Layers of Fear 2. Staw czoła swojemu największemu wyzwaniu aktorskiemu – recenzja

Wyobraź sobie, że jesteś aktorem. Młodym, starym, znanym, czy początkującym. To bez znaczenia. Najważniejsze, że twój dzień właśnie nadszedł. Reżyser, któremu się nie odmawia, skontaktował się z twoim agentem w sprawie udziału w wysokobudżetowej, Hollywoodzkiej produkcji. Co czujesz? Dumę? Szczęście? Na pewno. Twoje zadanie? Zbudować postać. Musisz się nią stać niczym Heath Ledger stał się Jokerem. To są jedyne wymagania reżysera – zbudować postać z krwi i kości.

W końcu trafiasz na plan zdjęciowy.

Jest nim statek pasażerski, ale nie postawiony w którymś z Hollywoodzkich hangarów, tylko prawdziwy statek, na prawdziwym morzu. Dostajesz własną kajutę. Jest luksusowa… a więc osiągnąłeś status gwiazdy. Co prawda na miejscu krążą plotki, że reżyser jest dość specyficzny. Swoje filmy kręci bardzo naturalistycznie. Okaleczona postać wymaga okaleczonego aktora. Nawet jeśli ten wcześniej okaleczony nie był…

Czy się tym przejmujesz? To wielka szansa, poza tym jesteś na statku, a po horyzont tylko woda. Nie ma już odwrotu. Dodatkowo agent uspokaja, że to tylko plotki i wszystko będzie dobrze. Będzie? Wchodząc do świata Layers of Fear 2, nie tylko to okaże się kłamstwem.

Bloober Team ponownie sięga po motywy artystyczne.

Poprzednio protagonistą był malarz. Teraz jest aktor i to, co trzeba oddać twórcom to umiejętność spożytkowania obranego kierunku. W pierwszej części czuło się, że człowiek, w którego się wcielamy jest malarzem. Jego artystyczne szajby były kręgosłupem rozgrywki. Wszędzie były obrazy, pędzle, płótna, farby i inne atrybuty malarskie. Strach opierał się na tej dziedzinie sztuki. Dokładnie tak samo jest w drugiej części. Wszędzie są elementy oświetlenia jak lampy na statywach, blendy, kamery, rekwizyty czy manekiny. Kajuty przerobione są na małe plany zdjęciowe. Czasami można poczuć się jak w muzeum, w którym wydzielona przestrzeń imituje małe sektory z eksponatami. W autentyczności widowiska pomóc mają przebrane manekiny zawieszone w swoich pozach niczym proza codzienności uwieczniona na fotografii.

Layers of Fear 2 genialnie gra światłem. Często trafiamy do zupełnie nieoświetlonego pomieszczenia, które punktowo rozjaśniają jedynie dwa, trzy niestabilne snopy światła pochodzące z projektora filmowego. W rezultacie najczęściej oświetlają jedynie manekina, który swoją pozą manifestuje jakieś wyzwanie aktorskie lub w nieoczywisty sposób wskazuje drogę graczowi.

Layers of Fear 2 to prawdopodobnie najładniejsza gra jaką widziałem.

Na początku gry, gdy wszystko jeszcze jest „normalne” nie mogłem przejść dalej, bo cały czas oglądałem obszar pierwszej lokacji, która wygląda obłędnie. Jestem przekonany, że z pewnej odległości od ekranu, nie dałoby się tego odróżnić od filmu. Zdemaskować te widoki mogą jedynie poszarpane krawędzie obiektów, które pojawiają się wybiórczo na niektórych elementach tła. Naprawdę poziom wizualny Layers of Fear 2 to magia. Jeszcze bardziej cieszą kwestie techniczne, bo w parze z fotorealistyczną oprawą idzie naprawdę płynne działanie. Pierwsza część miała w tym aspekcie niemałe problemy. Szczególnie podczas scen z efektami cząsteczkowymi klatki leciały na łeb. Tutaj się to nie zdarza. Jedyne klatkowanie uświadczymy w animacji manekinów, ale ewidentnie jest to hołd dla klasycznej animacji poklatkowej. Zbyt dobrze to wygląda, by było dziełem przypadku i zadyszki konsoli. W każdym razie na moim Xboxie One X, gra działa bardzo dobrze.

Layers of Fear 2 jest zdecydowanie większą grą od pierwszej części.

Czuć to na każdym kroku. Większe, bardziej różnorodne lokacje. Fabuła, która opowiada historię różnych postaci. Szczegółowość i pietyzm, z jakim przygotowano mapy, jest wręcz fascynująca. Layers of Fear 2 ma Hollywoodzki rozmach! Jedynka przy niej, choć genialna, przypomina demo technologiczne. Nie spodziewałem się, że dostanę tu światowy poziom. Bloober Team zasługuje na owacje na stojąco za to, jaki progres poczynili między jednym a drugim tytułem.

Widać też, że stworzyli to ludzie, którzy kochają horrory i czerpią garściami z klasyków kina grozy. Zauważyłem kilka nawiązań do ekranizacji Lśnienia i Psychozy. Mam też wrażenie, że jest sekcja czerpiąca z „Naznaczonego”, „Ringu”, a także postać żywcem wyjęta z filmu pt. „Wzgórza mają oczy” i pewnie wielu innych filmów, których nie wychwyciłem, albo nawiązania były tak marginalne, że ich nie zapamiętałem.

Jeśli twierdzisz, że horrory nie robią na tobie wrażenia, ten tytuł wyprowadzi cię z błędu bardzo szybko.

Zdarzało się, że w pewnych sekwencjach byłem absolutnie przerażony. Najgorsza jest ta rosnąca panika w chwili, gdy każdy obrót o 180 stopni zmienia krajobraz, który pozostawiłem za plecami. Zmiana układu pokoi, zmiana położenia manekinów, dodatkowe drzwi lub pustka i ciemność. Nagle otoczenie w którym byłem zmieniło się i nie mam dokąd uciec. Muszę brnąć w to, co rysuje nowa rzeczywistość i to jest najstraszniejsze w Layers of Fear 2. Ciągły strach przed nowym, potencjalnie gorszym i absolutny brak powrotu do tego co było – co przeżyłem i w czym czuję się w miarę bezpiecznie. Ciężko więc złapać oddech wcześniej, niż pozwoli na to chora wizja twórców.

Jest coś w tej grze, co powodowało, że chciałem iść dalej. Mam problem z większością growych horrorów. Outlast bardzo mnie irytował i każdy jump scare powodował, że chciałem wyłączyć grę. Tak samo działała na mnie Amnesia i Slenderman. Najpopularniejsze horrory są bardzo prymitywne i wydają się mieć jedno zadanie – wyskoczyć graczowi na twarz w najmniej spodziewanym momencie. Layers of Fear szanuje gracza. Buduje klimat, budzi ciekawość i cały czas nęci skrawkami historii, ciekawymi lokacjami i znajdźkami. Nie stara się robić wszystkiego najmocniej i najbardziej. Przemyślanie dawkuje strach i miesza go z fascynacją światem.

Niestety nie wszystko przypadło mi do gustu.

Według mnie największym grzechem tytułu jest mechanika śmierci. Zdarzają się sekwencje, w których trzeba unikać przeciwnika lub – co gorsza – uciekać przed nim. Niestety, wtedy gra mocno hamuje z klimatem i tempem rozgrywki. Zostawałem nagle wybity z przeżywania tego, co się dzieje, na rzecz idiotycznej minigry polegającej na chowaniu się przed promieniami. Mogłoby to być miłe odświeżenie, gdyby pojawiło się podczas gry raz. Niestety, podobna mechanika pojawiała się dość często i to najsłabszy element rozgrywki.

Drugim, ściśle powiązanym problemem jest wspomniane uciekanie przed upiorem. Co jakiś czas pojawiał się zdeformowany duch, na którego widok trzeba zrobić tył zwrot i biegiem uciekać jak najdalej. Problem w tym, że zawsze podczas tej interakcji świat się zmienia. Gra w ten sposób prowadzi gracza do kolejnej lokacji. Niestety w związku z tym, że jest to całkiem inna ścieżka i nie mamy szans jej znać, to w panice trzeba szukać odpowiedniej drogi, często po ciemku i ze ślepymi uliczkami, a upiór nie wybacza. Kroczy za nami bezlitośnie, a gdy zbliży się odpowiednio blisko, rzuca się na protagonistę i trzeba repetować cały pościg. Który przeważnie nie kończy się na jednej próbie.

Layers of Fear 2 to pozycja obowiązkowa dla fanów horrorów.

Tytuł jest najlepszym horrorem w jaki grałem kiedykolwiek. Śliczny wizualnie, dobry narracyjnie, straszący klimatem, ze świetnymi znajdźkami i bardzo pomysłowymi rozwiązaniami. To po prostu trzeba przeżyć!

Polska co prawda nie może pochwalić się wybitnymi dziełami kinematografii w dziedzinie horroru, ale Bloober Team udowadnia, że tak wcale nie musi być. Chciałbym zobaczyć pomysły tych ludzi na srebrnym ekranie, bo na grozie to oni się znają!