mirror’s Edge Catalyst wprowadza otwarty świat, dodatkowe misje, więcej biegania. Ale w tym wypadku więcej nie znaczy lepiej – osobiście wolałbym krótszą a bardziej intensywną kampanię, niż zrobienie z Faith kolejnego Assassina. To połączenie światów do najlepszych nie należy.
Mirror’s Edge Catalyst możecie kupić w sklepie Origin – gra jest obecnie do nabycia w cenie 199 zł.