Homefront: The Revolution – to gra, która miała nam, graczom, umilić nudne wieczory. Czy tak się stało? Opinię na temat trybu single player już widzieliście, a jeżeli nie, to możecie ją przeczytać tutaj.
Jak wiecie lub nie, Homefront: The Revolution posiada, oprócz samego trybu dla jednego gracza, tryb multiplayer. Po rozgrywce wieloosobowej spodziewałam się czegoś w stylu klasycznych deathmatchy – Okupanci vs. Rewolucjoniści. To, w co miałam okazję zagrać, pozytywnie mnie zaskoczyło. „Tryb ruchu oporu” (multiplayer) polega bardziej na współpracy niż na konkurowaniu między sobą („bardziej” dlatego, że zawsze to my chcemy być tymi najlepszymi, a po każdej misji wyświetla się liczba punktów zdobytych przez wszystkich graczy).
Rozpoczynając grę musimy stworzyć swoją postać. Najpierw wybieramy jedną z cech przewodnich, co sprawiło mi nie lada problem, bo twórcom nie chciało się za bardzo wytłumaczyć, jaki to będzie miało wpływ w grze. Oczywiście gdyby nie to, że było tych cech dobre 30, raczej bym się do tego nie przyczepiła. Ale wracając do zalet, muszę przyznać, że możliwości personalizacji postaci są bardzo duże, jednakże nie przyćmiewają w żadnym stopniu najważniejszej rzeczy, czyli samego wykonywania misji.
Żadna misja nie odbyłaby się bez użycia broni, prawda? Koło wyboru jest moim zdaniem wystarczająco duże jak na FPS w klimatach wojennych. Opcji nie jest wcale wiele, ale stawiają na realizm, zaliczam to jako plus. Strzelby na blisko, snajperki na daleko oraz zwykłe karabiny szturmowe, które odwalają dobrą robotę, z bliska czy też z daleka. Mimo takiego zbalansowania, nie zawsze wybór snajperki czy też strzelby jest dobrym rozwiązaniem. Czasami walczymy tylko na bliski dystans, gdzie snajperka może nas szybko zaprowadzić w oblicza śmierci. W innej misji wybranie strzelby byłoby największym błędem. Jako początkującej, często zdarzały mi się takie sytuacje i nie pogardziłabym możliwością zmiany broni w jakimś checkpoincie lub podniesienia broni wroga.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Każdą nową misję możemy zawsze odpalić na łatwym poziomie. Z czasem, kiedy nasz level wzrasta. a wraz z nim nasze umiejętności i arsenał, możemy spróbować swoich sił na poziomie normalnym bądź trudnym. Do wyboru są 2 tryby gry – „Atak” oraz „Obrona”. Wybierając „Atak” możecie już się domyślić, że będziecie się poruszać z punktu A do B, B do C itd, a wszystko to, w celu zniszczenia oddziałów wroga czy też zwykłego utrudniania życia Koreańczykom. Mówiąc w skrócie, są to większe lub mniejsze akcje dywersyjne. W „Obronie” liczy się szybkie działanie, nierzadko ogranicza nas zegar odliczający czas.
Wydawałoby się, że obrona i atak to przeciwieństwa, jednak kiedy zaczęłam grać, nie za bardzo orientowałam się, które to które. W jednym i drugim musieliśmy przechodzić z jednego punktu do drugiego i przy tym zabijać hordy wrogów. Ale już po godzinie grania większość misji powinniśmy kojarzyć chociażby z samej nazwy. Nie jest to takie trudne, kiedy mamy ich jedynie 8 – 8 misji, gdzie z wprawą i zgranym, zespołem nie powinny nam zająć więcej niż 10-15 minut.
Nie wspomniałam jeszcze o bardzo ważnej kwestii, czyli o tym, w jaki sposób będziemy ulepszać swoją postać. Nie wiem czemu ostatnio tyle gier stosuje tą metodę. Najpierw Battlefield, CS:GO, Uncharted 4, a teraz Homefront: The Revolution. Jeżeli myślicie o skrzynkach, to dobrze trafiliście. Skrzynki, skrzynki i jeszcze raz skrzynki. W skrzynkach odblokowujemy kolejne bronie, stroje, dodatki do pancerza, po prostu wszystko. Całe szczęście, że autorzy nie dodali możliwości płacenia realnymi pieniędzmi za otworzenie kilku skrzynek. Wygląda to mniej więcej tak – po ukończeniu misji dostajemy punkty doświadczenia (XP) oraz pieniądze. W zależności od tego, jak bardzo unikalne elementy gry chcemy odblokować, tym więcej musimy zapłacić. Sposób na pewno ciekawy, ale ja jestem jednak zwolenniczką odblokowywania przedmiotów wraz z postępem gry.
Jeżeli chodzi o kwestię techniczną, to twórcy wywiązali się z danego słowa. Rzeczywiście, zdecydowanie lepiej gra się niż w trybie singleplayer. Nie ma aż tylu spadków klatek, ale niestety zdarzały się nawet takie do 20fps. Jednak miało to miejsce tylko w jednej misji, ciągle w tym samym miejscu, więc jest nadzieja, że wkrótce zostanie to naprawione i zaaplikowane w jakimś patchu. Ogólnie rzecz biorąc, oczy już tak nie bolą.
Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie rozczarowała. Wyobraźcie sobie, że jesteście otoczeni przez wrogów, wszystkich macie oznaczonych na mapie, staracie się uciec, bo został wam ostatni, krytyczny odcinek paska zdrowia i nagle przed waszą twarzą odradza się przeciwnik. Nie jestem osobą nerwową, która w takim momencie rzuciłaby padem w ścianę, ale czasami sprawiało to nie lada kłopot, który mógł nas kosztować failem misji.
Jeżeli nie macie planów na weekend, to Homefront: The Revolution na pewno by go urozmaiciło, ale… No właśnie, jeden weekend. Multiplayer powinien być bardziej zajmujący, a jednak po jednym dniu grania nie było nic do roboty.