House Flipper – Recenzja (PC)

W życiu każdego z nas przychodzi czasem taki moment, kiedy trzeba odpocząć od ciągłej presji wywieranej przez otoczenie i wybrać się na urlop. Tak samo jest z grami – ciągłe stawianie wyzwań przez większość tytułów dostępnych na rynku zmęczy w końcu każdego aktywnego gracza i trzeba zrobić sobie wtedy nieco przerwy od wiecznego grindu, wybierając jakąś lekką produkcję, która nie będzie zawieszała poprzeczek. Takie można powiedzieć wakacje od normalnego grania. I właśnie taki wypoczynek zamarzył mi się ostatnio po przerobieniu kilku długich jRPGów. A że jestem polakiem, postanowiłem ten urlop wykorzystać na przeprowadzenie kilku drobnych prac remontowych.

House Flipper jest w swych założeniach przyjemną, casualową grą niezależną traktującą o remontach domów. Niech was jednakże nie zwiedzie specyficzna oprawa produktu – gra ta nie jest bowiem symulatorem. Co prawda produkcja posiada kilka mechanik montażu instalacji elementów gospodarstwa domowego, nie są one jednakże na tyle rozbudowane, aby House Flippera porównywać do chociażby Car Mechanic Simulator.

Rozgrywka podzielona jest na dwa oddzielne tryby – zlecenia, w których wykonujemy konkretne, zlecone nam przez klientów zadania, oraz bardziej otwarty tryb w którym kupujemy zrujnowane nieruchomości i remontujemy je celem sprzedaży z jak największym zyskiem.

Zlecenia pełnią głównie rolę samouczków, przygotowujących gracza do zakupu własnego domu i wyremontowania go. Uczymy się w nich malować ściany, układać płytki, instalować grzejniki, klimatyzatory, pralki… Słowem – wszystkiego po trochu. W obecnej wersji gry dostępne jest 17 zleceń o rosnącym poziomie trudności – od najłatwiejszych, w których po prostu sprzątamy pokoje i zakładamy grzejniki sprzedane na złom w ramach zemsty (tak, każda z tych misji ma jakąś fabułę i nie, wolałbym jej nie poznawać) aż po zadania wymagające od nas przeprowadzenia kompleksowego remontu.

W drugim trybie gry dostajemy już pełną swobodę wyboru. Kupujemy jeden z 20 dostępnych w grze domów i przygotowujemy go do zasiedlenia. Podoba mi się to, że w tym trybie dom sprzedać możemy jednemu z kilkunastu klientów. Każdy z nich ma zupełnie inne wymagania odnośnie swojej przyszłej posiadłości. Jedni będą chcieli dużej, dobrze wyposażonej kuchni, drudzy kilku łazienek i tak dalej. W rezultacie każdy dom możemy przygotować pod konkretnego nabywcę, spełniając każdą z jego potrzeb, co poskutkuje wyższą ceną sprzedaży obiektu. Poza remontami przeprowadzanymi w domach, drobnym urozmaiceniem są bunkry, znajdujące się na podwórku niektórych budynków. Są to obiekty które również możemy urządzić jak nam się tylko podoba, zwiększając jednocześnie wartość całego obiektu. Niestety, jest to urozmaicenie wyłącznie wizualne – bunkry remontuje się w grze tak samo jak obiekty naziemne.

Jeśli już wspomniałem o wyglądzie poszczególnych obiektów, warto by poświęcić parę słów oprawie audiowizualnej tytułu. Graficznie House Flipper plasuje się gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi symulatorami młotu/koparki/górnika/młotokoparki górniczej (niepotrzebne skreślić) a standardowymi tytułami celującymi w fotorealizm. Po pierwszym uruchomieniu gry w oczy rzuca nam się od razu słabe oświetlenie i niskiej jakości tekstury otoczenia, kontrastujące z całkiem przyzwoicie wykonanymi detalami. Cytując klasyka, może nie jest najlepiej, ale jako-tako. Muzyka przygrywająca w tle budzi we mnie natomiast dokładnie te same emocje co melodie przygrywające codziennie w windzie, lub podczas oczekiwania na połączenie z konsultantem znienawidzonej sieci komórkowej. Równie dobrze mogło by jej nie być, ponieważ jest zwyczajnie nijaka.

Jako-tako. To samo mogę niestety powiedzieć o optymalizacji tytułu. Produkcję ogrywałem na PC zdolnym pociągnąć najnowsze tytuły AAA na jakości ultra w stabilnych 60 klatkach na sekundę. W House Flipperze natomiast dość często napotykałem na zauważalne spadki klatek. Spadki te zdawały się pojawiać w dość losowych momentach rozgrywki. Podczas wyburzania ścian generującego nieco animowanego gruzu na podłodze, FPSy były bardzo stabilne, aby nagle odnotować znaczny spadek gdy tylko zabrałem się za zmywanie okien czy malowanie.

Słabą oprawę graficzną można oczywiście przeboleć i jest to najważniejsza cecha dla tego gatunku gier. Jednakże sama rozgrywka również nie jest pozbawiona mankamentów. Jej największym problemem jest zdecydowanie powtarzalność wielu czynności wykonywanych przez gracza. Nie ważne czy sprzątamy, budujemy ściany, kładziemy płytki czy też malujemy coś farbą – każda z tych czynności sprowadza się do wybrania z rozwijanego menu odpowiedniego narzędzia i przytrzymania kursora myszki w miejscu, które ma zostać pomalowane lub wyczyszczone. Trochę mi to przypomina nużące kopanie tunelów w Minecraft celem pozyskania określonego surowca – zaznaczamy odpowiedni bloczek, czekamy chwilkę aż zapętlona animacja uderzania kilofem o ścianę się zakończy i przechodzimy do kolejnego bloczka. Analogicznie w House Flipperze – zaznaczamy fragment ściany, czekamy aż zapętlona animacja machania wałkiem malarskim się zakończy i przechodzimy do ściany obok. Powtórzyć kilkadziesiąt razy i pomalowaliśmy nasz dom.

Sprzątanie urozmaica nam brud na oknie i karaluchy. Te pierwsze usuwamy przy pomocy odkurzacza w drobnej minigierce. Okna zaś myjemy ręcznie co jest miłą odmianą od wiecznego gapienia się na zapełniające się kółko postępu przy np. zmiataniu kurzy. Najbardziej skomplikowaną mechaniką odznaczają się montowane instalacje takie jak prysznic czy zlew.  Po zakupieniu odpowiednich części ze sklepu musimy dokręcić kilka śrubek, podłączyć kable i osadzić odpowiednie części na kołkach. Niestety, urządzeń które możemy w domu zamontować nie jest wiele, podczas zleceń przyszło mi zamontować kilka pryszniców, klimatyzatorów, toalet, kilkudziesięciu zlewów i chyba kilkuset kaloryferów. Proces montażu dwóch ostatnich zdążyłem znienawidzić już w połowie zabawy. Wykonywanie określonej czynności raz jest całkiem przyjemne, gdy jednak przychodzi nam zamontować dziesiąty grzejnik w przeciągu godziny potrafi to być bardzo męczące.

Odnoszę także wrażenie, że rozgrywka nie stara się nawet być wymagająca w miejscach, gdzie czegoś od gracza wymagać powinna. Dla przykładu, budowanie i burzenie ścian dla naszego klienta jest bardzo proste – zwyczajnie wybieramy odpowiednie narzędzie z kołowego menu i modyfikujemy ścianę w miejscu wskazanym na minimapie. Jakże ciekawsze było by to zajęcie gdybyśmy np. musieli najpierw odmierzyć odpowiednią odległość przy pomocy miarki, a później posiłkując się planem domu – i nie, nie mam tu na myśli prostej minimapy – zabudować odpowiednią przestrzeń. Gra jasno określa nam też miejsca gdzie możemy zainstalować gniazdko albo pralkę, kolejny zmarnowany potencjał na ciekawą minigrę polegającą na szukaniu kabli w ścianie za pomocą odpowiednich planów. Możliwość przypadkowego przewiercenia rury kanalizacyjnej zamiast miejsca położenia kabli jest czymś czego na prawdę chciałbym w tej grze doświadczyć. A nie mogę.

Oprócz dokonywania wszelakich prac remontowych możemy także wyposażać domy we wszelakiego rodzaju meble… I nie tylko! Wśród obiektów jakie możemy umieścić w domu, obok krzeseł i lamp znajdują się m.in słoiki z ogórkami i makaron. Niestety, jeśli przed oczami macie już katalogi z IKEI czy innej Castoramy, muszę was zmartwić – ilość mebli nie robi dużego wrażenia, mamy oczywiście dostęp do różnych półek, łóżek, szaf czy stołów, ale ich ilość nie powala na kolana. Najbardziej brakowało mi prezentujących się luksusowo i designersko mebli, większość produktów w sklepie to bowiem bardzo proste projekty z kilkoma różnymi wersjami kolorystycznymi. Dostęp do katalogu z meblami umożliwia nam tablet, na którym możemy nie tylko zamówić online elementy wystroju wnętrza, ale także rozwinąć naszą postać. A co, myśleliście że w 2018 roku jakaś gra nie będzie posiadała systemu rozwoju postaci? Rozwój musi być! Na szczęście nie są to drzewka umiejętności, tylko proste bonusy do wykonywanych przez nas czynności, takie jak umiejętność malowania ścian 50% szybciej, czy lepszy mop do sprzątania.

Na koniec muszę wspomnieć o błędach, które napotkałem podczas rozgrywki. Zdaje sobie sprawę z tego, że przedpremierowe wersje recenzenckie są mniej dopracowane od ostatecznego produktu, niestety napotkałem kilka poważnych błędów uniemożliwiających mi wykonanie niektórych zleceń na 100%. Począwszy od nieznikających zanieczyszczeń, które napotkałem kilka razy i których nie dało się usunąć bez zresetowania scenariusza. Oprócz tego, do zresetowania gry zmusił mnie błąd pojawiający się czasem przy próbie zamontowania nowego gniazdka elektrycznego. Szybki research ujawnił, że jest to często spotykany problem, mam zatem nadzieję, że zostanie on załatany w dniu premiery.

I tak oto prezentuje się House Flipper. Gra ma co prawda ciekawy pomysł na siebie, na rynku brakuje bowiem takiej hybrydy Simsów z symulatorem ekipy remontowej, jednakże dobry pomysł w tym przypadku nie idzie w parze z wykonaniem. Rozgrywka jest mało zróżnicowana i po kilku godzinach staje się nużąca, głównie za sprawą mało zróżnicowanych mechanizmów rozgrywki. Błędy również nie działają na jej korzyść, sprawiając, że gracz będzie nie raz zmuszony do powtarzania etapu.