Z Inmost po raz pierwszy spotkałem się czytając dziewiętnasty numer magazynu Wireframe. Klimatyczna opowieść, podana w ciekawej oprawie, prosto od naszych sąsiadów ze wschodu. Wydana przez Chucklefish – a dobrze wiemy, że Chucklefish nie wydaje byle czego.
Kilka tygodni temu Hidden Layer Studios, producent gry, wziął mnie z zaskoczenia.
Ich gra pojawiła się jako jeden z tytułów dostępnych w subskrypcji Apple Arcade! Po prawdzie początkowo nie planowałem nawet zainteresować się darmowym okresem próbnym tej subskrypcji. Inmost mnie do tego wręcz zmusił.
Czym jest więc Inmost? Po pierwszych zapowiedziach sądziłem, że zagram po prostu w pixel-artową metroidvanię.
Myliłem się. Trudno mi tak naprawdę zakwalifikować tę produkcję do jednego gatunku – to przede wszystkim gra skupiona na historii, ale nie symulator chodzenia. Jest sporo elementów platformówkowych, jest coś w rodzaju quick time eventów i skoków wymierzonych co do kilku pikseli (bardzo czuć inspirację Another World), są małe momenty hack’n’slasha, są łamigłówki. Wiele elementów dobranych ze smakiem.
Inmost to historia trzech postaci.
Ich historie przenikają się, wywodzą się jedna z drugiej. Dziewczynka, która nie potrafi poradzić sobie ze stratą, tak nieporadna, że by wspiąć się na wysokość potrzebuje podstawić sobie stołeczek; dorosły mężczyzna próbujący poradzić sobie z bólem, w końcu rycerz, który z tym samym bólem próbuje walczyć. Wiele tu metafor, brakuje oczywistości. Inmost zmusza do zatrzymania się i przemyślenia. W tych próbach osiągnięcia „głębokości” fabuły niestety czasem fałszuje. Ot wymaga ciągłej uwagi i skupienia – inaczej częste będzie uczucie przegapienia czegoś w zrozumieniu opowiadania.
Gra przyciąga swoją stylistyką.
Mamy klasyczny dla twórców niezależnych pixelart. Tym razem w ograniczonej palecie barw, ciemnej, dramatycznej i smutnej. Ogromną rolę gra oświetlenie. W wywiadzie z twórcami gry w Wireframe czytamy, że ci na każdą scenę w grze potrzebowali kilku godzin pracy, by światła zagrały tak, jak tego chcieli. To napracowanie czuć na każdym kroku, w grze nie ma przypadkowości.
Tak jak warstwie wizualnej daleko do loteryjności, tak też i samej historii wcale nie jest blisko do liniowości.
Nie czuć tego, ale sceny można pokonywać na różne sposoby. Nie każdą napotkaną postać trzeba zabić, może uda się ją ominąć, może uda się znaleźć drogę dookoła. I może będzie to miało odzwierciedlenie w następnych etapach. Inmost początkowo nie zachęca do przechodzenia go wielokrotnie – ale dobrze udaje mu się zmienić to poczucie w trakcie rozgrywki.
Jeśli do całości dołożyć wspaniały voice acting…
Ledwie dwóch aktorów (ale jakich!) i, w ogóle, bardzo dopasowane udźwiękowienie – mamy bardzo zjadliwy komplet. Muzyka, która jest, ale której nie słychać, do momentu kiedy jej zabraknie. Autorzy do perfekcji opanowali sterowanie historią właśnie za pomocą dźwięków. I ciszy, być może przede wszystkim. To cisza właśnie towarzyszy najważniejszym wydarzeniom w grze.
Cieszę się, że Chucklefish wraz z Hidden Layer Games zdecydowały się nam pokazać Inmost w ramach subskrypcji Apple Arcade.
Wersja Steamowa według zapowiedzi ma pojawić się jeszcze w 2019 roku, brak jednak konkretnej daty. Inmost ma również pojawić się na Nintendo Switch, ale i tutaj brak konkretów.
Inmost to perełka, malutka, ledwie na kilka godzin.
Bardziej doświadczenie niż gra. Warto.
Abstrahując jeszcze na koniec od Inmost – niesamowicie podoba mi się kierunek, który obiera na ten moment Apple w swoim abonamencie Apple Arcade. Wyłapywanie wyjątkowych twórców niezależnych i zapraszanie ich na swoją platformę, bardzo dobra selekcja treści. Oby tak dalej!