Poświęcę cenny początek na coś, czego kompletnie nie rozumiem. Redux – jak w przypadku ostatniej mojej recenzji, czyli Postala – ma oznaczać grę odświeżoną. Lepsza grafika, przebudowane poziomy, nowe bronie, ulepszenia, przeciwnicy itd. Niestety, moja definicja gry z dopiskiem Redux nie pokrywa się z definicją twórców – polskim studiem Flying Wild Hog, którzy tę produkcję przygotował. Postaram się nie bredzić zbyt mocno, co mi się ostatnimi czasy zdarza nagminnie. Powyżej tego akapitu wstawiłem screena z obecnej wersji gry, a poniżej – wersji z 2012 r. (przynajmniej według daty zamieszenia w sklepie Steam). Widzicie jakieś różnice? Już nie mówię o tych nowych efektach, jakie zapowiadali twórcy, czy też o genialnym oświetleniu dzięki ich ulepszonemu silnikowi graficznemu. Gra wygląda tak samo, albo i nawet gorzej, niż ich oryginalna produkcja. Nie przemawia to do mnie kompletnie, liczyłem na jakiś efekt wow w tym temacie. Nie podpisuje się przecież kilkuletniej grafiki określeniami, które do niej nie pasują. A przynajmniej tak do tej pory myślałem.
Grafika naprawdę jest paskudna. Kiedy ogrywałem niektóre poziomy, dzwonił rok 2010 – mówiąc coś o zwrocie paskudnych tekstur z powrotem do przeszłości. Nie kłują mocno w oczy za to efekty. Głównie te z broni – jeszcze wybuchy czasami są ok i nie wracam przy nich myślami do dawnych czasów, kiedy zagrywałem się w Quake 3 Arena. Pamiętacie tamte efekty, podczas strzałów z rakietnicy? Te z Hard Reset Redux zupełnie od nich nie odbiegają.
Dużym plusem, jaki znajduje, jest przecena gry. Nie mówię tutaj o tych 10%, które towarzyszą nowym produkcjom na Steam. Otóż fani, którzy mają na koncie Steam normalną wersję gry Hard Reset, mogą kupić REDUX z 85% zniżką. To samo dotyczy posiadaczy Shadow Warrior. Według mnie jest to genialny ruch producenta, pozwala posiadaczom wyżej wymienionych gier zapoznać się z tytułem i zmianami za relatywnie małe pieniądze. Plusik w waszą stronę, panowie!
Już w samym tutorialu dowiadujemy się sporo o głównym bohaterze. Agent specjalny, najlepszy z najlepszych wśród najlepszych. Major Fletcher. Od razu coś wiadomo, tak bez zastanowienia – nie jest to byle kto. Nasz major, jak się okazało, nie zgina się przed nikim ani niczym. Widać po nim, że to twardy facet. Spytacie dlaczego? Co w nim takiego męskiego, stanowczego, co takiego odkryłeś już na samym początku gry? Odkryłem ważny sekret – Fletcher nie potrafi kucać, prawdopodobnie zamontowali mu tytanowe kolana, bo te, co ma, wysadziło mu od biegania po chodniku. Major Cebula jednak oszczędził i kupił takie, które się nie zginają. Przez to napotyka same problemy w czasie swoich misji. Chcesz sobie skrócić drogę i przejść pod płotem? O nie, nie będzie tak prosto! Musisz biegać dookoła przez połowę planszy, żeby powskakiwać sobie na jakieś śmietniki i przeskoczyć nad płotem. Prawda, że cudownie? Ciekawi mnie tylko jak on skacze, no wiecie, z prostymi kolanami. Albo jak korzysta z toalety. Nie lubię takich wymuszeń w grach, tutaj one są denerwujące i występują co chwilę. Okazuje się, że nie możemy sobie spokojnie wejść po schodach – major musi oczywiście jechać windą. Prawdopodobnie jest to spowodowane jego problemami z kolanami. Dodaje nam to kilkanaście minut rozgrywki, czas szybko leci przebijając się przez kolejne fale przeciwników. Nie tak bez celu, szukamy przecież włącznika do zasilania windy! Obstawiam też drugą opcję, schody są ogrodzone kratą, pod którą jest przejście – na oko wysokości jednego metra. Fletcher od małego był szkolony do zadań specjalnych, nikt niestety nie nauczył go zabawy w limbo (przechodzenia pod tyczką, tak po naszemu). Zmuszeni więc jesteśmy znów kręcić się po całej mapie, raz po razie.
Sama gra jest prosta jak budowa cepa. Nie dajcie się zwieść w miarę ciekawą ścieżką fabularną. Nie jest może ona ideałem – cała historia rozgrywki i wprowadzenia do kolejnych poziomów pokazane są nam w formie interaktywnych scen z komiksów. No nie na tyle interaktywnych, żebyśmy mogli coś podczas nich robić. Najlepiej to nie ruszajcie nawet myszką, bo historyjka potrafi urwać się w każdym momencie. Nawet jak nic nie wciskałem, po chwili przerywało bohaterom w połowie słowa i od razu zostawałem rzucony na kolejną rzeź. Ładnie to wygląda, trzeba przyznać – brakuje oczywiście jakichkolwiek polskich dźwięków, w naszym języku uświadczymy tylko napisy(i krzyk, który w każdym jezyku brzmi tak samo). Co ciekawe, niektóre elementy w grze są przetłumaczone. Bardzo małe elementy, jakieś przyciski włącz/wyłącz itd. Miły akcent, ale nic ciekawego – ogranicza się to do trzech-czterech tekstur i szybko przestałem to zauważać.
Rozgrywka? Przypomina ona Serious Sama. Cały schemat, jak wspomniałem, jest banalny. Mamy do wykonania szereg zadań, jedno po drugim. Na przykład włączyć zasilanie do windy. Przebijamy się przez fale przeciwników, których rozwalamy w przeróżniasty sposób. Wykonujemy zadanie, czyli przełączamy przełączniczek, który został oddalony od naszego głównego celu o jakieś dwieście metrów labiryntów i skoków (lub pięć metrów, jeśli Major Fletcher nauczyłby się kucać). I co się dzieje? Znów fale kolejnych wrogów. Ich rodzajów nie ma za wiele, w zasadzie co plansza to nowi wrogowie – szkoda tylko, że nudzą się już po dwóch-trzech falach. Po chwili już wiemy, jaka broń działa, i rozwalamy ich w drobny pył. Tak mija nam kawałek planszy za kawałkiem. Rozgrywka za rozgrywką. Hard Reset Redux nie możemy zaliczyć do jakichś długodystansowców. By spokojnie przejść grę wystarczą nam cztery godziny.
Zachwyceni na pewno będą fani wszelakich znajdziek. Na każdej mapie mamy kilka poukrywanych sekretów, do których możemy się dostać. Zazwyczaj są ukryte za pękającą ścianą, przy której przypadkowo stoi beczka z łatwo-wybuchową substancją. Proponuje naparzać we wszystko, co może wystrzelić w powietrze – od samochodów po te nieszczęsne beczunie. Co do tych ukrytych lokacji – znajdziemy tam głównie więcej amunicji do broni i punkty jej ulepszenia. Te drugie są bardzo przydatne. Co chwila w lokacjach są rozmieszczone specjalne urządzenia, które umożliwią zwiększenie potencjału naszego podręcznego arsenału. Z elektrycznej broni mogą zacząć wylatywać granaty (utrzymujące się chwile przy życiu i zabijające wszystko, co wejdzie w zasięg wyładowań – mocno polecam, 2-3 takie zabawki i cała fala wrogów zostaje wyczyszczona), czy tez sama zamienić się może w wielki paralizator rażący wszystkich wrogów. Podobnie jest z bronią strzelecką, bez problemu ulepszymy jej celność, szybkostrzelność lub dodamy inne przydatne moduły. Wszystko to by siać jeszcze większy postrach wśród atakujących nas maszyn.
Hard Reset Redux nie jest najlepszą grą, w jaką było mi ostatnio dane zagrać. Nie jest to już produkcja na światowym poziomie, brakuje czegoś przyciągającego i co by przeważyło w odbiorze tego tytułu. Zapewne parę lat temu ten tytuł cieszył się większą popularnością – jestem to sobie w stanie bez problemu wyobrazić. Teraz? Średniawa, średnie zmiany, średnia grafika, średnia cena.
Grę możecie nabyć w sklepie Steam – obecnie kosztuje $17.99/£13.99/17,99€