Jak prezentuje się Dying Light: Bad Blood we wczesnym dostępie?

Techland już od dawna pokazuje jak gry z zombie powinny wyglądać. Zaczynając od dobrze przyjętego Dead Island, a kończąc na świetnym Dying Light, który nie dość, że doczekał się jednego z najlepszych rozszerzeń w historii gier – The Following, to dodatkowo stał się marką rozpoznawalną na całym świecie. Na E3 2018 zapowiedziany został także sequel Dying Light z dwójką w tytule.

Na pierwszy rzut oka wygląda jak stary dobry Dying Light, jednak diabeł tkwi w szczególe

Techland nie dając wszystkim czekać zaserwował nam Dying Light: Bad Blood, czyli samodzielne rozszerzenie z rozgrywką opartą na znanym każdemu battle royale. Dla tych, którzy mają tego gatunku serdecznie dość uspokajam. Bad Blood nie jest takim battle royale jakie znają.

Oczywiście, naszym celem jest zwycięstwo, a bronić się będziemy przedmiotami znalezionymi podczas rozgrywki. Na szczęście jednak jest kilka apektów czyniących Dying Light: Bad Blood tak wyjątkowym w swoim gatunku.

Lądowanie w śmieciach? Jak najbardziej!

Już na samym początku rzuca w oczy się fakt, że starcia nie odbywają się w 100 osób, lecz w 12, więc nie liczcie na wielką rzeź niewiniątek zaraz na starcie. Odstępstwem od normy jest także fakt, że aby wygrać, nie trzeba koniecznie pozostać ostatnim żywym w grze. Głównym celem jest ewakuacja helikopterem, który ma tylko miejsce dla zaledwie jednego gracza. Transport przyleci wtedy, gdy w grze pozostanie tylko jeden gracz lub gdy jeden z graczy zapełni specjalny pasek. Pasek zapełniamy specjalnymi próbkami, które wydobędziemy z „jaj” bądź jak kto woli „kokonów” zombie.

Oczywiście nie jest to takie łatwe, ponieważ miejsca te są bronione przez słabszych lub mocniejszych nieumarłych. Za każdą pozyskaną próbke dostajemy awans na wyższy poziom co zwiększa nam zdrowie oraz pasek wytrzymałości. Gdy już owy pasek zapełnimy przylatuje helikopter, a my automatycznie zostajemy oznaczeni na mapie i stajemy się głównym celem każdego z pozostałych graczy.

Rozpoczyna się wtedy niewiarygodny pościg od którego zależeć będzie nasze życie.

Jeśli dotrzemy pierwsi do helikoptera to stajemy się zwycięzcami, a inni gracze mogą obejść się smakiem. Należy także dodać, że Dying Light: Bad Blood jest zdecydowanie brutalniejsze od topowych marek battle royale takich jak PUBG czy Fortnite. Na obecną chwile dostępne są dwa tryby, dowolny i normalny. Tryb rankingowy jeszcze nie jest dostępny.

Techlandowi udało się sprytnie przenieść swoją topową markę w świat battle royale.

Nie skopiował na szczęście gigantów, a jedynie na ich formule zbudował coś swojego. Czy udało im się to dobrze zrobić? Według mnie zdecydowanie tak, i z niecierpliwością czekam, aż tytuł wyjdzie z wczesnego dostępu i trafi również na konsole w systemie „Free To Play”.