Mars or Die! – pierwsze wrażenia (PC)

Miałem okazję przedpremierowo zagrać w „Mars or Die!”, strategiczną grę typu tower defense, małego studia 34Big Things. Nic wam nie mówi ten tytuł? Spokojnie, mi też nic nie mówił. W tej recenzji, a raczej wrażeniach z bety, spróbuję trochę przybliżyć dla was tą produkcję.

Fabuła jest banalnie prosta (tak jak wszystko tutaj). Naszym zadaniem jest skolonizowanie Marsa, w czym próbują nam przeszkodzić źli jednoocy Marsjanie.

Pozwolę sobie już tutaj się do czegoś przyczepić. Mars – gier osadzonych na czerwonej planecie jest dość dużo, niewiele mniej jest taktycznych gier osadzonych na marsie. Biorąc pod uwagę to że całość jest utrzymana w klimatach Sci-fi nie było żadnej przeszkody aby akcję osadzić na jakiejkolwiek innej planecie. Może wydawać się do błahe ale jednak na coś wskazuje.

Ogólny zarys wygląda w ten sposób. Dostajemy misje i aby je ukończyć musimy wykonać poszczególne cele, np. zebrać X kryształów, odbudować bazę, obronić bazę przed atakami wroga itd. Misje zazwyczaj dzieją się każda na innej mapie, czyli po prostu inaczej ukształtowanym terenie. Możemy go lekko modyfikować poprzez stawianie różnych konstrukcji i rozwalanie niektórych materiałów z których dostajemy surowce.

Co do obiektów, jest ich naprawdę niewiele. Mam nadzieję, że wynika to z faktu, że to tylko beta, a w przyszłości zasób się powiększy. Niewiele to znaczy ile? Precyzując są to: panele słoneczne czyli źródło prądu, maszyny do wydobywania surowców, zbiornik na O2 (o którym wspomnę później), zbrojownia dzięki której możemy postawić wieżyczki, flaga i maszyna badawcza. Tak jak mówiłem, niewiele.

Wracając do materiałów, na mapie rozsiane są kryształy, które musimy zbierać, ponieważ stanowią one jedyną (jak na razie) formę opłaty za konstrukcje. I tak, to są te surowce, o których wspomniałem wcześniej.

Co ciekawe w Mars or Die sterujemy dwoma postaciami. Na tym ciekawostki się kończą. Nasz „pomocnik”, czyli druga postać, jest totalnie niepotrzebna. Kiedy nim nie sterujemy przejmuje nad nim kontrolę sztuczna inteligencja, która rzekomo ma zapewnić mu jakieś zajęcie – przykładowo w postaci zbierania surowców, natomiast w rzeczywistości stoi on bezczynnie. Warto tutaj wspomnieć, że obie postacie mają wskaźnik tlenu w skafandrze, o którym musimy pamiętać i na bieżąco go uzupełniać. Przez to nasz asystent staje się tylko „kolejną gębą do wykarmienia”. Osobiście po chwili przestałem się nim interesować i kazałem mu stać przy zbiorniku tlenu żeby automatycznie się odnawiał.

Z punktu technicznego wszystko wydaje się być jak należy. Sterowanie nie jest jakoś bardzo skomplikowane, o ile gramy na padzie. Po 5 minutach gry byłem zmuszony pobierać sterowniki do kontrolera, nie z własnej wygody, niektóre funkcje po prostu nie działały na klawiaturze, ale tak jak mówię, to tylko beta. Co do rozgrywki to chciałem jeszcze wspomnieć o jednej drobnostce która bardzo mnie ujęła, a mianowicie skali. Bohater, a dokładniej bohaterowie którymi gramy są mali, zwłaszcza w porównaniu do mapy, której ścieżki i pola potrafią ciągnąć się w nieskończoność. Przez te nieodpowiednio zachowane proporcje po prostu odechciewa się grać, ponieważ wszystko jest bardzo żmudne i powolne.

Skoro całość rozgrywa się na Marsie, a naszymi głównymi przeciwnikami są jego mieszkańcy, to pewnie warto coś o nich wspomnieć. Marsjanie to jak już wspomniałem jednookie, bezmyślne istoty które szarżują na nas gdy tylko znajdziemy się w odpowiedniej odległości. Są różne „klasy” obcych, które różnią się wyglądem, wielkością i statystykami zdrowia. Niestety na razie to tyle z różnic chociaż mam nadzieję że w pełnej wersji gry spotkamy ich więcej.

Wydaje mi się, że wspomniałem już o wszystkich rzeczach, o których warto było wspomnieć, więc powiem krótko. Mars or Die to jak na razie bardzo okrojona gra, z której bardzo trudno czerpać rozrywkę i satysfakcje. Prawdopodobnie wynika to z tego, że to z czym miałem do czynienia jest jedynie wersją beta. Jednakowoż nie zmienia to faktu, że premiery gry już za rogiem – dokładnie 13 lipca.