Katana Zero – recenzja

Gwieździsta noc. Z izby słychać delikatny szum liści, poruszanych przez wiatr. Rzucasz sobie piłkę z niewyraźną postacią. Wydaje Ci się, że nic nie może popsuć tego spokojnego i przyjemnego wieczoru…

Nagle, w jednej chwili słyszysz trzask rozwalanych drzwi. Do pokoju wbiega mglisty człowiek, a osoba, z którą rzucałeś piłkę, zaczyna do Ciebie coś krzyczeć lecz Ty nie potrafisz zrozumieć ani słowa. Moment później słyszysz wystrzał, a osoba z piłką osuwa się na ziemię. Masz przeczucie, że teraz nadszedł czas na Ciebie… 

Budzisz się. Jest już dzień, a Ty znowu miałeś ten sam sen. Tylko czy to na pewno jest jedynie sen…?

Rok 2018 był bardzo szczodry w dostarczaniu graczom świetnych gier indie.

Dostaliśmy takie tytuły jak  Dead Cells, Hollow Knight, Into the Breach czy Celeste. Widać, że obecny rok nie chce pozostać w tyle i dzięki temu już w swe ręce otrzymaliśmy wspaniale zapowiadające się Katana ZERO. Tytuł jest debiutancką grą studia Askiisoft, wydaną przez Devolver Digital. Tytuł jest dostępny na PC oraz Nintendo Switch. Gracz wciela się w człowieka o pseudonimie „The Dragon” ubranego w samurajski strój, z kataną przy pasie. Naszym głównym zadaniem jest wykonywanie misji zleconych przez naszego terapeutę. Jak możecie się domyślić, nie będzie to zwykła praca.

Będziemy zabijać.

Nie bez powodu nosimy pseudonim Smoka. Podczas naszych misji, trupy przez nas zostawiane są liczone w setkach, a krew mierzona w hektolitrach. Wszystko dzięki niezastąpionej katanie i naszym umiejętnościom. Je zawdzięczamy specjalnemu narkotykowi – Chronosowi. Dzięki niemu potrafimy m.in. zwalniać czas i odbijać kule, co jest bardzo przydatne podczas wyżynania przeciwników w pień. Żeby nie było zbyt łatwo, główny bohater zostaje zabity po jednym trafieniu, co spowoduje cofnięcie czasu aż do początku poziomu. Na szczęście dla niecierpliwych graczy, poziomy są krótkie, więc pomimo wielu zgonów nie czuć frustracji. Aż tak.

Niestety narkotyk jak to narkotyk – uzależnia. Antagonista musi się z tym codziennie mierzyć, chodząc do terapeuty, aby zażyć kolejną dawkę i przyjąć kolejne zlecenie. Oprócz tego oczywiście musimy z nim porozmawiać na temat naszych problemów. Dla najbardziej niecierpliwych ludzi jest opcja wyzwania go od najgorszych, aby bez zbędnych ceregieli wstrzyknął ci Chronosa. Osobiście nie polecam tego robić, ponieważ nie dość, że nie dowiemy się niczego o głównym bohaterze, to na dodatek ominą nas świetnie napisane oraz, co najważniejsze, zabawne dialogi.

Na swojej drodze spotkamy wiele ciekawych postaci.

Między innymi – małą, tajemniczą dziewczynkę (która będzie częstym gościem w naszym mieszkaniu), recepcjonistkę kochającą anime, czy rosyjskiego przestępcę, który co drugie słowo powtarza Suka Blyat. Oprócz świetnie napisanych postaci tytuł posiada bardzo barwną oprawę graficzną oraz przepiękne, piekielnie płynne animacje. Nie byłoby to oczywiście dziwne, gdyby nie fakt, że mówimy o pixelartowej grze.

Śmiało mogę powiedzieć, że Katana ZERO to kandydat na grę roku.

Posiada genialną, nieprzewidywalną  fabułę, psychodeliczną oprawę graficzną, niesamowite animacje oraz świetny humor. Tytuł jest idealną odskocznią od dzisiejszych przewidywalnych i sztampowych gier AAA. Jest warty każdej złotówki i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu.