JYDGE – Recenzja [Nintendo Switch]

Kojarzycie film z 1995 roku o wdzięcznym tytule Judge Dredd? Najlepszy to on nie jest, jednak był z czasów, w których wszystko co nowe każdy połykał i oglądał po kilka razy. Był filmem lekkim, ukazującym historię megamiasta zwanego City One, jedynego przetrwałego terenu w Ameryce Północnej. Taka radosna strzelanina z wieloma wybuchami i lekkim dramatem w tle. O wiele lepiej przedstawia się film Dredd z 2012 roku, bardziej mroczny, pokazujący prawdziwe życie sędziego i walkę, jaką musi stoczyć w obronie prawa.

Kim byli Sędziowie? Jedynymi stróżami prawa, którzy mieli szansę przetrwania w przepełnionym przestępczością mieście. Jednocześnie policjanci i sędziowie, wymierzali prawo na miejscu, zgodnie z kodeksem i swoim sumieniem. Podoba mi się to uniwersum i wierzę, że ma szansę na dalszy filmowy rozwój. Komiksy omijam, bo rzeczy się w nich dziejące to jakaś osobna liga, zupełnie jak anime – nie idzie tego zrozumieć w żaden cywilizowany sposób.

Na tym oparli JYDGE panowie i panie z 10 tons, lecz niestety w małym bardzo stopniu. Zaczynamy grę jako nowy sędzia w systemie, trochę po części RoboCop w zbroi. Tutaj jakiekolwiek podobieństwa się kończą. Jeśli myśleliście tak jak ja, że będzie można wydawać jakiekolwiek wyroki, czy cokolwiek związanego ze sprawiedliwością, to grubo się pomyliliście. Wygląda to tak, jakby najpierw stworzono grę, a potem próbowano cokolwiek do niej dorobić. I wyszedł JYDGE, jeszcze ze świetnym ominięciem praw własnościowych co do nazwy, bez niej nikt by nie skojarzył tego tytułu z dosyć znanym odpowiednikiem filmowym.

No dobrze, jak już pominę to marudzenie, to jak w to się gra? Ciężko. Sam JYDGE nie jest trudny, ale rozgrywkę psuje… skopane sterowanie. Czy ciężko jest zrobić normalnie sterowany shooter oparty na kamerze z góry na Nintendo Switch? Wygląda to na problem niemożliwy do rozwiązania. Tak jak w wielu innych grach, lewym poruszamy postacią, a prawym celujemy. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale idzie się przyzwyczaić. Tutaj jednak wprowadzono dodatkowy element, postać podczas ruchu odwraca się i celuje już tam,gdzie idziemy. No co za baran to wymyślił?! Zmusza do ciągłego trzymania prawego, a nie daj boże na chwilę go puścisz – to znów go obróci i będzie strzelać w ścianę lub jakiegoś zakładnika. Oszaleć można.

Większość plansz zrobiona jest według jednego schematu. Idź, zabij i odbij zakładników, a kasę, która zbierzesz wydaj na ulepszenia do sprzętu. Chodzimy więc po łudząco-podobnych do siebie lokalizacjach i w kółko wykonujemy te same misje, zabijając tych samych wrogów. Dla tych, co lubią przechodzić wszystko na sto procent i tutaj zastosowano dodatkowe zadania. Nie są one skomplikowane, zwykle ograniczają się do „zabij wszystkich w XX sekund i opuść poziom” lub „odbij wszystkich zakładników”. Tutaj łatwość, bo nie trzeba wykonywać wszystkiego za jednym zamachem, można spokojnie po kolei w jednym przejściu rozwalić wszystko, a w drugim na spokojnie skradając się i nie dopuszczając do śmierci niewinnych osób.

Zebraną kasę po każdej walce można wydać na ulepszenia do kombinezonu i broni. Większość z nich jest kompletnie nieużyteczna, na przykład wystrzelenie pocisków w każdą stronę przy przeładowaniu broni. Bardzo prosty sposób na uśmiercenie zakładnika lub trafienie akurat w wybuchającą beczkę. Jedne z najbardziej pożytecznych to rażenie prądem blisko znajdujących się przeciwników, dzięki czemu tych atakujących bez broni palnej mamy z głowy. Same ulepszenia broni przedstawiają się już lepiej. Kilka rodzajów pukawek do odblokowania do tego różne tryby ognia i możliwość zwiększenia szybkostrzelności czy zadawanych obrażeń. Najbardziej zwracają się pieniądze wydane na tarcze i każdą ochronę, jaką możecie sobie zwiększyć. Każdy przeciwnik strzela z iście snajperską precyzją, prując do nas seriami bez wytchnienia. A jak wyleci ich kilku to możecie być pewni, że ucierpicie na tym i to mocno.

Niestety, mimo wielkich nadziei, gra jest nudna, a przez problemy ze sterowaniem stopień trudności wzrasta niesamowicie. Gdybyście jednak byli masochistami i lubowali się w katowaniu siebie złymi grami, to możecie kupić JYDGE jak zwykle w eShopie – za 65 zł. Polecam te pieniądze wydać na coś innego.